Naród religijnych migrantów

W dziele O demokracji w Ameryce Alexis de Tocqueville pisał, że jedyną zaporę dla amerykańskiego indywidualizmu stanowi religia. Okazuje się, że już nie stanowi. Tygodnik Powszechny, 20 kwietnia 2008



Jezuita zauważa także, że większość nowych katolików w USA to ludzie ubodzy, niewykształceni. Jako nielegalni imigranci, często spotykają się z wrogością amerykańskiego społeczeństwa. – Potrzeby są ogromne i naszym zadaniem jest oczywiście pomoc, wsparcie, działalność charytatywna – mówi o. Reese i dodaje: – W tym sensie wracamy do korzeni.

Do korzeni, bo początki Kościoła katolickiego w USA były właśnie takie: przybywający do Stanów katolicy byli najczęściej ubogimi robotnikami z Irlandii, Polski czy Włoch. Z czasem zdobyli wykształcenie, poprawił się ich status materialny i stopniowo Kościół katolicki stał się wspólnotą klasy średniej. Reese: – Dziś znów musimy posługiwać ubogim. Nauka społeczna Kościoła, społeczna wrażliwość stają się na nowo ważne.

Problem w tym, że brakuje duchownych do pracy z Latynosami. Dawniej wraz z katolickimi imigrantami przybywali do Stanów ich księża: Włosi, Irlandczycy, Polacy. Dziś księży, którzy mogliby posługiwać Latynosom, jest za mało.



„Bar sałatkowy”


– Zdefiniowanie Stanów Zjednoczonych z religijnego punktu widzenia jest coraz trudniejsze – zauważa prof. Alan Wolfe, politolog i autor kilku książek dotyczących życia religijnego w Stanach. – Zaczęliśmy jako kraj protestancki, z czasem, gdy zaczęli napływać imigranci z katolickich Włoch, Irlandii czy Polski, zrobił się z tego kraj chrześcijański. Potem była mowa o judeochrześcijaństwie. Dziś niektórzy mówią o tradycji Abrahama, ale tak naprawdę to też nie jest już adekwatne określenie. Można próbować wykręcić się sianem, mówiąc o kraju post-judeochrześcijańskim. Niektórzy mówią o mozaice, inni o „barze sałatkowym”. Ale tak naprawdę żadne z tych określeń nie oddaje tego, z czym mamy do czynienia: płynnym, dynamicznym i urozmaiconym krajobrazem religijnym.

Nie wszyscy mówią jednak o krajobrazie. Wielu religioznawców i socjologów, a nawet niektórzy księża, z którymi rozmawiam, mówiąc o religii w Stanach używają słowa „rynek”. Mówią o ostrej konkurencji oraz o klientach, którzy – niczym konsumenci w ogromnym centrum handlowym lub właśnie barze sałatkowym – poszukują, sprawdzają i wybierają to, co im odpowiada.

– Jesteśmy społeczeństwem indywidualistów – mówi jeden z autorów raportu instytutu Pew, dr John Green. – Amerykanie bardzo cenią niezależność, możliwość dokonywania wyboru.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...