Miłość, która daje życie
Pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do ludzi, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). W rozumieniu biblijnym błogosławione przekazywanie życia dokonuje się wyłącznie w małżeństwie i dlatego owo pierwsze polecenie Boga można wyrazić w ten sposób: mężu i żono, pokochajcie się wzajemnie tak mocno, wiernie i nieodwołalnie, byście zapragnęli mieć ze sobą dzieci!
Bóg wie o tym, że o losie poszczególnych ludzi i całej ludzkości w największym stopniu decyduje nie ustrój polityczny, gospodarka, zasoby naturalne, konstytucja czy siły zbrojne lecz to, co dzieje się między kobietą a mężczyzną, a zwłaszcza między żoną a mężem! Właśnie dlatego tylko tych dwoje Bóg obejmuje największą ochroną, jaką jest sakrament małżeństwa. Więź sakramentalna nie łączy ani rodziców z dziećmi, ani rodzeństwo, ani najwspanialszych nawet przyjaciół, a jedynie małżonków.
Mieliśmy wszystko – nie mieliśmy dzieci
Jakiś czas temu czytałem wywiad z młodą Serbką. Stwierdziła ona z bólem, że kolebka jej narodu – Kosowo - nigdy już do nich nie powróci, gdyż od kilkudziesięciu lat jej rodacy na masową skalę mordują własne dzieci. Marina Stanković tak podsumowała swoją wypowiedź: „A przecież mieliśmy wszystko. Mieliśmy władzę, pieniądze, technologię, media. Mieliśmy wszystko, ale nie mieliśmy jednego – nie mieliśmy dzieci. Tylko jedna ciąża na pięć była donoszona do końca. Serbscy cieśle zarabiali, strugając trumny, albańscy – strugając kołyski. Jeszcze na początku XX wieku było nas w Kosowie 70 procent, teraz – tylko 8 procent” („Fronda”, nr 46/2008).
Bóg wyjaśnia, że rodzenie dzieci może być błogosławieństwem tylko wtedy, gdy mężczyzna tak bardzo pokocha (a nie pożąda) swoją żonę, że dla niej opuści swoich rodziców i że stanie się jej przyjacielem na zawsze, kochając ją jak samego siebie, jak własne ciało. Poza kontekstem miłości małżeńskiej seksualność jest przekleństwem, a płodność staje się ciężarem. Właśnie dlatego najlepszym sprawdzianem tego, że nowożeńcy naprawdę się kochają (a nie jedynie pożądają czy są w sobie zakochani), jest to, że marzą o dzieleniu się wzajemną miłością z dziećmi. A jeśli z jakichś względów nie mogą tego marzenia spełnić szybko, to obydwoje cierpią. Tam, gdzie nie ma marzenia o dzieciach, tam nie mamy do czynienia z prawdziwym małżeństwem, lecz jedynie z ukrytym egoizmem we dwoje. A egoista jest w stanie wypełnić tylko jedną przysięgę „małżeńską”: „Ja, egoista, biorę ciebie za żonę / za męża i ślubuję ci, że w dobrej i złej doli będę się troszczył wyłącznie o samego siebie i że cię nie opuszczę, dopóki będzie mi to sprawiać przyjemność”. Samotność we wszystkich relacjach międzyludzkich, w tym także w małżeństwie (!), zaczyna się wtedy, gdy ktoś nie kocha. Człowiek, który kocha, nigdy nie jest sam, a kto nie kocha, temu zawsze będzie dokuczać samotność.