Czy IPN jest jeszcze potrzebny?

Przewodnik Katolicki 39/2011 Przewodnik Katolicki 39/2011

O zmianie procedur udostępniania archiwów, usprawnieniu postępowań lustracyjnych i o stopniowym wygaszaniu pionu śledczego z dr. Łukaszem Kamińskim, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej rozmawia Piotr Dogondke

 

Jednocześnie, gdy mówiłem o dostosowaniu pionu śledczego do zmieniającej się sytuacji, to mówiłem także o akcji tzw. ostatniej szansy, co w ogóle nie zwróciło uwagi mediów. Chcemy podjąć szeroką kampanię informacyjną na temat tego, jakie zbrodnie podlegają jeszcze ściganiu. Zwrócić się z apelem do społeczeństwa, do tych, którzy mają jeszcze jakąkolwiek wiedzę na temat popełnionych przestępstw lub może mają jeszcze jakieś dokumenty związane z popełnionymi zbrodniami, by wiedzieli, że one są jeszcze ścigane. Ponadto, zgodnie z ustawą, dysponujemy instytucją podobną do świadka koronnego. Oznacza to, że jeżeli ktoś, kto uczestniczył w tych zbrodniach, zgłosi się do prokuratora IPN-u, ujawni swój i innych w niej udział, to zostanie zwolniony z odpowiedzialności karnej. Myślę, że nikt o tym nie wie. Opierając się na wierze w człowieczeństwo, zakładam, że częścią dawnych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa targają wyrzuty sumienia i być może obawa przed odpowiedzialnością karną powstrzymuje ich przed wyznaniem prawdy. Chcemy właśnie im przypomnieć, że istnieje też taka możliwość.

Panie Prezesie, co w takim razie konkretnie może uczynić nasz czytelnik, który był świadkiem czy też nawet uczestniczył w przeszłości w zbrodni komunistycznej...

– Powinien zgłosić się do najbliższej Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i złożyć zawiadomienie o przestępstwie.

Jakie widzi Pan cele IPN-u pod Pana kierownictwem?

– Cele te tak naprawdę wyznacza ustawa. Obszar naszej działalności jest precyzyjnie określony. Moim indywidualnym celem jest doprowadzenie do tego, by IPN w pełni wykorzystał potencjał, którym dysponuje. Dlatego teraz zajmujemy się kwestiami mało widowiskowymi, szczególnie z punktu widzenia mediów, jak restrukturyzacja, tak by był to sprawny urząd, który jak najlepiej wykonuje swoje zadania ustawowe.

Czy każdy będzie mógł korzystać z zasobów IPN-u?

– To jest oczywiście decyzja ustawodawcy, gdyż my nie regulujemy tych zasad. Wydaje mi się jednak, że jest to mało prawdopodobne i sam byłbym sceptyczny wobec takiego rozwiązania, ponieważ są to bardzo specyficzne dokumenty, do zrozumienia których potrzebna jest spora wiedza. Postulat, który swego czasu pojawił się w debacie publicznej, żeby publikować wszystko w internecie, jest niewykonalny technicznie. Brak wiedzy mógłby prowadzić do wyciągania fałszywych wniosków. Trzeba też pamiętać, że materiały te zawierają ogromną ilość danych wrażliwych, dotyczących np. chorób czy spraw intymnych, i nie ma powodu, żeby je upubliczniać. Byłoby to też pogwałceniem fundamentalnej zasady ochrony prywatności. Stąd myślę, że obecna sytuacja, kiedy mają do tych materiałów dostęp osoby, których bezpośrednio one dotyczą oraz dwie kategorie swoistych pośredników między tymi materiałami a społeczeństwem, tzn. badacze i dziennikarze, jest dobra.

W ostatnim wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego” na temat „Solidarności” postulował Pan powstanie Instytutu Solidarności, gdyż IPN nie jest w stanie udźwignąć wszystkich zadań związanych z tą tematyką...

– Obawiam się zbyt rozrośniętych instytucji, a takich poważnych tematów mamy więcej. Na przykład dzieje AK. Nie chciałbym, by IPN ponosił wyłączną odpowiedzialność za badania nad tymi zagadnieniami. Uważam, że historią najnowszą, poza ośrodkami akademickimi, powinny zajmować się inne wyspecjalizowane placówki. Takie placówki zresztą w ostatnich latach powstają, np. Muzeum II Wojny Światowej. Moim zdaniem powinny to być jednostki państwowe, takie instytuty na przykład Armii Krajowej czy, ogólniej, II wojny światowej. To powinno być systematycznie badane, zgodnie z zapotrzebowaniem społecznym. Brakuje nam też instytucji społecznych. Mamy sztandarowy przykład ośrodka „Karta”, ale tak naprawdę niewiele więcej. Dopiero taka mozaika różnych instytucji, w której IPN jest i będzie odgrywał wiodącą rolę, pozwoli nam spełnić potrzeby zarówno badawcze, jak i edukacyjne.

Wydziały historyczne uniwersytetów nie wystarczą?

– Tutaj w grę wchodzi wolność badań naukowych. Badacze wybierają tematy swoich badań według różnych kryteriów, ale generalnie związanych z tym, co im się wydaje za istotne. Czasem może to być odległe od czegoś, co nazwałbym potrzebą społeczną. Tymczasem takie zapotrzebowanie na poznanie, zrozumienie naszej najnowszej historii istnieje. I powinno ono być zaspokojone w miarę szybko, póki żyją generacje, których ta przeszłość dotknęła bezpośrednio.

Skąd, Pana zdaniem, wrogość niektórych środowisk do IPN-u?

– Jest pewna kategoria osób, od samego początku źle nastawionych do IPN-u. Mam na myśli na przykład „Gazetę Wyborczą”, która jest bardzo konsekwentna od 1998–1999 roku, gdy powstawała ustawa. Od tamtego czasu IPN, niezależnie od tego, kto nim aktualnie kieruje, jest poddawany systematycznej krytyce. Niektóre osoby uznają, że to jest zły pomysł, żeby rozliczać się z przeszłością. Mają prawo do takiego stanowiska. Natomiast ten proces w ostatnich latach się zaostrzył, gdyż IPN został wpisany, podkreślam, został wpisany, w pewien spór polityczny. Został wybrany jako jeden z elementów sporu politycznego i to bardzo zaszkodziło wizerunkowi Instytutu, gdyż dyskusja wokół tego, co robi Instytut, nie miała wiele wspólnego z jego realną działalnością. Myślę, że jest teraz spora szansa na przełamanie tego impasu i wycofanie IPN-u, jak również generalnie historii najnowszej, z tego pierwszego frontu walki politycznej.

Mówił Pan, że IPN powinien wydać również publikację poświęconą inwigilacji Lecha Wałęsy, że jest to obszar do nadrobienia...

– Uważam, że jedyną wydaną przez IPN publikacją na temat Lecha Wałęsy nie może być książka kolegów Gontarczyka i Cenckiewicza. Ona dotyczyła najtrudniejszego etapu w życiu Pana Prezydenta. Opisać trzeba też inne.

Kto chce się podjąć tego tematu? Czy prace już się rozpoczęły?

– Przymierzamy się do powołania specjalnego zespołu. Temat jest zbyt szeroki, by podołała mu jedna osoba.

Metodolodzy historii wskazują – zwłaszcza jeśli chodzi o historię najnowszą – że dobrze, gdy publikacja wzbudza emocje.

– Emocje niewątpliwie zwiększają zainteresowanie, jak choćby ostatnio dyskusja na temat powstania warszawskiego. Jeżeli debata ma charakter merytoryczny, to dobrze. Natomiast jeżeli publikacje historyczne mają być używane jako oręż w walce politycznej, to uważam, że jest to bardzo niedobre. To szkodzi, bo to prowadzi do odrzucania ustaleń badań naukowych.

Często mam wrażenie, że dyskutujemy o naszych współczesnych poglądach politycznych, ubierając je tylko w kostium historyczny, a tak naprawdę niewiele wiemy o danym wydarzeniu czy zjawisku. Rolą IPN-u jest właśnie tworzenie gruntu do prawdziwej dyskusji, dostarczanie materiałów do przemyśleń, do sporów, również do sporów wewnątrz Instytutu. Instytut powinien dostarczać wiedzy, szczególnie jeżeli chodzi o trudne problemy, byśmy dyskutowali o faktach.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| IPN

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...