Wziąć chorobę w swoje ręce

Magazyn Familia luty 2011 Magazyn Familia luty 2011

Co zrobić, by choroba nas nie zdominowała, czy sakrament chorych uzdrawia, dlaczego tak ważne jest odwiedzanie bliskich w szpitalu – o swojej posłudze opowiada kapelan ksiądz Jacek Wardęski

 

Czy to prawda, że choroba zbliża człowieka do Boga?

Na pewno choroba sprawia, że człowiek się zatrzymuje. Może wówczas, jeśli tego chce, podjąć jakąś refleksję. Nie jest jednak tak, że choroba automatycznie zbliża człowieka do Boga. Czas choroby to pewna przestrzeń, którą można zagospodarować i wprowadzić tam Boga.

Można postrzegać chorobę jako karę  za grzechy?

Choroba jest konsekwencją działań i zaniedbań ze strony człowieka w wymiarze indywidualnym i społecznym. Ale przecież nie wszystko zależy bezpośrednio od nas samych. Choroby, jakie nas trapią, mogą być np. efektem skażenia środowiska (zanieczyszczonego powietrza, obecności szkodliwych substancji w produktach spożywczych). Myślę jednak, że na chorobę warto spojrzeć jeszcze inaczej. Dla chrześcijanina może ona być okazją do otwarcia się na Boga. Jako ludzie wierzący możemy zrozumieć sens cierpienia w wymiarze duchowym i w łączności z Kościołem, bo – jak mówi św. Paweł Apostoł w Liście do Kolosan: „w moim ciele dopełniam braki cierpień Chrystusa za Jego Ciało, którym jest Kościół” (rozdział 1, werset 24).

Czy dzięki wierze chrześcijanin może zapanować nad fizyczną niemocą?

Gdy zaczynamy chorować, to najczęściej boimy się, że niemoc fizyczna nas zdominuje i zniszczy. Ale jest zupełnie inaczej. Jako osoby wierzące możemy z tą chorobą coś zrobić.

Pewna pacjentka w szpitalu powiedziała do mnie: „Proszę księdza, w mojej parafii są teraz rekolekcje, a ja jestem tutaj, w szpitalu”. Odpowiedziałem jej na to: „Pani stoi teraz po stronie tych, którzy te rekolekcje głoszą. Ofiaruje Pani za nich swoje cierpienia”. Bo najważniejsze jest uświadomienie sobie, że jestem kimś, kto tę chorobę może wziąć w swoje ręce i zrobić z niej użytek. Wiara pomaga nam przeżyć i wyzdrowieć. Jako chrześcijanie nie możemy poddawać się temu, co nas spotkało.

W naszym społeczeństwie pokutuje lęk przed sakramentem chorych, tak jakby był to już ostatni sakrament i człowiek zaraz po nim miał umrzeć. Bliscy często boją się zaprosić kapelana do chorego, by go nie przestraszyć. Czy to właściwa postawa?

Na pewno nie. Dlatego w mojej kapłańskiej posłudze rzadziej używam terminu sakrament chorych – pytam raczej pacjentów, czy chcą przyjąć sakrament umocnienia i uzdrowienia. To najczęściej ich zaskakuje, ale też uwalnia od lęku.

W jaki sposób ten sakrament może uzdrowić?

Działa on w wymiarze fizycznym i duchowym. Od dłuższego czasu przychodzi do mnie pewien mężczyzna, który przyjął sakrament chorych, gdy leżał w szpitalu. Wcześniej przez wiele lat nie przystępował do żadnych sakramentów. To wydarzenie tak go zmieniło, że wrócił do wiary i do życia sakramentalnego. Ludzi o podobnych doświadczeniach spotykam w szpitalu często. Bóg uzdrawia duchowo i może uzdrowić fizycznie. Często porównuję sakrament chorych do bierzmowania, które większość z nas przyjęła w młodości. Był to wówczas sakrament, który miał nas umocnić w wyznawaniu naszej wiary. Sakrament chorych również umacnia w wyznawaniu wiary, ale w czasie choroby. Aby być świadkiem nadziei właściwej chrześcijanom.

Spotykamy się w kaplicy szpitalnej, która niedawno została odnowiona. Czy zauważa Ksiądz potrzebę istnienia kaplicy w szpitalu?

Ta kaplica rzadko jest pusta. W ciągu dnia wchodzą do niej nie tylko pacjenci, ale także lekarze, pielęgniarki i inne osoby z personelu szpitala. Bardzo często widzę rodziny chorych, które zatrzymują się tutaj przy okazji odwiedzin u najbliższych. Spotykam też osoby, które modlą się w czasie, gdy ich bliscy są operowani. Podchodzę nieraz do nich i pytam, za kogo się modlą. Często proponuję im wspólną modlitwę. Kaplica jest miejscem, gdzie odwiedzający szpital mogą w określonych godzinach zastać kapelana, porozmawiać z nim, skorzystać z sakramentu pojednania.

Codziennie odwiedza Ksiądz oddziały szpitalne i spotyka się z chorymi. Jakie znaczenie mają dla chorych takie wizyty?

Poza posługą typowo sakramentalną ważna jest po prostu moja obecność. Czasem mały gest, taki jak chociażby poprawienie poduszki, znaczy dla chorego bardzo wiele. Spotykam w szpitalnych salach także osoby niewierzące. Staram się z nimi porozmawiać. Często one same zapraszają mnie, abym jeszcze kiedyś do nich przyszedł. Moja rola polega na tym, żeby przede wszystkim dostrzec człowieka i wzbudzić w nim nadzieję. Bywa, że po takich wizytach, które odbywają się do południa, jestem zmęczony. Myślę sobie nieraz: „na dzisiaj mi wystarczy”, ale po drodze zachodzę jeszcze do jednej sali. I okazuje się, że właśnie tam ktoś na mnie czekał i bardzo potrzebował akurat tego dnia pojednać się z Bogiem. Takie chwile są dla mnie dowodem na to, że jestem w tym miejscu potrzebny.

Czy trudniej jest chorować osobom starszym czy też młodszym?

Dużo zależy od podejścia do życia. Wiele osób starszych jest bardzo zbuntowanych. Czują żal, że nie ma kolejnego leku albo nie można zrobić następnej operacji. Z drugiej strony są młodzi ludzie, którzy bardzo dobrze radzą sobie z chorobą. Zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, ale pozostają wewnętrznie radośni.

Jaką rolę odgrywają w życiu chorego odwiedziny najbliższych?

Obecność rodziny i bliskich jest dla chorych bardzo cenna. Pamiętam taką sytuację: na oddział trafiły dwie starsze pacjentki. Jedna rokowała większe nadzieje, stan drugiej był dużo gorszy. Panią, która była słabsza, często odwiedzała rodzina. Pewnego dnia przychodzę na oddział i widzę, że ta pacjentka, której rokowania były gorsze, wyszła do domu, a ta, która była silniejsza, wciąż pozostaje w szpitalu. Tak ważna jest obecność najbliższych! To nigdy nie jest stracony czas.  Nawet w przypadku osób nieprzytomnych. Porównuję to z czasem spędzonym w kościele na adoracji Najświętszego Sakramentu. Człowiek siedzi przed monstrancją i pozornie nic nie robi. Miłość Boża jednak się na niego rozlewa. Podobnie jest z osobą nieprzytomną. My przy niej siedzimy, a nasza miłość rozlewa się na nią i działa uzdrawiająco.

   ks. Jacek Wardeski. fot. Mariusz Krawiec   ks. Jacek Wardeski. fot. Mariusz Krawiec
  

 

Ks. Jacek Wardęski jest od 8 lat kapelanem Centralnego szpitala Klinicznego przy ul Banacha w Warszawie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...