Pożegnanie z Adamem i Ewą

Tygodnik Powszechny 27/2010 Tygodnik Powszechny 27/2010

Grzech pierworodny nie jest skutkiem wolnej decyzji człowieka wspomaganej podszeptem tajemniczej przebiegłej istoty. Jest rezultatem ślepego ewolucyjnego rozwoju naszego gatunku. Czy taki pogląd jest do przyjęcia przez teologię?

 

Biblijne opowiadanie o umieszczeniu stworzonego człowieka w raju i jego upadku należy do kanonów kultury, wciąż inspiruje refleksję nad człowieczeństwem i stanowi wyjątkowe odniesienie dla wiary religijnej. Jest bowiem podstawą jednego z najważniejszych dogmatów Kościoła katolickiego – dogmatu o grzechu pierworodnym. Rozwój nauki prowadzi jednak do pytań, których dawniej sobie nie stawialiśmy. Czy istnienie raju można pogodzić z ewolucją biologiczną i z historią świata odtwarzaną przez nauki przyrodnicze? Czy upadek prarodziców rzeczywiście się wydarzył? Czy Adam i Ewa kiedykolwiek istnieli?

Intrygujące, że w nauczaniu Kościoła nie znajdziemy na te pytania jednoznacznych odpowiedzi. I to mimo świadomości, że „nie można naruszyć objawienia grzechu pierworodnego, nie naruszając misterium Chrystusa” (Katechizm Kościoła Katolickiego; punkt 389).

Jak można przewidzieć, różnica zdań będzie występować zwłaszcza między teologami-humanistami a wierzącymi naukowcami. I tak francuski jezuita François Euvé, z wykształcenia fizyk, w książce „Darwin i chrześcijaństwo” (2010) uważa, że biblijna opowieść o czynie „pierwszych ludzi” nie jest „relacją z tego, co wydarzyło się w określonym miejscu i czasie, lecz miologiczną ilustracją pokusy, jakiej nieustannie doświadcza ludzkość”. Przeciwnego zdania jest dominikanin o. Jacek Salij. W posłowiu do książki „Grzech pierworodny w nauczaniu Kościoła” (1997) polski teolog przekonuje: „Wiara katolicka ogromną wagę przywiązuje do tego, że grzech naszych pierwszych rodziców był konkretnym wydarzeniem. Toteż nie do przyjęcia są dla niej próby zredukowania opowieści o grzechu pierworodnym do kategorii mitu”. Podobnie uważa główny redaktor Katechizmu Kościoła Katolickiego kard. Christoph Schönborn w eseju opublikowanym we wspomnianej książce: „Przyjęcie hipotezy pragrzechu jako wolnego czynu pierwszych rodziców zakłada ich – jakkolwiek nie dającą się czysto historycznie udowodnić – realną egzystencję”.

Ciekawe, że bardziej ostrożnie wypowiada się sam Benedykt XVI. W katechezie podczas audiencji ogólnej z 3 grudnia 2008 r. Papież mówił o „nielogiczności zła”, komentując biblijną opowieść o upadku człowieka: „Wielki obraz, który pomaga nam odgadnąć, lecz nie może wyjaśnić czegoś, co samo w sobie jest nielogiczne. Możemy odgadnąć, ale nie wytłumaczyć; nie możemy tego nawet opowiedzieć jako jednego faktu obok innych, gdyż jest głębszą rzeczywistością”. Zatem upadek nie jest „faktem obok innych”. Katechizm mówi z kolei o „wydarzeniu pierwotnym”, które miało miejsce „na początku historii człowieka” (punkt 390), co można odczytywać symbolicznie.

Negatyw Dobrej Nowiny

Tę różnorodność teologicznych opinii wyjaśnia historia formowania się dogmatu o grzechu pierworodnym. Biblia ani judaizm nie znają takiego pojęcia. Św. Paweł w Liście do Rzymian zapoczątkowuje myślenie o grzechu wszystkich ludzi („Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi”; 5, 19), które zostanie zanegowane w V wieku przez Pelagiusza i jego uczniów. Zdaniem tego surowego bretońskiego mnicha, człowiek jest zdolny własnymi siłami wypracować zbawienie, a grzech Adama trwa w historii jedynie przez nierozumne naśladowanie, a nie przez rodzenie, naznaczające tajemniczą skazą kolejne pokolenia. Gwałtownie na te w dużej mierze stoickie poglądy zareagował św. Augustyn, rozwijając naukę o zepsuciu natury z powodu seksualnej pożądliwości i o konieczności łaski do zbawienia.

Poza skrajnym pomysłem utożsamienia grzechu pierworodnego z seksualnym pożądaniem, nauka Augustyna zostanie przyjęta w głównych swych punktach przez synody w Kartaginie (418 r.) i Orange (529 r.), do czasu aż zradykalizuje ją Marcin Luter. Twórca Reformacji dostrzegł w człowieku radykalne zepsucie, którego nie jest w stanie usunąć łaska chrztu. Wysłużona przez zbawczą ofiarę Chrystusa na krzyżu łaska jedynie zasłania naszą wrodzoną nieprawość przed oczami Boga, jak płaszcz zasłania nagość. Taki radykalizm został odrzucony przez Kościół katolicki na Soborze Trydenckim w 1546 r. To właśnie ten sobór zdogmatyzował prawdę o grzechu pierworodnym, ale – jak podkreślają komentatorzy – uczynił to w sposób ostrożny, poprzez formułę opisową, a nie ścisłą definicję dogmatyczną. „Do tej pory jednak Magisterium Kościoła nie określało, jakie jest konkretnie i na czym polega uczestnictwo każdego człowieka w grzechu Adama. Pozostawia teologom swobodę dyskusji, byle tylko przyjęli elementy już określone i sprecyzowane” – zaznaczają redaktorzy polskiego zbioru doktrynalnych wypowiedzi Kościoła „Breviarium fidei”.

Do tych „elementów już określonych” należą prawda o powszechności grzechu, któremu podlegają wszyscy ludzie z wyjątkiem Maryi, o jego rozprzestrzenianiu się „poprzez rodzenie”, a nie „poprzez naśladowanie” oraz o jego skutkach: nasza natura „jest zraniona w swoich siłach naturalnych, poddana niewiedzy, cierpieniu i władzy śmierci oraz skłonna do grzechu”, jak czytamy w 405. punkcie Katechizmu. Choć po chrzcie te skutki pozostają – jak zauważa Sobór Trydencki – „dla naszego wypróbowania”, nie są w stanie przeszkodzić naszemu zbawieniu, o ile otwierając się w wierze na działanie łaski, nie będziemy ulegać skłonności do zła.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...