Puste miejsce po Kościele

Tygodnik Powszechny 20/2011 Tygodnik Powszechny 20/2011

Zwolennicy wiązania się z taką czy inną partią nie dostrzegają faktu, że wpuszczają do Kościoła podziały, a za nimi wielki posiew autentycznej nienawiści. Takiej skali wzajemnej wrogości nie było w czasach stanu wojennego.



Emocje religijne bywały jednak rozpalane – mówi się przecież, że Kościół w Polsce za pontyfikatu Jana Pawła II żył od pielgrzymki do pielgrzymki.

Owszem, ale Papież oddziaływał na jakimś gruncie, żywsza była tradycja wiary odziedziczonej, większe otwarcie na ludzi, większa moc oddziaływania Oazy. I nie jest winą Oaz, że dziś nie są już tak silne: nie były pomyślane jako propozycja dla spluralizowanego społeczeństwa XXI w. Na tamten czas Kościół miał bardziej adekwatną propozycję duszpasterską. Radził sobie lepiej. A Papież swoimi pielgrzymkami umacniał jego oddziaływanie.

Chyba Ojciec idealizuje tamten czas. Podczas pielgrzymki 1987 r. Jan Paweł II wypowiedział do młodzieży w Krakowie jedne ze swoich najmocniejszych słów: „Bardzo wielkim niebezpieczeństwem, o którym słyszę – nie wiem, czy tak jest – jest to, że ludzie się jak gdyby mniej miłują w Polsce, że coraz bardziej dochodzą do głosu egoizmy, przeciwieństwa. Ludzie się nie znoszą, ludzie się zwalczają”. I dodał: „To jest zły posiew”.

Nie idealizuję, tylko porównuję. Skoro rzucaliśmy kamienie w ZOMO – to agresja była obecna. Różnica jest taka, że wtedy mieliśmy świadomość, iż jest to zło, które w nas siedzi i trzeba z nim walczyć. Wstydziliśmy się nienawiści. Takich pęknięć między ludźmi jak dziś, np. przy stole na imieninach u cioci, nie pamiętam. Dziś agresja ma wyższą temperaturę, wtedy mimo wszystko śpiewaliśmy: „od nienawiści wybaw nas Panie”, a ks. Popiełuszko przypominając, żeby zło dobrem zwyciężać, znajdował większy rezonans niż dziś.

Wtedy wstydziliśmy się nienawiści, dziś z kolei wstydzimy się wiary. Uznajemy ją za sprawę prywatną, a więc nie dajemy świadectwa, to zaś ma być podstawą ewangelizacji. Kto więc dziś ewangelizuje, skoro jasno i dobitnie w Polsce świadectwo dają właśnie ci, którzy stanęli pod Pałacem Prezydenckim?

I dają świadectwo czego?

Tego, w co wierzą. Kościół nie dał im takiej wizji zbawienia, za którą by poszli, więc spełnienia i wyzwolenia szukają (zgodnie z oczekiwaniami współczesnych Jezusa, że ten okaże się przywódcą politycznego przewrotu) w doczesności.

„A myśmy się spodziewali, że On wyzwoli Izraela...”, czyli Bóg w służbie narodu? Owszem, dają świadectwo, ale nie jest to świadectwo chrześcijańskie – ono bowiem świadczy o wierze, nadziei i miłości, o zwycięstwie Królestwa, które nie jest z tego świata. Konglomerat wiary, uczuć patriotycznych, poczucia skrzywdzenia i opcji politycznej daje dziś świadectwo, które oddala od tego, o czym mówił Jezus. Zamiast miłości pojawia się nienawiść. O. Jacek Salij pisał, że chrześcijaństwo pierwszych wieków nie stało się sektą, ponieważ jego wyznawcy poczuli się posłani do t e g o  świata i nie mieli wrogości do t y c h, którzy ich prześladowali. Nie mówili: wy jesteście źli, my dobrzy. Świadectwo ewangeliczne jest świadectwem szacunku, a nie pogardy.

Mówienie o Kaczyńskim jako o manipulatorze jest takim świadectwem?

Podkreślam: nie chcę wchodzić w sumienie Jarosława Kaczyńskiego. Oceniam sprawę wyłącznie po faktach, po tym, jak instrumentalnie traktuje on elementy religijne. Jeśli ujawniam przy tym emocje, to się ich wstydzę.

Jaka jest w tym kontekście rola chrześcijańskiego upomnienia?

Mam prawo wyrazić sprzeciw wobec pewnych działań, powiedzieć komuś: twoje postępowanie nie jest dobre, nie jest ewangeliczne. Ale nie może temu towarzyszyć intencja zwalczania kogokolwiek.

Jezus przemawiał do tłumów i formował apostołów, upraszczając: łączył masowość i elitarność. Z elitarnością – taki roztacza się obraz – nie mamy większych problemów, ale z Kościołem masowym: tak.

Nie mam pomysłu na duszpasterstwo masowe. Do naszej krakowskiej bazyliki przychodzi w niedzielę ok. 11 tys. ludzi i jest to powodem podziwu księży z innych kościołów i parafii. Ale nasz duszpasterz akademicki wylicza, że skoro u niego na Mszy jest 2,5-3 tys. osób, to jego duszpasterstwo obejmuje 1-2 procent krakowskich studentów. Więc to nie jest masowość. Jestem przekonany, że warto mimo wszystko tworzyć wspólnoty – jako propozycję dla dorosłych. W Polsce zainteresowanie duszpasterskie nadal rozpina się tylko w przedziale przedszkole–studia. Ktoś powiedział, że Pan Jezus błogosławił dzieci, a nauczał dorosłych. Kościół polski robi odwrotnie.

A jak docierać do ludzi łączących wiarę z symboliką smoleńską?

Trzeba z nimi rozmawiać. Są co prawda tacy, do których żadne argumenty nie trafiają, ale i tacy, którzy są na rozmowę otwarci. Nie mam zamiaru nikogo nawracać. Najpierw trzeba tych ludzi zrozumieć, potem można szukać wspólnych dróg. Gdy przyszli do mnie ludzie, którzy na naszym kościele chcieli umieścić tablicę upamiętniającą katastrofę smoleńską, podpisaną w taki sposób, że dzieliła Polaków na lepszych i gorszych, zaproponowałem taką formę, z którą będzie mógł się utożsamić każdy. Wstępnie to zaakceptowali.

Episkopat – mimo wydarzeń spod krzyża pod pałacem prezydenckim, mimo listu o. Ludwika Wiśniewskiego – trwa w świętym spokoju?

Sądzę, że biskupi nie są spokojni. Jedni utożsamiają się z ruchem smoleńskim i całym sercem go popierają. Inni widzą, że sprawy Kościoła idą przez to w złym kierunku, ale są wobec tego bezradni, tak samo jak my, dominikanie, jak wielu wierzących... Ja także czuję się bezradny. Dawne schematy duszpasterskie okazują się bezużyteczne wobec nowej rzeczywistości. Musimy szukać nowych dróg codziennej ewangelizacji.

Rozmawiali Tomasz Ponikło, Artur Sporniak
 

O. Paweł Kozacki (ur. 1965 r.) jest przeorem krakowskiego konwentu dominikanów, stałym współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego”.


 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...