Wiara niekonwencjonalna

Tygodnik Powszechny 50/2010 Tygodnik Powszechny 50/2010

Ograniczanie się do wykrzykiwania o wartościach nie przynosi żadnych rezultatów. W Hiszpanii Kościół wyprowadził na ulice tysiące ludzi, ale nie wpłynęło to na zmianę większości ustaw.

 

Joanna Bątkiewicz-Brożek: Ksiądz Kardynał podkreśla w swoich wypowiedziach, że „Europa potrzebuje nowej laickości”. W Polsce określenie „laickość” wywołuje raczej nieprzychylne reakcje katolików...

Kard. Angelo Scola: Rewizja znaczenia słowa „laickość” pobudza do refleksji – w Europie i nie tylko. Twierdzę, że potrzebujemy „nowej laickości”, czyli szlachetnych działań i dobrych racji, tak aby możliwe było życie w jednej wspólnocie. Takie nastawienie należy przecież do najgłębszej natury chrześcijaństwa, będącego religią Boga wcielonego, który wszedł w historię.

Co nam mówią historia i współczesność? Że żyjemy w społeczeństwie coraz bardziej pluralistycznym. Posiada ono dwie charakterystyczne cechy: składa się z podmiotów, które mają bardzo różne i potencjalnie skonfliktowane wizje świata, i opiera się na demokracji, dla której jedynym punktem odniesienia są ustalone procedury konstytucyjne.

Jak być w takim społeczeństwie chrześcijaninem bez rezygnowania z publicznego wymiaru wiary?

Będzie to możliwe, jeśli za punkt wyjścia przyjmie się fakt, że wszystkich, niezależnie od sposobu postrzegania świata, łączy fakt życia razem. Chcąc nie chcąc, wszyscy musimy żyć w jednym kraju. I to jest dobro społeczne. Problemem społeczeństwa pluralistycznego jest uznanie tego dobra za dobro polityczne, w którym uczestniczą wszystkie podmioty i które jest regulowane przez państwo.

Nowa laickość odnosi się więc do sposobu życia razem. Najpierw jednak trzeba ustalić podstawowe założenia. Jakie ma być owo życie razem? Każdy podmiot wyraża siebie, opowiada siebie drugiemu: swój sposób życia i swoją wizję świata, aby zyskały wspólnie uznanie. Przez wzajemną narrację szukamy dobra politycznego w godnym kompromisie. I to właśnie nazywam „nową laickością”.

No tak, ale „kompromis” może zawierać w sobie także konotacje negatywne.

Dlatego zawsze mówię o „kompromisie godnym”. Określenie „kompromis” pochodzi od łacińskiego cum promitto, co znaczy „obiecać razem”. Razem z kim? Z władcą. Kto w demokracji jest władcą? Lud. Oczywiście, w poszukiwaniu tego kompromisu trzeba respektować demokratyczne procedury, a te muszą brać pod uwagę opinię większości.

Opinia większości musi być uznana przez państwo. Przykładem może być nauczanie religii. Zgadzam się z tym, co w niedawnej debacie w Krakowie powiedział Tadeusz Mazowiecki, i uważam, że jeśli większość rodzin chce nauczania religii w szkole, państwo musi je zagwarantować. Mazowiecki powiedział, że jako polityk zapewnił to nauczanie, a jako katolik był temu przeciwny. No właśnie...

Uważam, że chrześcijanin zawsze ma respektować podstawowe prawa osoby ludzkiej. Także pojedynczej osoby. Należy jednak podkreślić, że nie wszystkie prawa są prawami podstawowymi i że nie wszystko, co dziś się określa jako „prawo”, rzeczywiście jest prawem. Kiedy się zdarzy, że my, chrześcijanie, pracujemy nad tym, by zwyciężyły nasze wartości, a opinia większości wybiera wartość, która jest sprzeczna z naszymi zasadami, pozostaje nam wolność sprzeciwu sumienia.

Sprzeciw wobec przerywania ciąży, rodzina jako związek kobiety i mężczyzny... Jak katolik ma bronić tych zasad?

Trzeba o nich mówić – ukazywać naszą wizję życia. Wielu katolików – także polityków – powiada: „jestem za rodziną, jestem przeciw rozwodom, przeciw aborcji, jednak ludzie o innych poglądach mają w państwie pluralistycznym prawo robić, co chcą, i nie mogę im narzucać moich wartości”. Takie stanowisko jest błędne!

Jeżeli jestem przekonany, że społeczeństwo może się dobrze rozwijać, gdy się opiera na rodzinie, rozumianej jako trwały, wierny i otwarty na przyjęcie nowego życia związek mężczyzny i kobiety, muszę o tę wartość walczyć. Jeśli tego nie robię, pozbawiam pluralistyczną społeczność ważnego głosu. Powinienem się starać, by przekonać innych o słuszności mojej propozycji. Jeśli przegram, jeśli zostanie uchwalone prawo, które uważam za niesprawiedliwe, powinienem się uciec do sprzeciwu sumienia.

We Włoszech mieliśmy takie doświadczenia: najpierw prawo o rozwodach, potem o aborcji, wreszcie o zapłodnieniu in vitro. W pierwszych dwóch przypadkach walczyliśmy i przegraliśmy. W przypadku aborcji popieraliśmy prawo lekarzy i pielęgniarek do sprzeciwu sumienia i nasza propozycja zwyciężyła.

Katolicy, którzy chcą przekonać innych, czasem są postrzegani jako nietolerancyjni fundamentaliści.

Niestety, tak jest. Właściwą drogą jest świadectwo. Nowa laickość to skuteczne lansowanie swoich przekonań przy pomocy narzędzi, których dostarcza nam demokracja.

Dlatego, jak sądzę, historycznie przegrywamy we wszystkich krajach Europy, bo ograniczanie się do wykrzykiwania o wartościach nie przynosi żadnych rezultatów. W Hiszpanii Kościół wyprowadził na ulice tysiące ludzi. I co z tego? Miało to swoje znaczenie, ale nie wpłynęło na zmianę większości ustaw.

Hiszpania, kiedyś kraj najbardziej katolicki w Europie, pod rządami Zapatero odrzuca wszystkie chrześcijańskie zasady. Czy nie jest to przykład błędnie pojmowanej laickości?

Tu już nie wchodzi w grę laickość, ale sekularyzacja. Kiedyś wielki angielski poeta T.S. Eliot pytał: „Czy to ludzkość opuściła Kościół, czy też Kościół opuścił ludzkość?”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...