Kościół jako krzyż

Więź 10/2010 Więź 10/2010

Wciąż wierzę, że Kościół katolicki ma pełnię środków zbawienia i uprzywilejowany dostęp do Prawdy objawionej, jestem jednak świadom, że ze względu na uwarunkowania historyczne i kulturowe ta potencjalna pełnia nie musi koniecznie przekładać się na duchową i moralną rzeczywistość Kościoła jako wspólnoty religijnej i społecznej.

 

Nam, polskim katolikom, wydaje się często brakować rozeznania, kiedy trzeba naśladować Jezusa w Jego surowej mowie wobec podstępnych i zamkniętych na łaskę faryzeuszy, a kiedy – znacznie częściej – brać przykład z Jezusa, który głosi Dobrą Nowinę, uzdrawia chorych, przebacza grzesznikom, upomina błądzących, cieszy się i płacze z innymi, a w końcu umiera na krzyżu za każdego z nas. Dostrzegać w drugim człowieku wpierw samego Jezusa, poranionego, umęczonego, cierpiącego z powodu ludzkich grzechów – taka postawa wśród polskich katolików wydaje się wciąż rzadkością.

Jeśli posilani Pismem Świętym, modlitwą i sakramentami my, polscy katolicy, jako wspólnota religijna nie jesteśmy w stanie nawiązać ewangelicznego dialogu z rosnącą rzeszą zsekularyzowanych i zlaicyzowanych rodaków, a przeciwnie, najchętniej wchodzimy z nimi w konflikt na wzór partii politycznych – to mamy do czynienia z głębokim kryzysem przeżywania źródeł naszej wiary. Według mnie Bóg nie może udzielać się Kościołowi katolickiemu w Polsce pełniej, ponieważ jako wspólnota, a zwłaszcza duchowni, jesteśmy zablokowani na wielki nowoczesny apel wolności, która w swej istocie jest zsekularyzowaną i nieco zredukowaną formą chrześcijańskiej wolności „dzieci Bożych”, wolności dla życia w prawdzie i miłości.

Moja wielka nauczycielka duchowości i myślenia, Simone Weil – pomimo doświadczenia osobistego spotkania z Chrystusem i przekonania, że Kościół katolicki najpełniej wyraża wiarę chrześcijańską – nie przyjęła chrztu, ponieważ jak twierdziła, nie pozwala jej na to jedno wyrażenie anathema sit, czyli fakt, że Kościół katolicki wyłącza ze zbawienia wielkie obszary świętości, kultury, dobra itd. „Staniem na progu” Kościoła Simone Weil chciała dać świadectwo solidarności z tym wszystkim, co Boże, a czego według niej Kościół katolicki nie może lub nie chce zasymilować.

Ja jestem w nieco innej sytuacji. Jako wyświęcony diakon uczestniczę w kapłaństwie hierarchicznym, ale od trzech lat nie mam możliwości sprawowania funkcji służebnych wobec wspólnoty Kościoła. Po wstępnych próbach znalezienia biskupa, który przyjąłby mnie do diecezji, uznałem, że w Polsce nie ma dla mnie możliwości posługi kapłańskiej. Pozostaję diakonem Kościoła katolickiego i celibatariuszem, a jednocześnie coraz szerzej rozwijam działalność ewangelizacyjną, intelektualną i kulturalną przez Fundację Tezeusz i własną twórczość.

Mogę powiedzieć, trawestując Simone Weil, że stoję na progu Kościoła hierarchicznego w Polsce jako znak prośby o szacunek dla wolności sumienia i myślenia polskich duchownych, ale też wszystkich katolickich wiernych i każdego człowieka; jako znak niezgody na to, aby kościelna przemoc oraz niepodejmowanie dialogu z duchownymi i wiernymi, zwłaszcza w sytuacjach kryzysu i próby, były codziennością Kościoła w Polsce. Będąc głęboko zakorzenionym w Kościele, stoję jednak na progu – jako znak prośby, by Kościół katolicki w Polsce, a zwłaszcza jego przywódcy i duchowni, z powagą potraktowali kryzys duchowy wspólnoty katolickiej, objawiający się m.in. niezdolnością do owocnej ewangelizacji świata pozakatolickiego i podjęcia opartego na szacunku dialogu z nowoczesnością, z wielkim wołaniem o wolność człowieka współczesnego. Stoję na progu – jako znak obecności tych wszystkich, którzy przez Kościół katolicki w Polsce czują się skrzywdzeni, zranieni i odrzuceni. Stoję na progu – prosząc o wsłuchanie się w głos tych polskich katolików, którzy często w sposób niezawiniony nie mogą odnaleźć się w żywej wspólnocie religijnej, w której zostali ochrzczeni. Stoję na progu – prosząc dobrego Boga o łaskę wierności Kościołowi, który wciąż kocham, choć jest to teraz miłość przez łzy.

Nie jest sztuką być wiernym Kościołowi, gdy wszystko idzie dobrze i można czerpać z tego jakieś duchowe, materialne czy prestiżowe korzyści. Sztuką jest dochować wierności Kościołowi, gdy przychodzi czas próby miłości bolesnej wobec Jezusa i Jego wspólnoty. Dokonałem wyboru, a choć idę w ciemnościach wiary i niepewności co do własnego powołania, nie przestaję wierzyć w zbawczy sens tej drogi. Mam nadzieję, że aktualna kenoza Kościoła, również w Polsce, zwiastuje nadzieję powrotu na drogę Ewangelii Jezusa.

Andrzej Miszk– ur. 1964. Jako uczeń w 1982 r. trafił na cztery miesiące do więzienia, z którego wyszedł krótko przed ukończeniem 18. roku życia. Wspierał podziemną „Solidarność”, działał w Polskiej Młodzieży Walczącej, a następnie w ruchu „Wolność i Pokój”, często był aresztowany. Ponownie uwięziono go w 1985 r. na trzy miesiące za odesłanie książeczki wojskowej. Po nawróceniu religijnym wstąpił w 1996 r. do jezuitów. Ukończył filozofię na Ignatianum i Uniwersytecie Jagiellońskim oraz teologię w Milltown Institute w Dublinie. W 2006 r. otrzymał święcenia diakonatu. W 2007 r. został usunięty z zakonu. Obecnie jest redaktorem portalu tezeusz.pl i prezesem Fundacji Tezeusz. Bloger i publicysta, współpracownik WIĘZI. Inicjator cyklu debat internetowych „Polska tolerancja” (polskatolerancja.tezeusz.pl) prowadzonego przez Fundację Tezeusz we współpracy z Laboratorium WIĘZI. Pracuje nad doktoratem z filozofii. Mieszka w Kasince Małej.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...