Bóg w ekstazie

Ekstaza jest nieodłącznym atrybutem miłości. Jeżeli człowiek kogoś kocha, wychodzi ku tej osobie. Wsłuchuje się w nią - stara się odczytać jej myśli, pragnienia i dać jej wszystko to, co mogłoby ją uszczęśliwić. Aby to było możliwe, musi jednak sam się wyciszyć, ograniczyć, „wyjść poza siebie". List, 5/2008



Ekstaza jest nieodłącznym atrybutem miłości. Jeżeli człowiek kogoś kocha, wychodzi ku tej osobie. Wsłuchuje się w nią - stara się odczytać jej myśli, pragnienia i dać jej wszystko to, co mogłoby ją uszczęśliwić. Aby to było możliwe, musi jednak sam się wyciszyć, ograniczyć, „wyjść poza siebie". Niezależnie od tego, czy jest tego świadomy, czy nie, naśladuje w tym Boga, który odwiecznie i nieustannie dokonuje ekstazy, wychodząc do człowieka. Mało tego - w Nim samym ona stale się urzeczywistnia

Bóg nie jest monadą, ale wspólnotą - jest Jeden, ale nie samotny. Co więcej, tym, co wyróżnia w Bogu Trzy Osoby, jest właśnie ich więź. Chociaż Ojciec, Syn Boży i Duch Święty mają jedną naturę, są odrębnymi Osobami, bo istnieje między nimi relacja. A czymże innym jest relacja, jak nie ekstazą właśnie, oderwaniem się od siebie i skierowaniem ku drugiemu? Tak więc najbardziej charakterystyczną i naturalną cechą Boga, który jest miłością (1J 4, 8), jest ekstaza. W Trójcy Świętej poszczególne Osoby przenikają się i powierzają sobie nawzajem. Syn całkowicie oddaje się Ojcu, Ten zaś ofiarę tę przyjmuje i odwzajemnia.



Bóg opustoszony


Rozkoszą i szczęściem, które są owocem wzajemnego udzielania się sobie Osób, Bóg postanowił podzielić się ze swoim stworzeniem. Wychodzi zatem do człowieka, aby zaprosić go do uczestniczenia w samej istocie tego, kim sam w sobie jest. Od momentu stworzenia nieprzerwanie dokonuje wobec człowieka ekstazy. Drogą do niej zawsze jest uniżenie. W działaniu Boga najlepiej widać tę cechę miłości, którą jest konieczność samoograniczenia. W języku teologicznym nazywamy to kenozą. Źródłem tego określenia jest kantyk św. Pawła z Listu do Filipian, w którym autor wysławia Pana Jezusa: istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie (gr. seauton ekenosen), przyjąwszy postać sługi (Flp 2,6-7). Ze sformułowania seauton ekenosen (w dosłownym tłumaczeniu: „uczynił się pustym", „opustoszył samego siebie") został ukuty termin rzeczownikowy kenosis (czyli kenoza), który oznacza ogołocenie, uniżenie samego siebie.

Najczęściej używa się tego określenia w odniesieniu do Wcielenia - Pan zdecydował się przyjąć ograniczenia ludzkiego ciała i ludzkiej natury. O tym właśnie śpiewamy na Boże Narodzenie: „ma granice Nieskończony". Nieskończony sam wznosi dla siebie bariery, aby wyzwolić swoje stworzenie. Zmarły kilka lat temu libański teolog, Jean Corbon, twierdził, że Wcielenie nie jest jedynym aktem kenozy Boga. Uważał, że jest ona podstawowym sposobem Jego działania wobec świata. Za każdym razem bowiem, kiedy Bóg odnosi się do świata, musi się zniżyć. Nie ma innego sposobu. Corbon pisze, że wszystkie Trzy Osoby, udzielając się stworzeniu, dokonują kenozy. Syn po raz pierwszy uniża się, gdy staje się człowiekiem, Duch Święty - zstępując na Apostołów w Wieczerniku w dniu Pięćdziesiątnicy. Bóg Ojciec natomiast dokonał podstawowej kenozy, stwarzając świat i człowieka. Uczynił istoty rozumne i wolne, zdolne odpowiedzieć „tak" i zdolne odpowiedzieć „nie". Rezygnuje niejako ze swojej wszechmocy, aby uszanować wolność człowieka; wychodzi poza siebie do tego stopnia, że dopuszcza sprzeciw wobec samego siebie. Kenoza - ogołocenie, jest bowiem podstawowym narzędziem ekstazy.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...