Chrystus prawdą Boga

Chrystus – aletheia, to Ten, który odsłania rzeczywistość Ojca i drogę do zbawienia. Dla chrześcijanina prawda nie istnieje inaczej jak wpleciona w życie, w dorastanie do pełni darowanej nam w Chrystusie. Zeszyty Karmelitańskie, 1/2008



Jest coś niezwykłego w Jezusowym zawołaniu, przekazanym w czwartej Ewangelii: „Ja jestem drogą (hodos), prawdą (aletheia) i życiem (dzoe)” (14,6). Chrystus – aletheia, to Ten, który odsłania rzeczywistość Ojca i drogę do zbawienia; który daje Siebie jako gwaranta drogi Bożej i zaprasza do naśladowania. Dla chrześcijanina prawda nie istnieje inaczej jak wpleciona w życie, w dorastanie do pełni darowanej nam w Chrystusie. Dlatego nasza moralność jest moralnością naśladowania i sumienia, a nie kamiennych tablic prawa, a nauka prawdy objawionej powinna być świadectwem i opowiada¬niem wielkich dzieł Bożych. Oto kilka takich obrazów – narracji.



Argument za...


Zastanawiam się, co to znaczy: „Chrystus prawdą Boga”. I rozumiem to najpierw prosto, choć może dla niewprawnych uszu szokująco: „Chrystus jest argumentem za Bogiem”. Dla chrześcijanina największym argumentem za Bogiem jest Jezus Chrystus. Nie rozważanie dowodów z ostatecznej przyczyny czy celowości, nie zakład Pascala, nie Kantowska refleksja „praktycznego rozumu” („niebo rozgwieżdżone nade mną i prawo moralne w moim sercu…”), nawet nie dowód z „niespokojnego serca” św. Augustyna, ale właśnie Jezus Chrystus. Jeśli Bóg może się objawiać przez góry, gwiazdy, prawa naturalne i moralne, to dlaczego nie mógł, nie może objawić się, odkryć przez twarz człowieka, tego Jedynego, a w Nim każdego? Dlaczego w odkrywaniu Boga najważniejsze miałyby być racjonalne dowody? Przecież cała nauka o Bogu chrześcijan, o Trójcy Świętej, o Bogu Trójjedynej Miłości powstała z doświadczenia spotkań z Jezusem Chrystusem, z Tym, który do Boga mówił „Ojcze”, a samego siebie nazywał Synem. To dlatego trzeba nauczyć się na pamięć miejsc zapisów Jego modlitewnych zawołań, właściwie westchnień: Abba – „Tato!”, które jak żywą relikwię, jak „płonące słowo” przekazali św. Marek i św. Paweł. Pisali oni po grecku, ale na pamiątkę modlitwy Jezusa, Jego „wnikania w Ojca” w Jego człowieczeństwie – pozostawili to aramejskie Abba w tekście Ewangelii i listów. Bo On, tak bliski Bogu, że aż tożsamy z Nim, tak się modlił, tak wyrażał Siebie, i my też mamy prawo tak się modlić, i tak wyrażać swoje chrześcijaństwo.

No, dobrze, powie ktoś, a co zrobić ze scenami, zdaniami, które często przytaczają choćby świadkowie Jehowy: „Syn nie może nic uczynić sam z Siebie”, „Moja nauka nie jest Moja, lecz tego, który mnie posłał”? Czy nie jest paradoksem, wręcz nonsensem powiedzieć: „moje nie jest moje”? Pięknie tłumaczy ten paradoks w jednej ze swoich książek Joseph Ratzinger, nasz papież. Już św. Augustyn – tłumaczy Ojciec święty, pyta: „Cóż jest tak bardzo twoje jak ty sam i cóż jest tak mało twoje jak ty sam? Jezus jest „Słowem”, a zatem Jego nauka to On sam. Ale jednocześnie – jak każdy z nas nie należy On do siebie, Jego „Ja” należy do kogoś drugiego – do Ojca. To, co jest najbardziej własne, to, co do nas naprawdę należy ostatecznie – własne „ja”, jest zarazem najmniej własne, gdyż właśnie swojego „ja” nie mamy od siebie, ani dla siebie. To „ja” jest tym, co posiadam całkowicie, a co zarazem najmniej do mnie należy.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...