W pogoni za uciekającym pociągiem

Warto przyjrzeć się sobie, bo przyzwyczailiśmy się biegać. Zresztą nikt nie uczy, jak dobrze przeżyć nasze „tu i teraz”. W szkole uczą tylko planowania, wybiegania w przyszłość, co skądinąd z pewnością również jest cenne. Ale na co zda się planowanie, kiedy nie umiemy cieszyć się życiem Głos ojca Pio, 56/2009



Skoro acedia dotyka sfery ducha, to zapewne problemy pojawiają się również w kontaktach z Panem Bogiem?

Mówią o tym opisy ojców pustyni: mnich pogrążony w acedii nie potrafił się wyciszyć, nie był zdolny w skupieniu czytać Pisma Świętego, a jeśli nawet rozpoczynał modlitwę i tak cały czas wyglądał przez okno, czy ktoś nie idzie go odwiedzić. Oznacza to, że acedia dotyka również głębokich relacji człowieka, także tych z Panem Bogiem.

Przyczyną nadwyrężenie tych relacji jest dziedziczenie, środowisko czy nasze zwyczajne zaniedbanie?

Nie spotkałem odpowiednich wyjaśnień ojców pustyni. Myślę, że to skutek zmęczenia, przepracowania, usilnego dążenia do doskonałości, także w kontaktach z Panem Bogiem. W pewnym momencie człowiek się wypala, nie ma żadnych odczuć, towarzyszy mu tylko zmęczenie.

Jak uzdrowić te relacje?

W przypadku neurastenii i wypalenia zawodowego konieczna jest terapia. Natomiast jeśli chodzi o acedię, myślę, że można by popróbować sposobów ojców pustyni, choć nie bardzo jestem przekonany, że to wystarczy. Raczej zalecałbym – o czym już wspomniałem – ponowne odkrywanie swojego powołania, wiarę w słuszność wyboru własnego stanu i zawodu, a także zmianę trybu życia.

Cóż z tego, że rozwinę swoje ciało i będę wyglądał jak Schwarzenegger, jeżeli nie będę umiał, dajmy na to, czytać. I odwrotnie: mogę intelektualnie się rozwinąć, ale wchodząc na pierwsze piętro, będę sapał jak lokomotywa. Wtedy też popełniam błąd. Jedyną możliwością, w moim przekonaniu, jest realizowanie własnego powołania na wszystkich płaszczyznach: cielesnej, psychicznej i duchowej.

Gdy przyglądam się ojcom pustyni, zauważam, że oni bardzo mocno dbali o całościowy rozwój człowieka, nie koncentrowali się tylko na duchu. Owszem, i tam były nadużycia. Myślę tutaj o słupnikach czy bardzo mocno umartwiających się ludziach, poszczących, zakuwających się w żelaza po to, żeby wyniszczać swoje ciało, ale to była zupełnie inna duchowość. Trudno ją oceniać z naszego punktu widzenia.

Zalecałby Ojciec zdrowy umiar w przestrzeganiu praktyk pokutnych i ascetycznych?

Oczywiście! Wzorcem w tym względzie powinien być dla nas Pan Jezus. Wystarczy poczytać Biblię, by odkryć, że On nie tylko spędzał czas na modlitwie i w samotności, ale też dawał się zapraszać i chodził na uczty. Zwykle czytamy Pismo Święte tylko pobożnościowo, a warto przyjrzeć się opisanym w nim relacjom międzyludzkim w tamtych czasach. Jezus dbał o całego człowieka: o ciało (odpoczynek), ducha (modlitwa) i psychikę (wyciszenie) – i tego uczył swoich apostołów.

Ojcowie pustyni mówili, że to myśli przynoszą pokusę. Jaki udział w walce z acedią ma nasza wola?

Nie wiem, czy jestem w stanie moją wolą zmusić mój umysł do niemyślenia. Nawet z punku widzenia teologii moralnej nie odpowiadam moralnie za myśli, które same mi się nasuwają, a których nie chcę.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...