Męczennice przesądu

Tygodnik Powszechny 4/2012 Tygodnik Powszechny 4/2012

Zachowały się przestrogi biskupów, że „za rozkazaniem baby trudno się ma diaboł tknąć człowieka, który jest posesyją Boską”. Wcześniej jednak to duchowni zbudowali w ludziach lęk przed rzekomymi współpracowniczkami szatana.



Przywi­leje stanowe chroniły szlachtę i duchowieństwo. Reszta ludności zdana była na sądy, gdzie w małych miasteczkach wyrokowali analfabeci-ławnicy, niemający pojęcia o zasadach prawa, a kierujący się w orzekaniu opiniami nalegających na nich ziomków oraz właściciela wsi, od którego faktycznie zależało życie jego oskarżanych o czary poddanych. Problem w tym, że wiarę w wyolbrzymione możliwości ich piekielnego sponsora zbudowali przez wieki duchowni.

Ogłoszone w Rzymie instrukcje (1623–1657) w sprawie procesów o czary zarzucały sędziom łatwowierność w ferowaniu wyroków, pod­ważając wiarygodność zeznań domniemanych czarownic. W tym samym duchu prymas Mikołaj Prażmowski pisał (1670 r.) o ciężkich błędach, „z których naprzód obraza Boska, a potym niewinnych ludzi okrutne morderstwa i niesława, ustawiczne zabójstwa i ludzi bezwinnych katowanie i palenie”.

Sędziowie, często niepiśmienni, uznawali za skutek czarów chorobę, która ma naturalną przyczynę. Oskarżonym nie przydzielali obrońców, apelacji nie dopuszczali. Orzekali na podstawie błahych poszlak, a przyznanie się wymuszali torturami. „Krew ludzką bezpiecznie szynkują” – pisał o tych sędziach Stani­sław Witwicki, biskup łucki (1684 r.). Tak, zły duch wiele złego czyni między ludźmi, ale „za rozkazaniem baby trudno się ma diaboł tknąć człowieka, który jest posesyją Boską”. Teodor Czartoryski, biskup poznański, nakazał (1739 r.), by proboszczowie zagrozili ekskomuniką niewykształconym sędziom za ciężki grzech orzekania w sprawach o czary. Oskarżone osoby należy odsyłać do „głównych miast, kędy ludzie rozumni i uczeni na sądach zasiadają”. I bez­pieczniej byłoby, gdyby takie sprawy „pierwej w sądzie duchownym roztrząśnione były, niżeli świecki urząd w nie się wdawać pocznie”.

Ewangelicznie humanitarne tony biskupich wypowiedzi nie były para­wanem ukrywającym chęć odzyskania utraconej jurysdykcji sądowej. Podejrzenie o uprawianie czarów wywołać było łatwo, np. wyrzucając śmieci na miedzę, zakopując tam jakieś odpadki czy chodząc bez potrzeby po cudzych polach i wykonując jakieś niezwykłe gesty. „Księgi sądowe wiejskie XVII-XVIII w.” wymieniają czary wśród innych, pospolitych występków. „Sami między sobą uskarżali się, że dzieje się wielka szkoda we wsi, częścią poprzez czary, częścią przez złodziejstwo” (Klimkówka, 1668 r.).

Ciemność fanatyków

O wiele rzadsze w Polsce niż w innych krajach procesy czarownic wzmacniały jednak przekonanie większości o ich istnieniu, ich związkach z diabłem i szkodzeniu ludziom jego mocą. Dotknięta lo­sowo lokalna zbiorowość szukała winnych, by na nich wyładować frustracje i przezwyciężyć lęk, doprowadzając sądowo (procedura miała, jak widzieliśmy, więcej wspólnego z samosądem) do zniweczenia mniema­nego źródła nieszczęścia. Co zwie się syndromem kozła ofiarnego, w nawiązaniu do rytu opisanego w biblijnej Księdze Kapłańskiej (16, 5-22). Z tym że tam kozły były dwa, z których jeden zostawał przy życiu, a uczestnicy obrzędu obciążali je symbolicznie własnymi, a nie ich grzechami, jak czy­nili to współwinni śmierci rzekomych czarownic.

Kilka spośród wielu typowych oskarżeń, jakie kierowano przeciwko nim (przeciw mężczyznom znacznie rzadziej), wyliczał już w połowie XVII w. Krzysztof Opaliński w satyrze „Na ciężary i opressyją chłopską w Polszcze”:

Kiedy wiosna nastąpi, a deszcz ustał w maju,
Czarownice przyczyną. Zdechł wół jeden, drugi,
Albo tam co z przychówków, czarownice winą.
Każą tedy niewinną babę wziąć i męczyć,
Aż ich piętnaście wyda. Ciągnie kat
i pali,
Aż powie i powoła wszytkie, co ich
we wsi;
A baba dziw, że pana z panią nie powoła,
Których by raczej spalić za to,
że niewinnie
Męczyć i tracić każą swoich
bez przyczyny,

gdyż za pretekst uważana jest i przewlekła choroba pana, i to, że mrą jego dzieci, jakby i choroba, i śmierć nie były czymś naturalnym, zsyłanym przez samego Boga. „Nie wspomnię, jacy w takim sądzie zasiadają: chłopstwo głupie, ławnicy, albo ci, którzy przyczynkę jaką mają na niewinnych chłopków”. Czy to są racje, dla jakich wolno „męczyć ludzie”?

Do świadomości Sarmatów docierały zresztą nie tylko napomnienia z listów pasterskich czy słowa poety-wojewody, ale i stwierdzenia autora poczytnej encyklopedii „Nowe Ateny”. Ks. Benedykt Chmielowski, w przeciwieństwie do biskupów, przypomniał tam przestępstwa czarownic, które „mocą czarta z miejsca na miejsce czysto prze­niesione bywają, kozy, trzciny, miotły za konia zażywszy. A gdy tę czynią translacyją, zażywają do tego sadła z dzieci małych, przed chrztem poduszonych”. Mogą też „pobudzać burze, łyskawice, pioruny, grady, deszcze wielkie na zbóż wybicie, drzew urodzajnych obicie, połamanie”. A jeszcze zarażać wody i powietrze. Albo wbić w ścianę czop i doić z niego mleko, jakie czart dla niej porywa od cudzych krów. „Za które słodkie mleko na gorzką śmierć dekretowana” – zamykając wykaz bezeceństw wiedźmy finalnym koncepcikiem, ksiądz dzie­kan rohatyński ukontentował wielu czytających, którzy podzielali jego przekonania.

Od takich to poglądów – zgodnie z poleceniem biskupa Michała Poniatowskiego (1785 r.) – mieli odwodzić duchowni diecezji płockiej i „przez swoje zdrowe nauki prostych ludzi oświecać i przestrzegać”, gdyż to mniemania bardziej odpowiednie dla pogan niż dla chrześcijan. Czy wszyscy to czynili?

Ks. Michał Karpowicz, który z wileńskiej ambony nawoływał do zniesienia pańszczyzny, propagował Konstytucję 3 maja, a od 1797 r. był biskupem wigierskim, w kazaniu wygłoszonym w 1776 r. mówił o zgorszeniu, jakim są panujące po wsiach zabobony: wiara w upiory, w czarownice sprowadzające nawałnice i grady czy powstrzymujące deszcze. Haniebne skazywanie ich za to w miasteczkach i palenie na stosach „dzieje się w wieku oświeconym, w oczach duchowieństwa, księży plebanów, zakonników, a czasem i za podnietą ich gorliwości. Przebóg! Cóż to się z nami dzieje? (...) O zwycięzco pogaństwa i zabobonów, Chryste! Kiedyż się skończy ta ciemność? Nasz to jest grzech po większej części (...) Ta ciemność fanatyków, płaszczem nabożeństwa okryta, lekko wierzy, mało rozumie, wiele naucza i opowiada. Stąd tyle szpecących ambony wymysłów, przez które słuchacze rozumieją, że tak Kościół Boży naucza, jak my częstokroć przez niewiadomość, przez upór, przez interes, przez wyniosłość lub przez nierozumne nabożeństwo prawimy”.

W 1776 r. uchwałą sejmową zakazano w Rzeczypospolitej stosowania tortur w przewodzie sądowym i zniesiono karę śmierci w procesach o czary.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...