Miłość, czyli rana

Więź 10/2012 Więź 10/2012

Niejeden stwierdzi, że "Miłość" to tytuł banalny. Ale czy można było inaczej ten film zatytułować? Wychodzimy z kina porażeni, ze ściśniętymi gardłami.

 

Ksiądz Miłość Michaela Hanekego, nagrodzona Złotą Palmą w Cannes, to arcydzieło, a jej twórca to – według wielu – najwybitniejszy współczesny reżyser filmowy na świecie. Haneke jest także znakomitym pisarzem i dramaturgiem. Mówi się o nim: „Bergman naszych czasów”. Filmy Ukryte czy Pianistka uznane zostały za ważne wydarzenia, dotykały przecież trudnych problemów egzystencjalnych i ubrane zostały w ciekawą artystycznie formę. A Biała wstążka, o której rozmawialiśmy tu jakiś czas temu, to film mistrzowski, dzieło spełnione, wyjątkowe we współczesnej kulturze – piorunujące w swojej wymowie, przedstawia bowiem rodzące się w człowieku zło, które w ostateczności może przybrać zbrodnicze formy.

Kobieta Haneke potrafi opowiadać o najmroczniejszych i najbardziej tajemniczych zakamarkach ludzkiej natury w sposób tak wiarygodny, że jego filmy budzą wręcz grozę. Miłość dowodzi, że z taką samą siłą potrafi mówić o tym, co w człowieku piękne, szlachetne i dobre. Ten film to historia sędziwych małżonków, których głęboka więź oznacza również wierne trwanie jednego przy drugim w degradującej fizycznie i intelektualnie chorobie, a w końcu też w umieraniu.

Ksiądz Niejeden stwierdzi, że Miłość to tytuł banalny. Ale czy można było inaczej ten film zatytułować? Wychodzimy z kina porażeni, ze ściśniętymi gardłami.

Kobieta I z pytaniem, jak być wobec cierpienia człowieka, kiedy nic już nie jest w stanie tego cierpienia uśmierzyć. Pewna osoba, która – towarzysząc w umieraniu komuś bardzo bliskiemu – stanęła wobec właśnie takiej sytuacji, opowiadała, że zaprzestała żarliwej modlitwy o to, żeby ów człowiek nie odchodził. Ale to była osoba wierząca, a co pozostaje tym, którzy w Boga nie wierzą?

Ksiądz Zapewne część z tych osób – powtarzam jedynie część – skłonna będzie zastanawiać się nad słusznością eutanazji. A i w przypadku filmu Hanekego zapewne pojawią się nieuprawnione interpretacje, jakoby wpisywał się on w europejską dyskusję o eutanazji, zresztą taki głos słyszałem od jednego z krytyków po pokazie prasowym Miłości. To kompletne nieporozumienie – Haneke swoim dziełem nie wpisuje się w żadną dyskusję publicystyczną ani ideową. W przejmujący sposób opowiada o ludzkim dramacie.

Oto paryskie mieszkanie, gustowne, staroświeckie i przestronne, mnóstwo półek z książkami, a najważniejszy mebel to fortepian, wciąż używany przez dwoje starych ludzi: Annę i Georges’a, nauczycieli muzyki. Mieszczańscy w sposobie bycia, konserwatywni i tolerancyjni, majętni – pieniądze nie stanowią dla nich problemu – są ludźmi wysokiej kultury; dramat wydarza się więc w statecznej rodzinie, w kochającym się małżeństwie.

W rolach Anny i Georges’a wspaniali: Emmanuelle Riva, pamiętana z filmu Hiroszima, moja miłość Alaina Resnaisa i Jean-Louis Trintignant, którego znamy z niezliczonych ról w filmach największych reżyserów, m.in. z Czerwonego Krzysztofa Kieślowskiego. Kiedyś zachwycali urodą młodości, u Hanekego zachwycają urodą starości. Tak – w ich przypadku – chyba możemy mówić o urodzie starości, mimo że jesteśmy świadkami okrucieństwa przemijania.

Kobieta Powiedziałabym raczej, że zachwycają pięknem, a nie urodą. To piękno oczywiście wynika również z ich dawnej zewnętrznej urody, ale przede wszystkich promieniuje z wnętrza. Rzeczywiście są piękni, jest to jednak trudne, czasem nawet bolesne piękno. Mamy przecież do czynienia z sędziwymi osobami – aktorzy wcielający się w małżonków przekroczyli już osiemdziesiątkę, w ich ciałach jest ta właściwa podeszłemu wiekowi kruchość i kanciastość. W tym wieku ciało stawia już zazwyczaj opór nawet w najprostszych czynnościach: nie pozwala przyspieszyć kroku, zwykłe schylenie się wymaga wysiłku i trwa dość długo, podobnie uniesienie chorej żony z łóżka czy fotela, żeby pomóc się jej przemieścić.

Role Anny i Georges’a wymagały od aktorów nie tylko kunsztu, ale i odwagi. Musieli przecież zagrać sytuacje, które są niebezpiecznie blisko ich własnego życia. Oczywiście bezwzględność choroby i nieodwołalność przemijania dotyczy każdego z nas, jednak w przypadku sędziwych Rivy i Trintignanta wydają się szczególnie dojmujące.

Ksiądz Anna i Georges przeżyli ze sobą całe życie, oboje są muzykami, poznajemy ich zresztą w filharmonii. Muzykiem jest także ich córka, Eva (Isabelle Huppert) i zięć. Eva mieszka w Londynie, a jej kontakt z rodzicami to przede wszystkim rozmowy telefoniczne i od czasu do czasu spotkania, krótkie, dość banalne rozmowy o niczym. Rodzice mają swoje życie ludzi starych, nakierowane na refleksję i wspomnienia, córka zaś wpadła w wir świata, którego wyznacznikiem jest brak czasu. Siedemdziesięciolatek Haneke mówił po pokazie filmu w Cannes: „Każdy musi się kiedyś skonfrontować z taką sytuacją. Odchodzą nasi dziadkowie, rodzice, czasem ktoś, z kim spędziliśmy wiele lat, czasem dziecko. […] Mając 30 lat, myśli się o narodzinach miłości, w moim wieku – o miłości, która odchodzi na zawsze”.

Kobieta Ale w swoim najnowszym filmie Haneke opowiada o miłości, która nie odeszła, nie pokonały jej czas i rutyna codzienności – ona trwa, czasami bywa nieco zmęczona, ale Annę i Georges’a łączy autentyczna, głęboka więź. Haneke opisuje ją bez cienia sentymentalizmu, niczego nie upiększa – to bardzo ważne, dzięki temu wszystko, o czym opowiada, jest tak wiarygodne i poruszające. Artysta patrzy na swoich aktorów i bohaterów z czułością, w której nie ma cienia czułostkowości. To tak uważne, wręcz kontemplacyjne spojrzenie twórcy udziela się widzowi. Skromna i prosta w warstwie fabularnej historia, zachowująca jedność czasu, miejsca i akcji (niemal w całości dzieje się w mieszkaniu bohaterów), ma w sobie niezwykłą intensywność. Nie możemy oderwać wzroku od, zanurzonych w swoją codzienność, dwojga starych ludzi.

Ksiądz Oglądamy ich najprostsze czynności i gesty: przygotowywanie śniada -nia, zmywanie naczyń, zwyczajne rozmowy przy posiłku, czasami przerywane, bo okazało się, że solniczka jest pusta, więc trzeba dosypać soli, to znowu zepsuła się spłuczka w toalecie, potem znowu jakieś wspomnienia, narzekania na zięcia, lektura gazety. I tak codziennie – sennie, nostalgicznie, ale bez żadnych pretensji do świata. Rozmowy Georges’a i Anny są stonowane, wyważone, pełne kultury, a czasem też i humoru. I nagle atak choroby, który przewraca życie do góry nogami.

Kobieta Początkowo wydaje się, że małżonkowie sobie poradzą – niepełnosprawność żony wprawdzie utrudnia codzienne życie, stanowi jednak większy problem dla niej samej niż dla jej męża. Jest dla przyzwyczajonej do niezależności Anny trudnym ograniczeniem.

Georges jest bardzo oddany żonie, sposób, w jaki się o nią troszczy, najpierw pełen bezradności, a potem coraz większej – pełnej delikatności – pewności, budzą podziw i wzruszenie. Tyle w nim dyskretnej czułości, uwagi, cierpliwości i respektu dla potrzeby intymności żony. W ich życiu nadal jest miejsce na chwile szczęścia: elektryczny wózek, który pozwala Annie samej przemieszczać się po obszernym mieszkaniu, obojgu sprawia niemal dziecięcą radość.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...