Odmitologizować kapłaństwo

Świeccy żyją w przekonaniu, że święcenia kapłańskie czynią księdza wolnym od wszelkich pokus. Widzą w nim istotę na poły ludzką, na poły boską – mężczyznę, który uzbrojony w niewidzialną zbroję kapłańską, daną mu wraz z nałożeniem rąk biskupa, może ruszać na wojny ze złem tego świata. W drodze, 5/2009



Ale już inaczej ten sam ksiądz zachowuje się w szkole, gdzie musi znosić trudne pytania, gdzie nieznoszący sprzeciwu ton, którym naucza w kościele, jest niejednokrotnie kwestionowany w czasie lekcji. To dlatego księża jak diabeł święconej wody unikają katechezy.

Ale znowu: czy księża muszą o sobie myśleć tak, jakby posiedli jeden z przymiotów Boga – nieomylność? Czy muszą koniecznie przemawiać i nauczać tonem, który nie znosi sprzeciwu? Czy nie lepiej byłoby być tym, kim się jest – nauczycielem, który się myli, człowiekiem, który chce także słuchać, rozmówcą, który do prawdy dochodzi w dialogu?

Powie ktoś – przesadzam. By zatem nie być gołosłownym, pierwszy lepszy przykład. Pojawiła się ostatnio kampania reklamująca kapłaństwo, aby w ten sposób zachęcać młodych ludzi do przekraczania seminaryjnych i klasztornych bram. Na jednej z reklam widzimy, jak dwóch ubranych w długie czarne płaszcze kleryków stoi na tle białej ściany.

Czarną kredą domalowano im skrzydła. A hasło reklamowe brzmi: „Nie jesteśmy aniołami… wykonujemy tylko ich robotę”. Czy ten, kto wykonuje robotę anioła, nie jest doskonały jak anioł? Czy ten, kto potrafi działać jak anioł, nie jest „wyjątkowy” i „szczególny”? W tym haśle reklamowym choć nie wprost, doskonale widać „mitologizację kapłaństwa”, jakiej dokonują księża.

Mit aniołów

A teraz przyjrzyjmy się nieco bliżej, jak kapłaństwo mitologizujemy my, czyli świeccy wierni. Jestem bowiem przekonany, że sposób myślenia polskich duchownych o sobie, który powyżej opisałem, jest w dużym stopniu owocem myślenia na ich temat polskich katolików. Jak więc postrzegamy powołanie już u kleryków?

Widzimy w nich aniołów, stworzonych do wyższych celów. Dokładnie pamiętam, jak siostra Małgorzata Chmielewska opowiadała mi, jaką krzywdę klerykom, a potem księżom wyrządzają ich matki i babki. Otóż kiedy kleryk wraca do domu z seminarium na wakacje, rodzina, sąsiedzi i znajomi wychodzą z założenia, że mu się wszystko należy, gdyż jest klerykiem, gdyż wybrał tak katorżniczą drogę powołania, jaką jest kapłaństwo.

Matka więc przygotowuje swojemu ukochanemu synowi posiłek i podstawia go pod nos. Babcia upierze brudne skarpetki. Sąsiedzi podrzucą misę świeżo zerwanych wiśni itd. Tak oto, dopowiada s. Chmielewska, wychowujemy księży, którzy mają poczucie, że im się wszystko należy, że jesteśmy po to, by im służyć, oni zaś są stworzeni do wyższych celów.

Może więc rodziny księży i ich znajomi powinni zadać sobie pytanie, czy nie traktują swoich duszpasterzy jak duże dzieci? Może parafianie powinni uderzyć się w piersi, czy ze swoimi duszpasterzami są szczerzy, miast słodzić im przy każdej okazji, jacy to są wspaniali, bo przecież oni są po tej drugiej, czytaj – lepszej stronie ołtarza? Czyż nie jesteśmy więc fałszywymi sługami, którzy nie pozwalają swoim duszpasterzom zmierzyć się ze srogością życia?




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...