Na pohybel homofobom?

Kiedy zajmowałem się krytyką literacką nie traciłem czasu na pisanie o książkach, które mi się nie podobały. Niniejszym łamię tę zasadę, bo "Homobiografie" Krzysztofa Tomasika wydają mi się dziełem kuriozalnym, w dodatku – symptomatycznie kreowanym przez środowisko młodej lewicy na wydarzenie sezonu. Więź, 1-2/2009



Bieda w tym, że pisze tak o człowieku, który jako Włast deklarował wielokrotnie, że „płeć jest tylko fazą w człowieczeństwie”, sam jest jedynie „starym Dzieckiem, zgiętym nad robotą” (rozumiał Dziecko jako istotę bezpłciową) i perspektywa transgenderowa zwyczajnie w jego przypadku nie działa, co można sprawdzić, siadając nad rękopisami w warszawskim Muzeum Literatury.

Ale czego żądać od autora, który nie sprawdza i prostszych rzeczy. W rozdziale o Komornickiej dowiadujemy się, że jej rodzinny Grabów leży pod Kozienicami, choć do Kozienic jest stamtąd dwadzieścia siedem kilometrów, a do Warki, pod którą leży naprawdę – sześć.

Zdanie, że w twórczości Własta, w odróżnieniu od wierszy podpisywanych nazwiskiem Komornickiej „nie brakowało namiętnych erotyków” (s. 25), dowodzi, że nieszczęsny autor nie miał nigdy w ręku słynnych Czarnych płomieni Komornickiej, a i rękopisu Xięgi poezji idyllicznej chyba też nie. Z kolei w szkicu o Szymanowskim pada zdanie (powtórzone przez Tomasika na internetowej witrynie innastrona.pl, więc to nie literówka), że napisał on „rzadko graną operę Haigh” (s. 39), która naprawdę nosi tytuł Hagith.

W innym miejscu autor stwierdza, że „uczucie Andrzejewskiego do Marka Hłaski jest [w Miazdze] przerobione na trudną miłość do dziewczyny nazywanej Ping-Pongiem” (s. 122). W rzeczywistości dziewczyna nosi w powieści imię Nike, a miłość do niej odwzorowuje co najmniej dwa zauroczenia pisarza, jak o tym informuje wstęp do wydania powieści w serii „Biblioteka Narodowa” (Wrocław 2002). Andrzej Wajda nakręcił podobno niewiele dziejących się współcześnie filmów (s. 115), które stanowią około 30 procent jego filmografii. I tak dalej…

To wszystko na razie tylko niewinne śmiesznostki. W końcu każdemu wolno wyważać otwarte drzwi i mylić się w szczegółach, a może nawet robić transseksualistkę z nieboszczki, która zmarła sześćdziesiąt lat temu i wobec tego raczej nie powie, co o tym myśli. Problem jest znacznie poważniejszy.

Otóż, zgodnie z feministycznym hasłem sprzed półwiecza, mamy dziś uznać, że „prywatne jest polityczne”. A skoro słowo „polityka” od „polis” się wzięło, to, co prywatne, a nawet to, co intymne, zostaje uznane za kwestię publiczną. Na nic więc zabiegi niektórych pisarzy, by objąć ich biografie zasadą dyskrecji, poprzestać na wykreowanym przez nich samych wizerunku.

Konopnicka, której przypadek otwiera Homobiografie, „listy pisywała zawsze tak podniosłe, jakby z góry przewidywała, że będą opublikowane” (s. 16, cytat z książki Marii Szypowskiej). Czy przewidywała również, że zajmie się nią Tomasik?

A Gombrowicz, który „był niechętny debatom stawiającym homoseksualizm jako jeden z tematów jego pisarstwa, a już zupełnie alergicznie reagował na poruszanie tej kwestii w kontekście jego życia prywatnego” (s. 109), co by rzekł na znajdujące się po sąsiedzku z tym zdaniem dociekanie kwestii, czy był, czy tylko bywał homoseksualistą? Jak by rozważania na temat ukierunkowania ich erosa skwitowali Jerzy Stempowski (s. 8; notabene pozostajemy tu w sferze co najmniej dyskusyjnych plotek), Józef Czapski (s. 141, przypis), czy Jerzy Zawieyski?

Na tego rodzaju wątpliwości można odpowiedzieć dwojako. Raz: że wola pisarza nie może hamować pracy historyków literatury. I zgoda – o ile wzbogacają oni możliwość odczytania dzieła, które artysta nam pozostawił. Sam Tomasik – jakby wbrew jego apologetom, którzy zapewniają, że jego dzieło to tylko biografistyka – rysuje taki oto program: „zacząć trzeba od podstaw, od powiedzenia głośno: on/ona to osoby homoseksualne. Za tym powinna iść reinterpretacja twórczości” (s. 12).



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...