Ks. Jerzy zwyciężył. Jako kapłan i jako zwykły człowiek. Poszedł za Chrystusem do końca, a więc odniósł ostateczne zwycięstwo. Nie zdradził swoich słów, nie zamilkł mimo olbrzymiej presji, dzisiaj stanowi dla nas wzór, a swoją postawą mnóstwo ludzi zwrócił ku Panu Bogu. Różaniec, 2/2009
– Jakiego ks. Jerzego zobaczymy?
– Od początku pracy nad filmem naszym pragnieniem było oddanie jak najbardziej prawdziwego wizerunku ks. Jerzego. To bardzo trudne i do końca niemożliwe, ale uczciwość wymaga postawienia sobie takiego właśnie celu. Dlatego ks. Jerzy w filmie będzie przede wszystkim pełnym życia, otwartym na ludzi i zarazem bardzo wymagającym wobec siebie kapłanem. Człowiekiem z poczuciem humoru, szczerym, konsekwentnym, ale któremu nic nie przychodzi łatwo.
Ks. Jerzy dlatego stał się tak bliski ludziom, że w trudnych latach osiemdziesiątych przeżywał to samo, co oni, te same lęki, słabości, ale potrafił je w sobie pokonywać, kierując się wiarą. To, co mówił w kazaniach, sam realizował w życiu. Przezwyciężył swój strach, nienawiść do wrogów, słabość fizyczną. Wszystko to wymagało wewnętrznego zmagania się, dokonywania wyborów, aktywności. Dlatego w filmie zobaczymy człowieka energicznego, wesołego, a jednocześnie bardzo głębokiego i odważnego.
– Co stanowi trudność w filmowaniu ks. Jerzego?
– Można powiedzieć, że wszystko. Podobno w filmie łatwiej zainteresować widza bohaterem negatywnym niż pozytywnym. Ks. Jerzy przyciągał dobrem. Jak uchwycić jego charyzmę? Jak pokazać najtrudniejszy moment w najnowszej historii Polski oczami kapłana? Patrzeć na stan wojenny, strajki, demonstracje, pacyfikacje i postrzegać je znacznie głębiej, nie tylko w wymiarze politycznym. Jak przelać na ekran wielką duchowość, otwarcie na innych i nie zbanalizować tego? Jak wreszcie uchwycić tajemnicę śmierci ks. Jerzego i przekazać ją innym itd.
Do tego dochodzą wyzwania techniczne: pokazać tłumy ludzi na Mszach za Ojczyznę, czołgi na ulicach, autentyczny obraz Warszawy i ponad dziesięciu innych miejscowości z lat 80. Wszystko się pozmieniało. Jak wreszcie podjąć ten temat ze świadomością odpowiedzialności, że obraz, który się przedstawi, może ukształtować wizerunek ks. Jerzego w świadomości Polaków na wiele lat? Uznaliśmy, że ten film nie może być zbiorem kompromisów również pod względem technicznym. Wszystko musi być w nim zrealizowane najlepiej, jak to obecnie możliwe.
– Jan Paweł II pragnął, by właściwie odczytano sens śmierci ks. Jerzego. Czy film nam w tym pomoże?
– Taki jest cel filmu, jego zadanie. Proszę nie nakłaniać mnie jednak, żebym teraz ten sens definiował na potrzeby wywiadu. Cokolwiek powiem, w moich ustach zabrzmi to banalnie, właśnie zrobiłem 2,5-godzinny film na ten temat. Ojciec Święty powiedział wprost, że ks. Jerzy „oddał życie za nas, tak jak Chrystus”.
Dodam tylko, że dokumentując biografię ks. Jerzego Popiełuszki, szybko zrozumiałem, że trzeba tę śmierć widzieć w perspektywie jego wcześniejszego życia i wyborów, których dokonywał praktycznie od dzieciństwa. Ona była konsekwencją jego postawy, jego dążenia do naśladowania swego Mistrza i dojrzałego kapłaństwa, które przed nim postawiło takie właśnie wyzwanie.
– W jednym z wywiadów powiedział Pan, że film nie będzie smutny. Na czym polega jego dobre zakończenie, jeśli można tak to określić?
– To oczywiste, dlatego że ks. Jerzy zwyciężył. Jako kapłan i jako zwykły człowiek. Poszedł za Chrystusem do końca, a więc odniósł ostateczne zwycięstwo. Nie zdradził swoich słów, nie zamilkł mimo olbrzymiej presji, dzisiaj stanowi dla nas wzór, a swoją postawą mnóstwo ludzi zwrócił ku Panu Bogu. Czy może być dla kapłana większe zwycięstwo?
Prymas Wyszyński, kiedy przebywał w więzieniu, mówił, że to wielka łaska. Ks. Jerzy był jego uczniem, nie mógł nie znać tych słów i nie mógł ich nie rozumieć. Nie przyszło mu to łatwo, bo pragnął żyć, ale wiedział, że łaską jest być wybranym przez Boga do ofiary. Smutne zakończenie byłoby wtedy, gdyby się poddał, a on – zwyciężył.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.