Nie zawsze liczą się pieniądze

Wydawało mi się, że do takiego miejsca uciekają dziewczyny w związku z doznanymi porażkami życiowymi lub te, które czegoś się boją, czegoś nie potrafią. Okazało się, że są to osoby inteligentne, dobrze wykształcone, dowcipne, wcześniej świetnie funkcjonujące w społeczeństwie, a przy tym bardzo ładne. Czas serca, 6/2007




4 listopada 2006 roku została Pani odznaczona przez papieża Benedykta XVI medalem Pro Ecclesia et Pontifice, który jest dowodem uznania postawy moralnej i zaangażowania w pracę dla dobra wspólnego. Co przyczyniło się do przyznania Pani tego wyróżnienia?

Moja praca dla Kościoła jest związana z zawodem architekta, który wykonuję. Dużo zawdzięczam w tym względzie jednemu z księży diecezji tarnowskiej, który po studiach we Włoszech został skierowany do Lipnicy Murowanej, aby prowadzić prace związane z dokończeniem odnowienia dworu Ledóchowskich. Była to druga połowa lat dziewięćdziesiąte. Ten ksiądz, za poradą sióstr urszulanek, skontaktował się ze mną. Nie dysponował środkami materialnymi, dlatego zdecydowałam się pomóc na tyle, na ile będę mogła.
Zbiegło się to w czasie z powołaniem ks. Wiktora Skworca na ordynariusza diecezji tarnowskiej. W czasach, gdy jeszcze pracował w archidiecezji katowickiej, przyjaźnił się z karmelitankami. Po objęciu diecezji postanowił utworzyć nową fundację karmelitańską właśnie w Tarnowie. Zaproponowano mi zaprojektowanie klasztoru. Zgodziłam się bez zastanowienia. Przy tym nie było w ogóle mowy o pieniądzach. Nie miałam jednak poczucia, że oto zaczynam teraz działać społecznie.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że budowa klasztoru to były jakby rekolekcje. Zobaczyłam, jak od środka wygląda życie w klasztorze klauzurowym. Wcześniej wydawało mi się, że do takiego miejsca uciekają dziewczyny w związku z doznanymi porażkami życiowymi lub te, które czegoś się boją, czegoś nie potrafią. Okazało się, że są to osoby inteligentne, dobrze wykształcone, dowcipne, wcześniej świetnie funkcjonujące w społeczeństwie, a przy tym bardzo ładne. Projektowanie klasztoru okazało się trudne. Rozwiązanie architektoniczne musiało zostać przystosowane do reguły, która szczegółowo określa życie wspólnoty. Z pomocą matki przełożonej udało się zaprojektować klasztor, który jest funkcjonalny i – jak twierdzą siostry – bardzo dobrze się w nim żyje. Klasztor ten stał się moją „kościelną wizytówką”.
Były to także czasy, gdy proboszcz mojej parafii w Bochni zaprosił mnie do współpracy. Rozpoczęłam wówczas realizację wielu różnych inicjatyw kościelnych, do których projekty po prostu podarowałam. Jednym z nich jest budujący się kościół w Rajbrocie. Tego rodzaju projektowanie, choć nie przynosi korzyści materialnych, daje człowiekowi wiele innych rzeczy. Tworzą się bliskie więzi z ludźmi, którzy pracują przy realizacji takich projektów, i to daje bardzo dużą duchową satysfakcję.

Pani praca społeczna rozciąga się poza granice naszej ojczyzny. Proszę opowiedzieć o tej Pani działalności.

Ta część mojej działalności łączy się z postacią ks. Janusza Kalety. Pracował on jakiś czas w Bochni, a następnie wyjechał do Kazachstanu. Po dwóch latach warunki pozwoliły już na budowę tam świątyni. Ks. Kaleta przyjechał do Polski i, poszukując projektu kościoła, nawiązał ze mną kontakt. Gdy zobaczyłam, w jakiej roli występuje ks. Kaleta (teraz już biskup), że jest pionierem, który stawia pierwsze kroki w dość jednak nieprzyjaznym, skorumpowanym kraju, to poczułam, iż nie powinnam także za tę pracę brać pieniędzy.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...