Odkrywać bogactwo nadziei

Przewodnik Katolicki 3/2014 Przewodnik Katolicki 3/2014

Za początek Światowych Dni Młodzieży uważa się rok 1986, jednak ich pomysł musiał się nasunąć Janowi Pawłowi II rok wcześniej, podczas spotkania z młodymi z całego świata na placu przed bazyliką św. Jana na Lateranie.

 

Wtedy Ojciec Święty uradowany tym spotkaniem postanowił każdego roku spotykać się z młodzieżą w ramach Światowego Dnia Młodzieży obchodzonego w Niedzielę Palmową, czyli w pamiątkę dnia wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, podczas którego okrzyki: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach” (Mt 21, 9), wznoszone były głównie przez młodych.

30 listopada 1986 r. Ojciec Święty wydał swoje pierwsze orędzie poświęcone organizacji i przygotowaniom do Światowych Dni Młodzieży. Zanim jednak sięgniemy do jego treści, warto może zatrzymać się przy owym prologu – spotkaniu, które odbyło się w Niedzielę Palmową 1985 r. z okazji ogłoszenia przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowego Roku Młodzieży. Jego tematem była wspólnota, uczestnictwo i świadectwo.

Wspólnota

Jan Paweł II nawiązał do myśli przewodniej Międzynarodowego Roku Młodzieży, ustanowionego przez Organizację Narodów Zjednoczonych: „Uczestnictwo – postęp – pokój”. Sam zaproponował refleksję wokół wartości uczestnictwa. Podkreślił najpierw rolę języka, dzięki któremu uczestniczymy we wspólnocie, ale także innych czynników wpływających na poczucie uczestnictwa: historii, kultury, obyczajów i religii.

Omawiając wspólnoty, w których człowiek uczestniczy, Jan Paweł II na podstawie wartości kultury wskazał najpierw na naród, ale jako najbardziej czytelny wyraz wspólnoty uznał rodzinę: „Rodzina bowiem jest nie tylko wspólnotą, jest także komunią osób, co oznacza, że każdy uczestniczy w człowieczeństwie każdego: mąż i żona, rodzice i dzieci, dzieci i rodzice. Znaczenie rodziny jako szkoły uczestnictwa można więc uznać za nieprzecenione. I nieprzeceniona jest strata, gdy tej szkoły uczestnictwa brak: gdy rodzina jest rozbita”.

Następnie wskazał na Kościół, który „wychowuje nas do wspólnoty poprzez współuczestniczenie w tajemnicy Chrystusa, zwłaszcza w tajemnicy paschalnej, to znaczy w Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. To tajemnica Odkupienia, czyli Przymierza, które Bóg zawarł z człowiekiem, z całą ludzkością”. I wreszcie doprowadził swoją refleksją do „uczestnictwa w życiu Boga samego, Trójcy Przenajświętszej: oto jakże dobrze wam znany punkt najważniejszy Chrystusowego orędzia, jaśniejąca światłością perspektywa, o jakiej umysł ludzki nie śmiałby nawet pomyśleć”. Warto dostrzec te podstawowe wymiary wspólnoty – rodzinę, naród, Kościół, życie z Bogiem. One poniekąd tworzą wymiary życia społecznego człowieka. O ich znaczeniu łatwo się przekonać w sferze negatywnej – co jest atakowane w sytuacji, gdy ktoś zamierza uderzyć w człowieka? Atakowana jest więź rodzinna, atakowany i ośmieszany jest patriotyzm, prześladowany jest Kościół, także czy nawet zwłaszcza jako sakrament owego uczestnictwa w życiu Boga. I w takim kontekście może warto przeczytać fragment genderowego raportu na temat edukacji w Polsce: „Społeczność przyszłości to społeczność otwarta (a nie konglomerat narodów), […]  multikulturowa (a nie monokulturowa), indywidualizowana (a nie rodzinocentryczna), laicka (a nie fundamentalistyczna) […]. I szkoła powinna przygotowywać do bycia członkiem takiej właśnie społeczności” (M. Środa).

Uczestnictwo

W refleksji o wspólnocie Jan Paweł II z wyraźnym upodobaniem posługuje się słowem „uczestnictwo”. Tutaj widać wyraźne ślady odwołania się do filozofii Karola Wojtyły.

Pojęcie uczestnictwa w jego antropologii filozoficznej oznaczało taką właściwość osoby ludzkiej, która stanowi o tym, że bytując i działając „wspólnie z innymi”, osoba bytuje i działa jako osoba. To znaczy, że dzięki uczestnictwu człowiek nie tylko działa wspólnie z innymi, ale współdziała. Działanie we wspólnocie nie ma więc na celu wyłącznie wykonywanie jakiejś wspólnej pracy, ale także podmiotowe dobro każdego z członków wspólnoty. Pisząc o uczestnictwie, które jest fundamentem prawdziwej wspólnoty, Karol Wojtyła wyróżniał profile (wymiary) ludzkiej wspólnoty i płaszczyzny urzeczywistniania się relacji uczestnictwa. Szczególnie ważne było tutaj zauważenie dwóch postaw, które służą temu, by uczestnicząc, człowiek zachował siebie, a jednocześnie służył dobru wspólnemu. Te postawy to solidarność oraz sprzeciw. Człowiek solidarny nie tylko spełnia to, co do niego należy z racji członkostwa wspólnoty, ale czyni to „dla dobra całości”, czyli dla dobra wspólnego. Karol Wojtyła jednocześnie zauważał, że „postawa solidarności nie wyklucza […] możliwości postawy sprzeciwu, który także stanowi wyraz uczestnictwa. [...] Ludzie, którzy się sprzeciwiają, nie chcą przez to odchodzić od wspólnoty. Wręcz przeciwnie, szukają własnego miejsca w tej wspólnocie – szukają więc uczestnictwa i takiego ujęcia dobra wspólnego, aby oni mogli lepiej, pełniej i skuteczniej uczestniczyć we wspólnocie”( K. Wojtyła, Osoba i czyn). Zauważmy, że solidarność i sprzeciw pozostają w służbie dobra osoby i dobra wspólnego. Czyż nie warto zastanowić się dzisiaj, gdy budowanie wspólnoty narodu i państwa trwa nad tymi wartościami? Tym, co według filozofii Karola Wojtyły najgłębiej sprzeciwia się uczestnictwu, jest alienacja. Alienacja w wymiarze społecznym oznacza to, że wielość ludzkich podmiotów tworzących wspólnotę (a każdy z nich jest przecież osobowym, indywidualnym „ja”) nie może się prawidłowo rozwijać w kierunku autentycznego „my”. Proces społeczny, który miał zbudować wspólnotę, zostaje zahamowany lub wręcz cofnięty, bo człowiek nie może się odnaleźć w tym procesie jako podmiot. To znów bardzo ważna myśl dla naszej współczesności. Chyba zbyt mocno związaliśmy słowo „alienacja” z marksizmem i wydało nam się, że wraz z jego upadkiem (?) to słowo trafiło do zapomnianego słownika. A może jest tak, że dziś jesteśmy bardziej wyalienowani niż w minionej epoce? Może do tej alienacji dąży się z większą determinacją? Przecież wspólnota, dobro wspólne – choćby to najbardziej podstawowe w małżeństwie – wydaje się dziś anachronizmem. Liczy się tylko wolność, indywidualne interesy, zaspokojenie własnych ambicji. W tym kontekście warto stawiać pytania w naszej współczesności – o sens egoistycznych roszczeń pod hasłem „prawo do reprodukcji” czy „prawo do posiadania dziecka”. Nie mówiąc o zasadności bezprawnych „praw” do zaspokajania popędu seksualnego w instytucjonalnych związkach partnerskich.

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...