Przyjechał wprost z przesłuchania

Niedziela 49/2018 Niedziela 49/2018

Sejm RP uchwalił ustawę, która wprowadziła do naszego kalendarza Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Jest on obchodzony 19 października, czyli w dniu upamiętniającym porwanie i męczeńską śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki. W związku z tym publikujemy, w oryginalnym zapisie, świadectwo z 1984 r. dotyczące tego niezłomnego kapłana

 

Sługa Boży Ksiądz Jerzy Popiełuszko odpoczywał w naszym domu zakonnym sióstr urszulanek szarych w Zakopanem na Jaszczurówce dwukrotnie. Było to w tragicznym roku 1984 – roku Jego męczeńskiej śmierci – w styczniu 17-23.01 i w marcu 11-15.03. Zapowiedź Jego przyjazdu nie była zwykła. Z naszego domu na Wiślanej w Warszawie zadzwoniła do nas s. Jana Płaska, prosząc, aby przyjąć na tygodniowy odpoczynek „tak bardzo, ale to bardzo zmęczonego Księdza”. Z racji powszechnego wtedy podsłuchu telefon od s. Jany musiał być całkowicie anonimowy, nie wiedziałyśmy więc, o jakiego to „zmęczonego” Księdza chodzi. Oczywiście, wyraziłyśmy zgodę i zaraz następnego dnia, w towarzystwie p. Waldemara Chrostowskiego, zjawił się oczekiwany Gość. Jakież było nasze zdumienie, że to... Ks. Jerzy Popiełuszko!

Ks. Jerzy przyjechał wtedy wprost z Pałacu Mostowskich po kolejnym przesłuchaniu przez SB – był bardzo wyczerpany i zmęczony. Jego kierowca, znając doskonale topografię Warszawy, tak kluczył ulicami, że zgubili Ub-ecki „ogon” i Ks. Jerzy mógł u nas spokojnie odpoczywać. I rzeczywiście dobrze wykorzystał czas. Pogodę miał piękną, słoneczną i cudowny śnieg. Dużo spacerował, a wieczorem o godz. 18 odprawiał Mszę Św. w naszej kaplicy. Zachował się Jego wpis do Księgi Celebry. Ksiądz Jerzy był uroczym Gościem, pełnym delikatności, prostoty i pokory. Podczas styczniowego pobytu u nas przygotowywał homilię na Mszę Św. za Ojczyznę w ostatnią niedzielę stycznia. Pracował cały dzień, korzystając z „Antologii Poezji Maryjnej”, o którą poprosił. I tu świadectwo Jego niezwykłej pokory; gdy tekst był gotowy, podał mi maszynopis i poprosił serdecznie, abym... sprawdziła, czy kazanie jest dobre...Cały Ksiądz Jerzy! Przy pożegnaniu, gdy dziękowałam Mu za odwagę, którą ma za nas wszystkich, usiłowałam ucałować Jego kapłańskie ręce, nie pozwolił, tylko przycisnął do serca i powiedział: „Nie, Siostro, to nie ja, to Ks. Bogucki, to wszystko on – bez niego nic bym nie mógł działać”. Taki był! On nie istniał, istniała Sprawa, której służył ze wszystkich sił, a tej Sprawie na imię: Bóg, Ojczyzna i człowiek.

Podczas marcowego pobytu, w ostatniej rozmowie przed wyjazdem, Ksiądz Jerzy powiedział do mnie: „być może gdy wrócę do Warszawy, zastanę dekret Ks. Prymasa, że mam wyjechać na studia do Rzymu, ślubowałem posłuszeństwo, więc posłucham, ale sam nigdy z mojej działalności nie zrezygnuję. Uważam w sumieniu, że Kościół, będąc z robotnikami w czasie ich zwycięstw i radości, tym bardziej musi być i powinien być teraz, gdy jest tak ciężko. Być może zapłacę za to najwyższą cenę... jestem gotów”. Bóg przyjął ofiarę... i nie oszczędził, tak jak własnego Syna nie oszczędził, aby świat zbawić (...).

24 III 1984 r. byłam w Rzymie z grupą pielgrzymów z Zakopanego. Po Mszy św. o godz. 7 w prywatnej kaplicy Ojca Św. cała nasza grupa miała spotkanie z Ojcem Św. w Bibliotece. Gdy przekazałam Ojcu Św. słowa oddania i serdeczności od Ks. Jerzego, Ojciec Św. aż prawie wykrzyknął: „To Ks. Jerzy też u Sióstr odpoczywał? Jak to dobrze, jak się cieszę, jak bardzo się cieszę. Niech MU siostra powie, że Go z serca pozdrawiam i błogosławię, i niech się trzyma! I niech mu Siostra weźmie ode mnie różaniec. Ja już Mu posłałem przez Biskupa Kraszewskiego, ale niech Mu Siostra jeszcze weźmie”.

Po powrocie do Zakopanego posłałam Księdzu Jerzemu ten różaniec przez najbliższą okazję razem z listem. Będąc w Warszawie w maju, byłam na Mszy św. w kościele św. Stanisława na Żoliborzu. Ks. Jerzy mnie zobaczył i gdy wyszłam z Kościoła, On już stał przed plebanią i wołał, żebym koniecznie przyszła. Nie miałam przedtem tego zamiaru, bo wiedziałam, jak bardzo jest zajęty i zapracowany. Gdy siedliśmy w pokoju, prosił, żeby Mu jeszcze powtórzyć każde słowo Ojca Św. do Niego. Uczyniłam to dokładnie i z radością. Po chwili wyjął z kieszeni sutanny różaniec przywieziony przeze mnie i dziękując, mówił, jak bardzo się nim cieszy i że nigdy się z nim nie rozstaje. I jak mi ktoś z najbliższego otoczenia Ks. Jerzego przekazał, ten właśnie różaniec dano Księdzu do jego umęczonych rąk – na ostatnią drogę do kamiennego Krzyża, pod którym spoczywa. Zawsze myślę o tym wielkim dla mnie zdarzeniu z głębokim wzruszeniem i modlę się do Ks. Jerzego, aby tym różańcem oplatał całą naszą Ojczyznę, kościół, świat i prowadził do zwycięstwa w Bogu, który jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem.

* * *

Dziś, z perspektywy 33 lat od wydarzeń opisanych w tym świadectwie, nasuwa się natrętnie bolesne pytanie, co zrobiliśmy jako wspólnota z testamentem bł. ks. Jerzego. Czy jesteśmy mu wierni w budowaniu naszego życia indywidualnego i zbiorowego? Dziękujemy także s. Teresie za poruszające świadectwo jej wiary, oddania, wierności, pokory i cichej służby.

Bogdan Kędziora

Dokładnie 10 lat temu s. Teresa Batogowska, urszulanka szara mieszkająca w domu Sióstr Urszulanek w Zakopanem, napisała przejmujące świadectwo o dwukrotnym pobycie ks. Jerzego Popiełuszki w ich domu, na kilka miesięcy przed jego męczeńską śmiercią. Przekazała ten dar w czasie moich odwiedzin w tym gościnnym domu, w którym niegdyś odpoczywał także kard. Karol Wojtyła. Ze względu na kontekst czasowy i treść świadectwo to powinno być utrwalone i rozpowszechnione. Oto jego treść z zachowaniem oryginalnej pisowni.

Bogdan Kędziora

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...