Życie codzienne jako liturgia

Codzienność przeżywana ze świadomością, że żyje we mnie Jezus i jest towarzyszem i świadkiem wszystkich moich zajęć, z wyglądu nie zmienia się. Przestaje być jednak zwyczajną codziennością. Ma co prawda ten sam szary płaszcz, który zakłada każdego dnia, ale otrzymuje coś, co czyni ją szczególną. Głos Karmelu, 6/2006




Błogosławiona karmelitanka podpowiada rozwiązanie: „Trzeba sobie uświadomić, że Bóg jest obecny w nas, w najgłębszym wnętrzu, i iść z Nim wszędzie. Wtedy nigdy nie będziemy banalni, nawet wtedy, gdy będziemy wykonywać najzwyklejsze prace”. Codzienność przeżywana ze świadomością, że żyje we mnie Jezus i jest towarzyszem i świadkiem wszystkich moich zajęć, z wyglądu nie zmienia się. Przestaje być jednak zwyczajną codziennością. Ma co prawda ten sam szary płaszcz, który zakłada każdego dnia, dokonuje się równie szybko jak wczoraj i przedwczoraj, ale otrzymuje coś, co czyni ją szczególną. Otrzymuje jakby wewnętrzne oczy, którymi widzi się podobnie jak widzi Bóg. Wielu ludzi przechodzi przez swoją codzienność w sposób pusty, bezsensowny, powierzchowny. Dobrze widzą otaczający ich świat, bo wzrok mają wciąż sprawny. Są jednak ślepi duchowo. Szwankuje umiejętność patrzenia sercem umożliwiająca zdobycie ewangelicznej mądrości, zdolnej właściwie ocenić dokonujące się wokół wydarzenia.

Jezus obecny we wnętrzu człowieka umożliwia sercu nabycie nadprzyrodzonej, to znaczy wybiegającej poza granice doczesnego świata motywacji dla każdej, nawet najprostszej czynności. Z własnego doświadczenia wiemy, jak bardzo potrzeba nam takiej Bożej motywacji, takiego Bożego patrzenia, aby z miłością i cierpliwością spoglądać codziennie na ludzkie twarze mijane w różnych częściach miasta, w pracy, w domu. A kojarzą się nam one z bardziej lub mniej pozytywnym doświadczeniem. Ileż potrzeba nam wiary, aby nie zwątpić w człowieka pomimo dostrzeganej jego słabości. Powiedziano bowiem: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7, 1-2). Ileż samozaparcia, by przemierzać codziennie – z poczuciem sensu – te same schody, otwierać te same drzwi, zamiatać tę samą podłogę, podejmować rozmowę z człowiekiem, z którym żyję pod jednym dachem już tyle lat. A przecież wymaga się ode mnie: Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze… (Mt 5, 25). Ileż ufności, by doświadczając własnej słabości, upadku w jakieś grzechy, nie zrezygnować z podnoszenia się i zaczynania każdego dnia od nowa. Ileż odwagi, aby codziennie rozpoczynać modlitwę, pomimo że doświadczam zmęczenia, że wewnątrz mnie jest tylko oschłość. Ileż ufnej otwartości na tajemnicę Bożą, której ścieżki wiodą przez niezaplanowane przeze mnie wydarzenia, doświadczenia, przeżycia. Ileż ufnych westchnień i wysiłków, aby poprawiać zsuwający się co jakiś czas z moich pleców krzyż. Jezus przecież mówił: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23). Ileż odważnych łez w obliczu cierpień serca, jego troski o kochane osoby, o to, co cierpią, co przeżywają, czym się martwią.

Tylko Jezus żyjący w Tobie, którego jesteś świadomy, nadaje jedyny w swym rodzaju sens i wieczną perspektywę temu, co stanowi twe życie codzienne. Tylko z Nim staje się ono liturgią codzienności.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...