Prawdopodobieństwo Boga (Rzecz o niepewności i samotności ateizmu )

„Boga prawdopodobnie nie ma. Dlatego przestań się martwić i ciesz się życiem” – takie napisy pojawiły się z początku roku na londyńskich autobusach i w metrze. Reakcje, jakie wywołała w kręgach chrześcijańskich, były skrajnie różne: od oburzenia poprzez obojętność aż po akceptację i zadowolenie. Więź, 5-6/2009



Samotność niepewności

Wydaje się, że omawiane kampanie bardzo dużo mówią o samym ateizmie, który się za nimi kryje. Po pierwsze, jest to ateizm, który nie usiłuje zrozumieć wiary w Boga. Biorąc nawet poprawkę na fakt, że kampania zrodziła się jako odpowiedź na określoną wizję wiary (skupioną na potępieniu niewierzących), to jej autorzy postrzegają wiarę jako zniewolenie, a dopiero niewiarę jako wyzwolenie się z okowów, które właściwe są wierze w Boga.

Po wtóre (przede wszystkim w wersji niemieckiej), jest to ateizm zazdrosny, poszukujący innej recepty na szczęście niż Bóg. Po trzecie, jest to ateizm skażony niepewnością. O ile wiara w Boga zasadza się na pewności Jego istnienia – oczywiście nie na pewności empirycznej, ale na pewności wiary – o tyle prezentowany tutaj ateizm wyrasta jedynie z prawdopodobieństwa nieistnienia Boga, a więc, w konsekwencji, z założenia, że Bóg może równie dobrze istnieć.

W ten sposób ateizm z kampanii reklamowych staje się w gruncie rzeczy wiarą à rebours, wiarą niepokoju. Przyjęcie możliwości nieistnienia Boga zakłada przecież uprzednią możliwość Jego istnienia oraz posiadanie jakiegoś obrazu czy pojęcia Boga. Istotą tego ateizmu nie jest więc odrzucenie samego istnienia Boga, ale odrzucenie wiary rozumianej jako „powierzenie się Bogu”, czyli uzależnienie swojego życia od Jego istnienia.

Ateistyczna kampania nie chce w gruncie rzeczy powiedzieć, że Boga nie ma, ale że są ludzie, którzy chcą żyć jakby Go nie było, gdyż przeszkadza im On w życiu radosnym i spełnionym. Jeśli religia to pozostawanie w relacji do Boga, to w gruncie rzeczy mamy tutaj do czynienia również z jakąś formą religii, tzn. religijnego spojrzenia na własne życie – religijnego, bo choć negatywnie, to przecież uwzględniającego Boga.

Najbardziej interesująca jest w tym wszystkim potrzeba powiedzenia o tym światu, podzielenia się swoją (nie)wiarą. W ten sposób rodzi się coś, co można nazwać „ateizmem misyjnym”. Michel Virard ze Stowarzyszenia Humanistycznego Québeku, które zorganizowało kompanię w Montrealu, twierdzi, że ateiści są „pogardzani, obrażani i znieważani”, i stanowią część populacji, „która nie ma swego oficjalnego głosu”.

Z podobną reakcją spotykamy się często w przypadku grup religijnych, które czują się spychane na margines. Wydaje się jednak, że nie chodzi tutaj tylko o obecność w sferze publicznej i prawo do bycia zauważonym. Chodzi raczej o swoisty „kerygmatyczny zapał” wynikający ze wspomnianej niepewności. O ile bowiem chrześcijanie podejmują działanie misyjne, by z innymi dzielić swoje szczęście płynące z pewności wiary, o tyle „ateiści dewocyjni” podejmują „przepowiadanie niewiary”, by nie pozostać samotnym w swojej niepewności.

*****

Ks. Andrzej Draguła – ur. 1966. Ksiądz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Doktor teologii, publicysta i dziennikarz. Obecnie pełni obowiązki kierownika Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Wieloletni współorganizator i rzecznik prasowy „Przystanku Jezus”. Członek Zespołu Laboratorium WIĘZI oraz Centrum Kultury i Dialogu. Autor książki Eucharystia zmediatyzowna. Teologiczno-pastoralna interpretacja transmisji Mszy Świętej w radiu i telewizji. Mieszka w Zielonej Górze.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...