Miłości można się nauczyć

Rycerz Młodych 1/2013 Rycerz Młodych 1/2013

Pomocy innym ludziom trzeba się – tak jak każdej rzeczy – nauczyć. Pomoc musi być trafiona, konkretna – nie może być tylko zaspokajaniem naszej gorliwości. Dlatego trzeba się wiele dowiedzieć o drugim człowieku. Ta wiedza rozszerza nasze horyzonty. Obala wiele przesądów i mitów, którymi zaśmiecona jest nasza wyobraźnia. Trzeba nam poznać trudy ich codziennego życia.

 

Pociągająca moc miłości

Najbardziej wyrazistą naszą nauczycielką pozostała jednak Matka Teresa. Z naszego Ruchu poznało ją osobiście najwyżej ze sto osób. Jedne osoby w Indiach, inne w Polsce, kiedy tu przyjeżdżała. Poznanie jej osobiste nie było jednak niezbędne. Jej przykład urzekł wiele osób, które jej na oczy nie widziały. Wystarczyło im poznać myśli Matki i opis jej życia. Matka Teresa była wielką chrześcijańską myślicielką. Nie była uczoną w sensie studiów i tytułów. Natomiast jej myśli miały głębię biblijnych przypowieści. Wcześniej przez lata była ona w Kalkucie dyrektorką ekskluzywnej szkoły dla bogatych dziewcząt. Szkoły katolickie do dziś w Indiach uważane są za najlepsze. Sukcesy pedagogiczne dyrektorki były głośne nawet poza Indiami. Wyobraźcie sobie, że zrezygnowała z tej posady i poszła pracować do kalkuckich slamsów. Stała się przy tym rzecz niewyobrażalna – poszła za nią część jej uczennic! W tym dziewczęta z domów hinduistycznych. To nam mówi o tym, jaka więź była między dyrektorką a jej uczennicami. To się nazywa pociągająca moc miłości. Siostry Matki Teresy modlą się codziennie modlitwą kard. Newmana, w której mówi się o miłości, że ma być szerzona „nie słowami, lecz przykładem, pociągającą mocą życzliwego działania”. Muszę powiedzieć, że na naszej drodze spotkaliśmy wiele osób, które miały w sobie taką właśnie moc. I tego życzę każdemu czytającemu te słowa.

W tej rezygnacji Matka Teresa była też wierną uczennicą (jeśli tak można się wyrazić) swojego Nauczyciela, czyli Jezusa. W ludzkim rozumieniu jej rezygnacja to jakby zejście w dół drabiny społecznej. Od bogatych i dobrze się mających do biednych i opuszczonych. Nie żadne „pochylanie się nad” biednymi, tylko zejście pomiędzy nich. Łatwo zauważyć, że naśladowała w tym Jezusa, który na początku „nie skorzystał ze sposobności, żeby na równi być z Bogiem”, ale stał się człowiekiem, takim jak my. Zszedł pomiędzy nas. Jakby tego nie wystarczyło, przystawał nie z wielkimi tamtych czasów, ale właśnie z tymi „gorszymi”. Gorszymi zarówno pod względem materialnym, ale także i moralnym. I jakby tego jeszcze było mało, wydał się w końcu na śmierć jako zwykły przestępca. Na koniec oddał swoje Ciało pod postacią Chleba, powierzając się człowiekowi. Taki jest Nauczyciel Matki Teresy. To jest też nasz Nauczyciel. Trudno nam jest być Jego uczniami w świecie, w którym króluje reklama i trzeba umieć się pochwalić lub dobrze sprzedać. Jeśli jednak poczujemy w sobie pociągającą moc życzliwego działania dla innych, to nic nas nie zatrzyma. Szczęście, którego człowiek doświadcza, kiedy obierze taką drogę, jest nie do odrzucenia. Jezus powiedział o tym: „królestwo Boże pośród was jest”. I to się sprawdza.

Dobro ukryte w człowieku

Pomocy innym ludziom trzeba się – tak jak każdej rzeczy – nauczyć. Pomoc musi być trafiona, konkretna – nie może być tylko zaspokajaniem naszej gorliwości. Dlatego trzeba się wiele dowiedzieć o drugim człowieku. Ta wiedza rozszerza nasze horyzonty. Obala wiele przesądów i mitów, którymi zaśmiecona jest nasza wyobraźnia. Trzeba nam poznać trudy ich codziennego życia. Trzeba, tak jak Wasz afrykański rówieśnik, iść po wodę nieraz kilometr lub dwa. Kilka kilometrów do szkoły i ze szkoły. I to wszystko w palącym słońcu. Zająć się swoim rodzeństwem. Zjeść raz dziennie. Odczuć brak perspektyw. Ale te wszystkie braki to nie jest cała prawda o człowieku. Muszę powiedzieć, że przez kontakty z ludźmi, którym pomagałem, i przez kontakty z ludźmi, którzy niosą pomoc innym, dowiedziałem się o tym, jak wiele dobra jest w każdym człowieku. Kiedy się pomaga innym, Dobra Nowina wraca do nas i podnosi nas na duchu. Owszem, świat jest pełen różnorakich potrzeb, ale jest też po brzegi wypełniony miłością. Czasami jej nie dostrzegamy, bo zło jest bardzo hałaśliwe i usiłuje zakrzyczeć miłość. Zachęcam Was, żebyście wzięli do ręki jakąkolwiek książkę z myślami Matki Teresy (czyli nie o niej, tylko z jej myślami). Ileż tam znajdziecie dobrych wiadomości! Okazuje się, że za zasłoną brudnych szmat są ludzie o bogatych sercach, że w tekturowych slamsach może mieszkać taka sama albo i większa miłość niż w naszych domach. Kiedy się o tym dowiemy, wtedy nasza pomoc powinna nabrać większego entuzjazmu. Bo miłość ma to do siebie, że szuka miłości w innych. Bo źródło naszej miłości jest wspólne, jest z Boga. Tego odkrycia Wam, Szanowne Czytelniczki i Czytelnicy „Rycerza Młodych”, życzę.

Pokój w imię miłości

Największym zagrożeniem miłości jest wojna. Ochrona miłości wymaga modlitwy o pokój. Jeśli jesteśmy uczniami Jezusa, to nie wolno nam nawet w myślach dopuszczać możliwości zabijania kogokolwiek. Szczególnym zagrożeniem dla pokoju jest zabijanie nienarodzonych dzieci. Matka Teresa powiedziała o tym: „Jeśli matka zabija swoje własne dzieci, to któż nas powstrzyma przed tym, żebyśmy nie pozabijali się nawzajem?”. Znany Wam jest może niezwykły ksiądz, Jan Zieja. Piszę niezwykły, gdyż był bardzo odważny. Między innymi był duszpasterzem Komendy Głównej AK w czasie Powstania Warszawskiego. Jego osoba jest ukazana w zbiorowej rzeźbie Powstania w Warszawie na Placu Krasińskich. Ów kapłan przykazanie „Nie zabijaj” – doprecyzowywał: „Nie zabijaj nigdy nikogo”. Będąc jeszcze kapelanem wojskowym w czasie wojny z bolszewikami w 1920 r., o mało co nie był aresztowany za swoje „pokojowe” kazania wygłaszane do żołnierzy. Walkę o pokój trzeba zacząć od siebie. Wojnę trzeba umieć zdusić przede wszystkim w samym sobie. Nasz Nauczyciel na krzyżu pokonał w sobie wszelką wrogość („On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość”). Dlatego nazwany jest Księciem Pokoju. Jeśli jesteśmy Jego uczniami, to nie możemy mieć ani jednego wroga! Uczmy się tej sztuki od Niego. Wspierajmy też pokój w innych. Siostry Matki Teresy codziennie modlą się o pokój na innym kontynencie. Możemy je pod tym względem naśladować. W Adopcji Serca wciąż ocieramy się o dramat wojny. Adopcję Serca rozpoczęliśmy po rzezi 1996 r. w Rwandzie, która pozostawiła po sobie niewyobrażalną liczbę 100 tys. sierot. Wciąż otrzymujemy smutne wiadomości z Konga, gdzie w prowincji Kivu zginęło też w ostatnich latach kilkoro naszych adoptowanych dzieci. Wciąż giną ludzie w Sudanie, gdzie kierujemy część naszej pomocy. Przeżywaliśmy cztery lata temu gwałty i morderstwa na chrześcijanach w stanie Orissa w Indiach. Tam właśnie przez lata działał polski werbista, ks. Marian Żelazek, który przyjaźnił się z hinduistami, nawet z najwyższym kapłanem świątyni w Puri. Mamy świadomość tego, że nienawiść jest obecna. Tym bardziej powinniśmy przeciwstawiać jej miłość. Nienawiść nie ma przyszłości, ma ją miłość. Miłości trzeba się uczyć. Ciągle się jej uczę. I Was do tego namawiam.

Jacek Wójcik, założyciel wspólnoty „Maitri”, która zajmuje się organizowaniem pomocy ubogim Trzeciego Świata

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| POMOC

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...