Chłopska pamięć

Historiografia polska niemal „od zawsze“ uczyła nas lekceważenia „prowincji“ i spoglądania na bieg spraw politycznych ze stołecznej perspektywy. Więź, 10/2008



Wojciech Wieczorek przypomina lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte jako okres wiejskiej prosperity. Święta prawda, rodzinne gospodarstwo było już wtedy dynamicznym warsztatem, działającym w warunkach lokalnego liberalizmu, podczas gdy miasta wciąż zakorkowane były ekonomią państwową.

Równocześnie wiejskie życie ideologiczne bardzo przybladło, odkąd komuna zmniejszyła impet ataków antykościelnych: zauważmy, że terenem, gdzie chłopska niechęć do władzy manifestuje się jeszcze w latach siedemdziesiątych najsilniej, jest walcząca o swe świątynie ogromna wtedy przemyska diecezja biskupa Tokarczuka. Poza nią widoczne są już tylko pojedyncze punkty zapalne.

Tylko w nich miejska, inteligencko-robotnicza opozycja antykomunistyczna tamtych lat znajduje chłopskie zrozumienie i poparcie, gdzie indziej jest cisza. Szesnaście miesięcy „Solidarności“ i stan wojenny, a więc pasmo wydarzeń kreujących współczesną ogólnopolską świadomość polityczną, to były głównie doświadczenia Polski miejskiej, czy może raczej Polski asfaltowej i mocno stelefonizowanej, a więc na wieś sięgającej niezbyt głęboko.

Pierwsze lata Trzeciej Rzeczpospolitej wieś zapamięta jako falę ostrego bezrobocia, zjawiska dotkliwego materialnie i zupełnie niepojętego, bo nieobserwowanego od lat sześćdziesięciu, czyli „od zawsze“. Tam, gdzie – jak w Ratoszynie – podstawą bytu były gospodarstwa rodzinne, sytuacja ta wymagała tylko zaciśnięcia pasa.

Na ziemiach zachodnich i północnych miało to cechy klęski żywiołowej. Mieszkając dokładnie na granicy indywidualnie gospodarującego Podlasia i pegieerowskich Mazur, widziałem dwie całkiem różne skale tego nieszczęścia. Z Warszawy nie widziałbym precyzyjnie żadnej – i ta konstatacja stanowi pewną przestrogę dla polskiej opinii publicznej, a może i dla dalszej ewolucji naszego życia politycznego. Polska jest duża i bardzo wielobarwna, naiwnością jest wyobrażanie sobie, że się ją zna i rozumie całą.

Dramat bezrobocia był ciężki, ale w swej ostrej formie trwał krótko. Dziś brakuje rąk do pracy nie tylko na Podlasiu, ale i na Mazurach. Te ostatnie są chyba jeszcze biedniejsze, bardziej zaniedbane, a w swych północnych, sąsiadujących z Putinem, regionach po prostu – opustoszałe. Ale też tam sytuacja zmienia się najdynamiczniej.

Pojawia się na nowo duża własność ziemska – bardzo różnej maści: od niesympatycznych spekulantów operujących setkami hektarów, poprzez bogatych i bardzo bogatych „paniczów“, wesolutkich, ale ekonomicznie pasywnych i nieefektywnych, aż do właścicieli dużych, w miarę nowoczesnych i świetnie prosperujących zakładów produkcyjnych, zatrudniających znaczne zespoły pracowników.

Ta ostatnia kategoria może budzić nadzieje gospodarcze i socjalne w tym regionie. Podlasie zmienia się wolniej, małe gospodarstwa rodzinne nie dysponują dużymi kapitałami, po kredyty sięgają ostrożnie, niemniej wsie budują się tutaj, bardzo dbając o estetykę – niby europejską, ale zatracającą miłe oblicze regionalne. Na pole i do krów moi sąsiedzi jeżdżą samochodami – i z tego względu tęsknią za nieocenionym w takiej eksploatacji „maluchem“.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...