Single nigdy nie są samotni

eSPe 97/2/2012 eSPe 97/2/2012

Na singli czyhają dwie pokusy. Pierwsza pokusa to nadmierna izolacja. Druga pokusa to mówienie „tak” zbyt często, ponieważ singielka czy singiel obawia się, że jeśli się nie zgodzi na wszystko, to straci przyjaciół, od których emocjonalnego wsparcia zależy, nie mając współmałżonka.

 

Urszula Pękala: Dla niektórych polskich katolików słowo „singiel” ma wydźwięk negatywny – kojarzy się z egoizmem, niechęcią do przyjęcia odpowiedzialności za własne życie i za innych ludzi. Dlatego tytuł Pani książki –Anielskie single – może się okazać pewną prowokacją. Co ten tytuł oznacza? Kim są „anielskie single”?

Dorothy Cummings: Słowo „anielski” (seraphic) w języku angielskim oznacza kogoś, kto jest zadowolony, przepełniony wewnętrznym pokojem, szczęśliwy. W literaturze spotyka się wyrażenie „anielski uśmiech”, które oznacza uśmiech pełen pokoju i szczęścia. Singlom chciałabym powiedzieć, że osoba, która nie żyje w małżeństwie, może być szczęśliwa i spokojna, nie musi się martwić brakiem współmałżonka; że można cieszyć się wolnością, jaką daje życie w pojedynkę – wolnością będącą darem Boga.

A zatem Pani książka mówi o akceptacji życia przez singielkę czy singla?

Tak jest. Taką akceptację można osiągnąć jedynie wtedy, kiedy całkowicie zaufa się Bogu i powie: „W porządku, jeśli Bóg dał mi życie w pojedynkę – może tylko na pewien czas, ponieważ Bóg jest tajemniczy i nigdy nie wiemy, co się wydarzy – jeśli Bóg dał mi takie życie na teraz, będę się nim cieszyć jako darem i przeżywać je takim, jakim jest, w postawie wdzięczności, a nie odczuwać zawstydzenie czy skrępowanie z tego powodu.”

Kiedy zaczynała Pani prowadzić blog o „anielskich singlach”, który stał się podstawą książki, sama była Pani singielką. Redakcję książki kończyła Pani już jako mężatka. W książce wspomina Pani, że znalazła prawdziwą miłość po zaakceptowaniu życia samotnego. Czy to nie paradoks? Jak by to Pani wyjaśniła?

Mam na ten temat dwie teorie: teologiczną i świecką. Zacznę od tej ważniejszej, czyli teologicznej. Myślę, że od niektórych z nas Bóg oczekuje, abyśmy powiedzieli Mu szczerze całym sercem: „Twoja wola, nie moja, niech się dzieje”. Tylko jeśli dojdziemy do tego momentu, kiedy powiemy Bogu: „Ty jesteś pierwszy! Ty wiesz – ja nie wiem”, będziemy gotowi na ewentualny związek. To jest teoria teologiczna. Zgodnie z teorią świecką, ludzie lubią osoby szczęśliwe, pewne siebie. Jeśli ktoś jest zalękniony, skrępowany, wstydzi się swojej sytuacji, ludzie to rozpoznają, świadomie lub podświadomie. Ludzi nie pociągają osoby zawstydzone, skrępowane. W ten sposób mogą być postrzegane nie tylko osoby ciche z natury, ale także te, które chcą stworzyć jakiś swój wizerunek na siłę – może zachowują się zbyt głośno, może ubierają się zbyt prowokacyjnie. Robienie szumu wokół własnej osoby i seksowne ciuchy nie świadczą o tym, że jest się szczęśliwym i świadomym własnej wartości. Myślę więc, że jeśli single akceptują wolę Boga i lubią swoje życie w pojedynkę, a w dodatku nie wstydzą się z tego powodu, to przyciągają do siebie innych ludzi. Dotyczy to szczególnie innych singli, które stwierdzają: „Chciałabym być tak szczęśliwa. Chciałbym być tak świadomy własnej wartości.”

Większość singli nie wybrała życia w pojedynkę świadomie i dobrowolnie. Ludzie z ich otoczenia, albo nawet sami single, postrzegają często tę sytuację jako chybione powołanie – single nie są bowiem ani małżonkami, ani księżmi, ani zakonnicami czy zakonnikami, czyli nie realizują żadnej drogi, kojarzonej powszechnie z powołaniem. To tak, jakby single nie potrafili rozeznać powołania. Ale czy bycie samotnym, pomimo że się nie wybrało takiego życia dobrowolnie, także nie jest powołaniem?

Uważam, że jest. Musimy pamiętać, że powołanie to nie zawód. To wezwanie. Bóg nas wzywa. A Bóg jest wolny; On niekoniecznie woła nas, kiedy mamy 22 lata. Kiedy kończymy studia, musimy wybrać jakiś zawód. Ale Bóg jest wolny; On nie działa według naszego planu, to my mamy działać według Jego planu. A zatem On nie musi nam dać jednego powołania raz na całe życie. Więc jeśli ludzie mówią: „Nie wybrałaś, nie wybrałeś, żadnego powołania”, osoba samotna może odpowiedzieć: „To nie ja mam wybrać, to Bóg ma mnie wezwać”. Oczekiwanie na Boże wezwanie jest oznaką wielkiego zaufania względem Boga.

Mówi Pani o oczekiwaniu. Czy to nie jest trochę ryzykowne podejście? Ktoś mógłby powiedzieć: „Nie muszę nic robić, wystarczy, że będę czekał.”

Myślę, że jest to taka sama sytuacja, jak z podstawowym powołaniem chrześcijańskim, które polega na tym, by każdego ranka po przebudzeniu wybierać Boga. Chrześcijanin zawsze nasłuchuje, by rozpoznać głos Boga, zawsze się rozgląda, szukając Boga wokół siebie, w swoim życiu. Podam przykład z własnego życia. W mojej książce napisałam o dzieciach, ponieważ za jedno z najtrudniejszych doświadczeń w życiu singielki uważam to, że nie ma w nim dzieci. A przecież kobieta jest powołana do macierzyństwa. Jan Paweł II mówił, że wszystkie kobiety są powołane do bycia matkami. Ja mam bratanicę, bratanka i siostrzeńca, a w Szkocji, gdzie mieszkam, opiekuję się polskimi i innymi zagranicznymi studentami, którzy przebywają z dala od swoich rodzin. Żyję w małżeństwie dwa lata. Bóg nie zesłał mi jeszcze własnego potomstwa, ale czuję, że mam obowiązki wobec innych dzieci. Kiedy pisałam książkę, miałam tylko jednego siostrzeńca. Byłam otwarta na to, że Bóg może powołać mnie do małżeństwa i macierzyństwa w sensie ścisłym, ale częścią mojego życia jako singielki była pomoc siostrze przy jej synku. Jednocześnie spotykałam się z ludźmi, zastanawiałam się nad tym, jakie cechy czynią mężczyznę dobrym mężem, utrzymywałam przyjaźnie z osobami konsekrowanymi. To nie było bierne czekanie. To było czekanie aktywne.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| SINGLE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...