Osiemnastka za kratkami

Na osiemnaste urodziny Jacka nie było wystrzałowej imprezy. Nie było gości, ani nawet tortu. Jacek spędził je w areszcie, oczekując na wyrok. Kilka miesięcy temu pod wpływem narkotyków i alkoholu zabił swojego najlepszego przyjaciela. Don BOSCO, 1/2008




Nie wygląda na mordercę (zresztą niby jak wygląda morderca). Trochę zagubiony, trochę nieśmiały. Jego rodzinę też do patologicznych nie można raczej zaliczyć, może tylko zbyt mało uwagi poświęcało się w niej dzieciom. Ale przecież czasy takie, że troska o zapewnienie bytu rodzinie pochłania za wiele energii czy się tego chce czy nie.


Zło, które nie jest złem


„Jacek tak naprawdę nawet nie wie dlaczego aż tak się pogubił? Twierdzi, że nie pamięta kompletnie nic z tego, co zrobił. Był w stanie takiego zamroczenia narkotykowego, a do tego jeszcze upojenia alkoholowego, że „film mu się zupełnie urwał”. Ma jednak to szczęście, że widzi tragizm tego, co zrobił, wie, że to zło. Szczęście, bo niewielu młodych przestępców, to co zrobili nazywa złem. Relatywizują, wypierają, tłumaczą. Traktują jako czyny, które przydają im splendoru, honoru, a nie jako wyświadczone zło. Złem w ich mniemaniu jest to, że dali się złapać. Właściwie umiejętność rozróżniania dobra od zła jest im obca. Granica jest zupełnie zatarta, płynna.

„To nienazywanie zła po imieniu widać szczególnie u młodych więźniów – mówi ks. Jerzy Glabas, salezjanin, kapelan więzienny z Poznania – starsi osadzeni często mówią, że czegoś nie zrobili, że są niewinni, ale jak już się przyznają do jakiegoś czynu, to potrafią ocenić, że to jest zło. Z młodymi jest inaczej. Są zbuntowani, świat jest zły, inni robią źle, ale oni nie. Zabili, bo to i tak był zły człowiek; ukradli, bo potrzebowali; pobili, bo ktoś na to zasłużył. To nie było zło.”


Ksiądz za murami


Ksiądz Jerzy ma pod opieką około tysiąca więźniów w poznańskim areszcie. Z tego prawie stu to młodociani. Większość czynów, za które tu trafili dokonali pod wpływem środków odurzających. Pochodzą z różnych rodzin, tych dobrze sytuowanych, z tzw. porządnych, i z takich, gdzie pobyty w więzieniach są na porządku dziennym. „Mamy w areszcie ojca z synem, siedzą tylko na innych oddziałach – mówi ks. Jerzy – mama też była osadzona. Dzieciom z takiego domu, jeśli się w porę nie pomoże, to nie mają szansy na normalne życie, nie znają innego modelu. Dla nich przestępstwa są chlebem powszednim.” Jak już się znajdą w więzieniu, to właściwie jest za późno na pomoc. Bo resocjalizacja w takim miejscu to tylko pobożne życzenie. Są programy, starania, ale jakakolwiek zmiana na lepsze w takim środowisku jest uznawana za słabość. Wymaga ogromnego hartu ducha. Radzą sobie więc niestety nieliczni.

Jacek jednak nawrócił się właśnie w więzieniu. Wyspowiadał. Choć tak naprawdę od Kościoła nigdy nie odszedł. Na pewien tylko czas Boga zastąpiły mu narkotyki i alkohol. Teraz stara się apostołować wśród więźniów z gorliwością godną neofity. Ma tyle odwagi, że nawet na „spacerniaku” odmawia różaniec, koronkę, mało tego zachęca do tego innych więźniów. Będzie miał wiele czasu na swoje apostolstwo, bo grozi mu 25 lat więzienia. Całą swoją młodość spędzi za murami.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...