Człowiek otwarty, radzący sobie z niepewnością i z faktem, że nie wszyscy mają tożsame z nim poglądy, będzie miał większe szanse na dobre funkcjonowanie i zadowolenie z życia. Z Konradem Banickim, psychologiem rozmawia Artur Sporniak
ARTUR SPORNIAK: Czym jest szczęście według psychologa?
KONRAD BANICKI: W języku potocznym szczęście to pojęcie nieostre i bardzo pojemne. Posługujemy się nim chętnie, lecz zapytani, co ono oznacza, mamy trudności z precyzyjną odpowiedzią. Psychologia nie może się posługiwać pojęciami wieloznacznymi, ale w ich uściślaniu naukowcy nie są jednomyślni.
Możemy jednak wyróżnić typowe rozumienie szczęścia jako subiektywnego dobrostanu. Ma on dwa wymiary: afektywny (kiedy przeżywam dużo emocji pozytywnych i mało negatywnych) oraz poznawczy (kiedy jestem zadowolony z życia). Co ciekawe, pozytywna i negatywna emocjonalność są w pewnym stopniu od siebie niezależne: jeśli zmniejszamy poziom emocji negatywnych, to pozytywne wcale nie pojawiają się automatycznie. Może się zdarzyć, że ktoś, kto doświadcza wielu pozytywnych emocji, uważa, że jego życie nie jest udane – i na odwrót.
Pojęcie subiektywnego dobrostanu ma tę zaletę, że każdy z nas może sam decydować, jak rozumie szczęście. Z drugiej strony pojawia się problem, jak szeroką swobodę mamy tutaj dopuścić – przecież, teoretycznie, zadowolony może być także morderca. Dlatego niektórzy badacze podają bardziej obiektywne wyznaczniki pełni życia. Carol Ryff uważa, że człowiek szczęśliwy powinien posiadać cel w życiu, rozwijać się, realizować swoje cele, akceptować siebie, utrzymywać dobre relacje z innymi i być autonomiczny.
Znamy osoby, które są z natury pogodne, oraz takie, które wiecznie narzekają.
Niektórzy sądzili wręcz, że poczucie szczęścia może być po prostu cechą w dużym stopniu dziedziczną, jak inteligencja. Zdaniem amerykańskiej badaczki Sonji Lyubomirsky, połowa naszego poczucia szczęścia zależy od genów, ok. 10 proc. to wpływ środowiska, a pozostałe 40 proc. to aktywność świadoma. Można powiedzieć: fatalnie, na przeważającą część naszego szczęścia nie mamy wpływu. Ale można też uznać: świetnie, prawie połowa poczucia szczęścia jest od nas zależna.
Jeśli chodzi o wpływ genów, dużo można pokazać już na poziomie mózgu. Nasze półkule mózgowe różnie funkcjonują. Interesująca jest zwłaszcza kora przedczołowa: jej lewy płat jest związany z emocjami pozytywnymi, a prawy z negatywnymi. Aktywność tych obszarów mózgowych uzależniona jest nie tylko od środowiska, ale także od uwarunkowań dziedzicznych. Po pierwsze, na to samo wydarzenie jedni zareagują mocniej, a inni słabiej. Po drugie, u jednych taka reakcja będzie trwała dłużej, a u innych krócej. Te różnice są trwałe i w znacznym stopniu wrodzone. Ludzie z wrodzonym wyższym stopniem aktywacji lewego płatu przedczołowego mają tendencję do przeżywania większej liczby emocji pozytywnych i mniejszej negatywnych niż ci z silniej pobudzonym prawym płatem.
Co wynika z badań, jeśli chodzi o czynniki, na które mamy wpływ?
Na przykład to, że dochód ma niewielki związek ze szczęściem. Jest ważny, gdy nie są zaspokojone podstawowe potrzeby, np. gdy nie mamy się z czego utrzymać. Wówczas dodatkowe źródło pieniędzy zwiększa nasze zadowolenie z życia. Także w ubogich krajach, w których wzrasta PKB, badania pokazują wzrost szczęścia ludzi. Ale począwszy od pewnego poziomu zamożności, związek pieniędzy ze szczęściem staje się bardzo słaby.
Dziś dysponujemy danymi ze starannych badań, przeprowadzonych na wielu grupach społecznych i obejmujących tysiące ludzi. Wyniki tych badań potwierdzają prostą intuicję Freuda, który mówił, że człowiekiem zdrowym psychicznie jest ten, kto potrafi kochać i pracować. Można więc spytać: skąd się bierze nasze szczęście?
Po pierwsze – z relacji: małżeńskich, przyjacielskich, rodzinnych. Już Arystoteles twierdził, że człowiek jest istotą społeczną i nie może osiągnąć pełni szczęścia w samotności.
Po drugie – z pracy. Duże poczucie szczęścia daje nam zaangażowanie w zadanie, które jest na granicy naszych umiejętności, tzn. które nie jest ani za łatwe, ani za trudne. Jeśli np. uprawiam wspinaczkę, to szczęście da mi zdobycie góry, której jeszcze nie zdobyłem i która stanowiła dla mnie nowe wyzwanie.
Czy szczęście daje też praca, którą wykonuję z konieczności, bo zarabia na życie?
Pod warunkiem, że się w nią pan angażuje, wykonuje ją z pasją.
Gdy mowa o badaniach empirycznych, konieczne jest zastrzeżenie, że najczęściej nie dają one możliwości mówienia o przyczynowości i kierunku wpływu. Jeśli np. w badaniach konsekwentnie wychodzi nam, że małżonkowie są szczęśliwsi od osób samotnych, nie możemy powiedzieć, czy sam fakt pozostawania w relacji spowodował szczęście, czy odwrotnie: to ludzie szczęśliwi mają większe szanse wejść w związek małżeński, gdyż są bardziej atrakcyjni. W psychologii zwykle jesteśmy skazani na interpretację. W tym przypadku np. wpływ jest najprawdopodobniej dwukierunkowy: ludziom szczęśliwym łatwiej wejść w związek małżeński, dzięki któremu otrzymają dodatkową porcję szczęścia.
W jakim stopniu religia wpływa na szczęście?
Ludzie religijni są bardziej szczęśliwi od niereligijnych. Problemem jest jednak wspomniany kierunek wpływu i interpretacja badań. Nie mogę przecież przeprowadzić klasycznego eksperymentu, który polegałby na tym, że spośród grupy osób niereligijnych losowo wybrałbym podgrupę, której członków poprosiłbym, aby przez jakiś czas byli religijni, tak aby móc następnie sprawdzić, czy staną się bardziej szczęśliwi niż osoby, które o nic nie prosiłem.
Mimo tych trudności psychologowie uważają, że religia jest pewnym systemem sensu. Jest z nią związana treść teologiczna i eschatologiczna, która odpowiada na egzystencjalne problemy. Dostarcza nam sensu życia, pozwala radzić sobie z tym, co w nieunikniony sposób w życiu się zdarza, np. z cierpieniem. Podobnie jest z radzeniem sobie z lękiem przed śmiercią. Tzw. teoria opanowania trwogi tłumaczy, że światopoglądy, w tym religie, są tak trwałe, ponieważ zmniejszają lęk przed śmiercią.
Z religią wiąże się pewien ideał, mówiący, jakim należy być człowiekiem. Ten ideał zwykle sprzyja szczęściu. Gdy się mu przyjrzymy, zobaczymy np., że jest prozdrowotny, choćby zalecenie umiarkowania w jedzeniu i piciu, życia w przyjaźni z innymi ludźmi czy bycia pracowitym, jak w protestantyzmie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.