Katastrofa po katastrofie

Siły natury nie mogły wybrać miejsca bardziej wystawionego na cierpienie. Nieszczęścia spadające na Haiti są jednak nie tylko dziełem przyrody, lecz także człowieka. W tym również państw tworzących „wspólnotę międzynarodową”, dziś śpieszącą z pomocą. Tygodnik Powszechny, 24 stycznia 2010


Co prawda świat przyklasnął, gdy Obama ogłosił przeznaczenie 100 mln dolarów na pomoc dla Haiti. Ale czy zdawał sobie sprawę, że sporo z tych pieniędzy pochłonie machina wojenna USA przerzucana na Karaiby? Argumentem za wysłaniem wojska miało być zapewnienie bezpieczeństwa i uchronienie kraju przed destabilizacją (co ciekawe, podobnych argumentów użył Wilson sto lat temu). Prócz tego Obama ogłosił wstrzymanie deportacji haitańskich nielegalnych emigrantów i powołanie specjalnego funduszu pomocowego, na którego czele stanęli byli prezydenci Bill Clinton i George W. Bush. Jak na ironię, gdyż obaj zaangażowani byli w duszenie haitańskiej demokracji i promowanie destrukcyjnych dla kraju rozwiązań.

Wprawdzie Clinton w 1994 r. przywrócił Aristide’a do władzy, ale związał mu ręce szeregiem zobowiązań do prorynkowych reform, zakładających m.in. otworzenie rynku żywności czy prywatyzację wody, od czego uzależniono pomoc finansową. Bush zaś nie tylko maczał palce w zamachu stanu, który z kolei obalił w 2004 r. Aristide’a, ale żywił też niechęć do jego następcy Prévala; w 2008 r. zablokował 146 mln dolarów pożyczki z Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju, przeznaczonej na wodociągi i stacje uzdatniania. To część odpowiedzi na pytanie, dlaczego ocalali w Port-au-Prince tak rozpaczliwie dziś o wodę błagają.

Pewne światło na energiczne działania Obamy rzuciła nieoczekiwanie Heritage Foun-dation, konserwatywny think-tank z USA. Kilka godzin po trzęsieniu ziemi opublikowała na stronie internetowej tekst, w którym podkreślała, że tragedia jest dla Waszyngtonu „dobrą okazją na zreorganizowanie dysfunkcjonalnego już od dłuższego czasu rządu Haiti i poprawienie wizerunku USA w regionie”. Dokument, który szybko zastąpiono inną, złagodzoną wersją, odkryła Naomi Klein, kanadyjska dziennikarka, autorka „Doktryny szoku”.

W swej książce opisuje ona, jak kryzysy, polityczne zawirowania czy kataklizmy – wszelkiego rodzaju „szoki” – wykorzystywane są przez rządzących do przeprowadzenia zmian, na które w normalnych warunkach obywatele nie wyraziliby zgody.

***

Jak więc przerwać zaklęty krąg?

Concannon: – Jedynie przez wzmocnienie rządu Haiti, tak aby mógł odpowiedzieć na potrzeby Haitańczyków. Ale zmiana musi być dziełem ich samych.

Podobnie uważa prof. Peter Hallward, który bada problem postkolonializmu na przykładzie Haiti. Podkreśla on, że wszystkie próby szukania politycznych rozwiązań dla wyspy „od wewnątrz” były blokowane przez świat.

Trzeba też uwolnić Haiti od stereotypu „przeklętego zakątka”, z ludnością upośledzoną i zależną od zewnętrznej pomocy.

Choć brzmieć to może jak dolewanie benzyny do ognia, Haiti potrzebuje więcej samodzielnej polityki, a mniej protekcjonalnego i okazjonalnego miłosierdzia.

A jeśli człowiek pozwoli, może i natura będzie łaskawsza.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...