Dziecku, które otoczone jest miłością przez najbliższych, łatwo będzie przyjąć, że istnieje jeszcze Ktoś, kto bardzo je kocha. Musi jednak najpierw o tym od nas usłyszeć. Przewodnik Katolicki, 31 stycznia 2010
– Tato, czy anioły strzegą wszystkich ludzi? – zapytała mnie pewnego wieczoru po modlitwie moja pięcioletnia córeczka. – Tak, kochanie, bo każdy ma swojego osobistego Anioła Stróża – odpowiedziałem. – Aha, to ja też – ucieszyła się. – I nie muszę się bać ciemności? – zapytała po chwili. – Pewnie, że nie, możesz spać spokojnie. W ciągu dnia też nie musisz niczego się bać, bo twój Anioł Stróż jest zawsze przy tobie – zapewniłem ją spokojnie, całując na dobranoc i gasząc górne światło. W pokoju paliła się tylko mała, nocna lampka, w świetle której widziałem jeszcze, jak Weronika leciutko się uśmiecha. Już przez sen.
Domowy rytuał
Wieczór jest zresztą szczególną porą. – Z mojego rodzicielskiego doświadczenia wynika, że to bardzo dobry czas na osobiste rozmowy z dzieckiem – mówi Małgorzata Skrzypczak, psycholog. – Dziecko chętniej przygotowuje się do snu, jeśli wie, że będzie to czas bliskości z rodzicem, czas rozmów, zwierzeń, przytuleń. Mama i tato najłatwiej wówczas dowiedzą się, co ważnego zdarzyło się w przedszkolu lub w szkole, czym dziecko się martwi, co je zastanowiło – wyjaśnia psycholog.
Wieczór to także w wielu domach czas zarezerwowany na czytanie dzieciom książek i opowiadanie bajek na dobranoc. – Czytamy naszym dzieciom prawie codziennie. To taki nasz wieczorny rytuał. One starają się odpowiednio wcześnie znaleźć w łóżkach, a my z żoną tak planujemy wieczór, żeby mieć wtedy czas tylko dla nich – mówi Jacek, tata 7-letniego Mateusza i 5-letniej Zuzi. – Wspólnie z dziećmi modlimy się, a potem jedno z nas czyta im przed snem – dodaje jego żona Magda.
Nie Bozia, tylko Pan Bóg
Dla wielu rodziców, podobnie jak dla Magdy i Jacka, czas spędzony wieczorem razem z dziećmi na wspólnej modlitwie i lekturze jest świetną okazją do rozmowy o Bogu. – Staramy się czytać dzieciom oprócz tradycyjnych bajek także książki i opowiadania religijne, które są znakomitym punktem wyjścia do późniejszych rozmów na tematy związane z wiarą. I najczęściej to nie my jesteśmy ich inicjatorami, ale same dzieci. Mają one potrzebę, by analizować wraz z nimi postępowanie bohaterów i chcą, by wyjaśniać im rodzące się po lekturze pytania i wątpliwości: „jak to naprawdę jest tam, w niebie?”, „co lubi anioł?” lub „czy każdy może zostać świętym?” – opowiada Magda.
Mówiąc dzieciom o Bogu, musimy jednak uważać, by nie infantylizować przekazu wiary. – Nie stosujmy zdrobnień typu: Bozia, Pan Jezusek, Mateczka Najświętsza, kościółek, a także zdrobnień wziętych z życia dziecka: rączka, buzia, nóżka, paluszek. Dziecko bowiem powinno spotykać się na tym gruncie z takimi terminami, które nie będą zmieniały się z wiekiem. Stąd poprawne będzie mówienie: Pan Bóg, Pan Jezus, Matka Boża, kościół, ręka, twarz, noga, palec – wyjaśnia bp Antoni Długosz, nazywany „biskupem od dzieci”.
Modlimy się razem
Takie wieczorne rozmowy można zakończyć wspólną, spontaniczną modlitwą, polecając nasze sprawy Bogu. – Warto zauważyć, że częstym błędem popełnianym przez rodziców jest sytuacja, gdy każą dziecku, aby modliło się samo. Odczuwa to ono wtedy jako karę – podkreśla s. Maria Kwiek USJK, na co dzień pracująca z dziećmi. W tej wspólnej, rodzinnej modlitwie powinny uczestniczyć już maleńkie dzieci. Tak jest w domu Iwony i Michała. – Kiedyś, gdy odwiedziłam moich rodziców, w pewnej chwili wieczorem nasza roczna wtedy córka Jadzia wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym miałyśmy spać. Pokazała na krzyż i złożyła rączki. W ten sposób chciała dać mi sygnał, że już czas na modlitwę. Uświadomiłam sobie wtedy, jak bardzo nawet tak małe dziecko obserwuje nasze zachowania – wspomina Iwona, mama pięciorga dzieci.
Ta historia pokazuje, że dzieci, które widzą rodziców modlących się i przystępujących do sakramentów, uczą się od nich właściwych postaw, identyfikują się z nimi i przyjmują je jako coś oczywistego. Dlatego już od najmłodszych lat warto zabierać małe dzieci także na Msze św., nawet jeśli czasem trudno zapanować nad ich zachowaniem. Kiedy będą już nieco starsze, czymś naturalnym będzie dla nich wspólne uczestnictwo całej rodziny we Mszy św. – Niewłaściwe jest wymaganie od dziecka zaangażowania w praktyki religijne, kiedy my sami w nich nie uczestniczymy. Może ono wtedy nabrać przekonania, że np. nabożeństwa majowe „są dla dzieci”. Dziecko zaczyna wówczas myśleć, że gdy będzie duże, tak jak tata, nie będzie musiało tak często chodzić do kościoła – zauważa Małgorzata Skrzypczak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.