Cuda w parlamencie

Praca polityka rzeczywiście jest trudna. Ktoś mądry i uczciwy, kto zabiera się za politykę, żyje w ciągłym napięciu pomiędzy wiernością swoim przekonaniom a koniecznością bycia skutecznym. Chodzi więc o to, aby umieć iść na kompromisy, ale znać granicę, poza którą kompromis staje się łajdactwem. Idziemy, 27 maja 2007




Zaintrygował mnie tytuł tekstu: „O Matko Boska Trybunalska!”, opublikowanego na łamach „Angory” przez Henryka Martenkę. Tekst nie okazał się być rozważaniem maryjnym, ale komentarzem do bieżących wydarzeń politycznych. Autor donosi w nim m.in., iż „Konferencja prasowa, w której marszałek Dorn został adwokatem Mularczyka [...], sprawiła – o czym długo szeptała Straż Marszałkowska – że nawet malowana na płótnie Matka Boska Trybunalska, patronka polskich parlamentarzystów, odwróciła twarz z zażenowania”.

Matka Boża Trybunalska została namalowana na desce, a nie na płótnie, ale nie czepiajmy się szczegółów. Bardziej godne zauważenia jest to, że trybunalskiego oblicza Madonny w Sejmie na Wiejskiej jeszcze nie ma. Zarówno oryginał, jak i przygotowana z myślą o parlamentarzystach kopia znajdują się jeszcze w sanktuarium w Piotrkowie Trybunalskim. Świadkami cudu polegającego na odwróceniu twarzy z zażenowania mogła być więc nie tyle Straż Marszałkowska, co jezuici, którzy są kustoszami sanktuarium Matki Bożej Trybunalskiej. Ale któż to wie!? Może Madonna Trybunalska, nie czekając na oficjalne uroczystości, już na Wiejską przybyła?

Bo oficjalnie sprawy mają się tak, że 26 maja, w pierwszą rocznicę koronacji obrazu, podczas Mszy św. na rynku w Piotrkowie Trybunalskim nuncjusz apostolski Józef Kowalczyk odczytuje dekret, w którym stwierdza się, że „Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, na mocy władzy udzielonej jej przez Ojca Świętego Benedykta XVI, [...] Najświętszą Maryję Pannę, zwaną Matką Bożą Trybunalską, ogłasza jako Patronkę polskich parlamentarzystów”. Ponadto, w czasie tej samej Mszy kopia obrazu Matki Bożej Trybunalskiej zostaje przekazana delegacji parlamentarzystów, którzy zawiozą ją do Warszawy, aby znalazła ona swe godne miejsce w gmachu Sejmu. Miejmy nadzieję, że wówczas nie będzie musiała zbyt często odwracać twarzy z zażenowania.

Sądzę, że Matka Boża patrzy na parlamentarzystów z dużą – wynikającą ze znajomości rzeczy – wyrozumiałością. W przeciwieństwie do dzwoniących do różnych programów obywateli, którzy z ogromną łatwością odsądzają polityków od czci i wiary. Słuchając niektórych tyleż płytkich, co przemądrzałych wypowiedzi, dochodzę do wniosku, że wspomniany już pan Dorn słusznie przypomniał wyrażenie „wykształciuchy”. Reakcja na to słowo jest dowodem, że wykształciuchy rzeczywiście istnieją. Bo w przeciwieństwie do obiegowej opinii nie chodzi tu o inwektywę wobec całej inteligencji, lecz o wskazanie na ludzi, którzy zdobyli wykształcenie w jakiejś dziedzinie, ale generalnie są egoistycznymi, narcystycznymi ignorantami. Wykształciuch szuka jakiegoś stada, czyli towarzystwa, w którym wszyscy myślą tak samo, podtrzymując się nawzajem w poczuciu wyższości wobec tych spoza stada.

Praca polityka rzeczywiście jest trudna. Owa trudność wynika przede wszystkim z samej demokracji, która opiera się na woli większości, a ta nie zawsze stanowi najlepszą cząstkę społeczeństwa. Ktoś mądry i uczciwy, kto zabiera się za politykę, żyje w ciągłym napięciu pomiędzy wiernością swoim przekonaniom a koniecznością bycia skutecznym. Najpierw musi zdobyć większość w wyborach, a potem w koalicyjnej grze parlamentarnej. Chodzi więc o to, aby umieć iść na kompromisy, ale znać granicę, poza którą kompromis staje się łajdactwem.

Ufam, że Matka Boża Trybunalska nie odwróci twarzy, ale będzie się wstawiać za tymi, którzy rzeczywiście pragną dobrą wspólnego, by umieli być skuteczni w realizowaniu stawianych sobie celów. Parlamentarzysto Szanowny: działaj więc tak, jakby wszystko zależało od ciebie, a zarazem pozwól sobie pomóc z Wysokości.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...