Wyższe szkoły życia

Polskie uczelnie dają niezłą szkołę życia. Młodzi ludzie muszą bardzo uważać, żeby pieniądze, które wydają na naukę, nie poszły w błoto. W butelkę próbują ich nabić i prywatne, i państwowe uczelnie. A stosowane przez nie sposoby to długa lista pułapek zastawianych na ludzi. Niedziela, 1 czerwca 2008



Bez przyczyny


Organizacje akademickie długo walczyły o wprowadzenie obowiązku zawierania umów przez uczelnie ze studentami płacącymi za studia. Umowy precyzują, czego można oczekiwać w zamian za czesne i wpisowe. – Jednak uczelnie stosują klauzule umożliwiające im wycofywania się z ustaleń zawartych w umowach – mówi Robert Pawłowski. Powód: aby wyciągnąć więcej pieniędzy.

„Student skreślony z listy studentów ma obowiązek wnieść opłaty do pełnej wysokości obowiązujących za dany semestr” – to jedna z bezprawnych klauzul warszawskiej uczelni prywatnej z długiej listy umieszczonych na stronie internetowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, walczącej z procederem.

W ubiegłym roku Urząd skierował pozwy przeciwko Uniwersytetowi Warszawskiemu i Politechnice Warszawskiej. Uniwersytetowi Warszawskiemu zarzucił, że w umowach nie informował studentów, jakie koszty będą ponosić w trakcie nauki, a rektor mógł podnieść opłaty arbitralnie. Politechnika Warszawska pobierała haracz od tych, którzy chcieli przerwać kształcenie. Uczelnia zatrzymywała sobie 10 proc. czesnego, nawet gdy student rezygnował z nauki przed rozpoczęciem semestru.

Uczelnie kombinują, jak mogą. Studenci Politechniki Opolskiej dostali do podpisania umowy w dwa tygodnie po rozpoczęciu roku akademickiego, ze wsteczną datą, niemal w ostatniej chwili, dzień przed upływem terminu uiszczenia opłaty za studia. Władze uczelni chciałyby umowy znieść. Prof. Tadeusz Luty, szef Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, podkreśla, że zawieranie umów jest niestosowne wobec funkcji, jakie musi spełniać uczelnia.

Natomiast według Parlamentu Studentów, umowy utrudniają życie tylko nieuczciwym. Są potrzebne, bo wymuszają poprawę jakości kształcenia. Ba! Leszek Cieśla chciałby rozszerzenia umów także w przypadku bezpłatnych studiów. – Także za nie się płaci, tyle że z budżetu. Płacą za nie wszyscy i mają prawo wymagać – mówi.

Na szczęście do lamusa odchodzą „profesorowie z PKP”. Sformułowanie wymyślił były rektor UJ prof. Franciszek Ziejka. – Mają kilkanaście etatów, zamiast pracować uczciwie, kształcić studentów, kursują tylko w pociągach – mówił. – Ustawa ograniczyła zjawisko, dopuszczając pracę tylko na dwóch etatach. Firmowanie kierunków przez „profesorów z PKP” rozwiązało się samo. Uczelniom nie opłaca się zatrudniać – np. na umowę-zlecenie – profesorów, którzy nie zapewniają im tzw. minimum kadrowego – mówi Grzegorz Sokołowski, przedstawiciel studentów w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...