To nie jest aktor. To nie jest gra. To jest po prostu jego osobowość. – mówi o papieżu Franciszku w rozmowie z Jolantą Hajdasz kard. Kazimierz Nycz, jeden ze 115 kardynałów uczestniczących w tegorocznym konklawe.
Tak samo było w 1978 r., kiedy papieżem został Polak. Wówczas także wydawało się wszystkim, że jest on z dalekiego, egzotycznego kraju.
– No właśnie, przyszedł papież zza kurtyny, zza muru, więc niektórzy pytali, cóż on może dać Kościołowi? Dał wszystko, co miał – siebie. Dał to wszystko, co przyniósł z tego rejonu. Przecież nie został papieżem, bo miał zamiar obalenia komunizmu, nie miał na pierwszym miejscu takiego celu, choć przecież bardzo znacząco się do tego przyczynił. Ale stało się to przez Ewangelię, którą głosił, opierając się na własnym doświadczeniu. Kiedy napisał encyklikę Laborem exercens, to bardzo często teologowie wypowiadali się, że jest w niej za dużo Solidarności, za dużo Polski, za dużo odniesień do komunizmu, ale on wiedział, co robi, i był w tym konsekwentny. Przypuszczam, że ten papież będzie robił podobnie.
A co z tymi, którzy już teraz przestrzegają przed nadinterpretowaniem gestów papieża, który umył nogi także kobietom w Wielki Czwartek, nosi zwykłe buty czy płaci za swój pokój w hotelu…
– Akurat w tym nie widzę niebezpieczeństwa. Dla mnie największym nieszczęściem, jakie może się nam przytrafić, to pozostanie tylko na poziomie gestów, gdybyśmy te gesty zbagatelizowali, albo nawet ośmieszyli, bo i tego nie można wykluczyć. Kiedy on proponuje ludziom, księżom, biskupom przeżywanie chrześcijaństwa w taki prosty, autentycznie ewangeliczny sposób, żebyśmy nie byli sceptyczni, żebyśmy nie powiedzieli „nie”, to może jest to zbyt nowoczesne, zbyt awangardowe, zbyt dalekie od naszej tradycji. To byłoby nieszczęście dla Kościoła, gdyby tak się stało. Ale wierzę gorąco, że Duch Święty na to nie pozwoli.
Czy papież nałoży w końcu „czerwoną pelerynkę”, czyli dostosuje się do wymogów protokołu dyplomatycznego dotyczącego tak wysokiego stanowiska?
– Niektóre kwestie na pewno z biegiem czasu – jak będzie mijał pierwszy rok pontyfikatu – zostaną przez niego zmodyfikowane, bo to jest człowiek elastyczny, to widać po nim. Niektóre będą wynikać także z wieku, bo przecież nie będzie się on zmniejszać, tylko odwrotnie, będzie się zwiększać. Korekta zachowania w pewnym względzie jest zapewne nieunikniona. Po części będzie też wynikać po prostu z bezpieczeństwa, bo w takim świecie niestety żyjemy, ale jestem przekonany, że pewne symbole, pewne gesty, pewne znaki pozostaną, bo papież będzie na pewno wierny sobie i sądzę, że właśnie one będą ujawniać jego wielkość.
A perspektywa polska? Jak ta zmiana w Watykanie wpłynie na sytuację Kościoła w Polsce?
– Odpowiedź na to pytanie leży na wielu płaszczyznach, ale sądzę, że na pewno odnalezienie tego prawdziwie rozumianego ubóstwa będzie i dla nas najważniejszym wyzwaniem i zadaniem. To że papież nam o tym przypomina, to bardzo dobrze. My z punktu widzenia Warszawy czy Poznania może mniej dostrzegamy to rozwarstwienie, to współistnienie biedy jednych z bogactwem drugich, a przecież są takie tereny w Polsce – nie chcę nikogo urazić, ale zwane populistycznie Polską B, czy nawet C – gdzie rzeczywiście ludziom żyje się bardzo ciężko i źle im się powodzi, gdzie trudniej jest kształcić dzieci, trudne albo wręcz niemożliwe jest znalezienie pracy i życie na jako takim poziomie, a papież Franciszek nam mówi, żebyśmy byli na to wrażliwi.
Czyli teraz na pierwszy plan działalność charytatywna?
– Absolutnie nie. To naprawdę nie znaczy, że teraz mamy zostawić czy choćby przesunąć na boczny tor ewangelizację, a zająć się tylko sprawami charytatywnymi. Ewangelizacja zawsze musi być na pierwszym miejscu, bo po to Kościół został ustanowiony przez Chrystusa. To jednak nie znaczy, że mamy poprzestać na ewangelizacji, a resztę zostawiać państwu czy samorządowi. Nie. Papież bardzo wyraźnie mówi o tym, co się nazywa inspiracją Ewangelii. Gdyby Kościół nie wyznawał Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, to taki Kościół byłby podobny do każdej organizacji pozarządowej, a nie tego chce Chrystus. Papież to bardzo ładnie uzasadnił, mówiąc, że działalność społeczna i charytatywna „tak”, pod warunkiem że inspiracja do tej działalności jest w Ewangelii. Najlepiej widać to na przykładzie szkół, które prowadzi Kościół. Jeśli miałby mieć na uwadze tylko dążenie do osiągnięcia przez nie jak najwyższego poziomu, tak jak to jest w przypadku szkół społecznych czy samorządowych, to by to nie wystarczyło. Musi być w tym założeniu, w statucie i statusie szkoły, którą prowadzi Kościół owo coś, co sprawia, że widać, iż posłał nas Chrystus, aby nieść Dobrą Nowinę. I jeszcze jedna sprawa: by nie mylić ubóstwa – powiem nieładnie – z dziadostwem. To znaczy, człowiek ubogi może być zarówno bogatym człowiekiem, jak i tym, który jest bardzo biedny. Dlatego że problem ubóstwa leży także w tym, czy nie jesteśmy zbyt mocno przywiązani do spraw materialnych, czy nie zajmujemy się nimi zbyt intensywnie i czy w ogóle potrafimy się dzielić. Wtedy kiedy papież mówi o Kościele ubogim dla ubogich, to ma na myśli także zamożnych, można powiedzieć „ubogich” w znaczeniu użytym w Kazaniu na górze.
Jak mamy to rozumieć?
– Umiej się dzielić z innymi i naucz się robić to dyskretnie i przy tym nie bądź przywiązanym do majątku, i nie bądź pazernym, żeby mieć jeszcze więcej. Tak samo ubogim może być człowiek bardzo biedny, żebrak, u którego wszystko nastawione jest na to, żeby wreszcie mieć, i ta chęć jest tak wielka, że mu przesłania wszystko inne, wszystkie inne wartości. On też nie będzie należał do tych „błogosławionych ubogich”, choć po ludzku rzecz ujmując, nim jest. Ja nie relatywizuję nauczania papieża, broń Boże, tylko staram się wyjaśnić, ponieważ pojawiły się takie głosy, czy papież będzie teraz sprzedawał Watykan, albo wręcz wypisze z Kościoła ludzi bogatych, zamożnych, milionerów czy miliarderów. Nie, on po prostu mówi o ubóstwie, tak jak mówi i myśli ten potrzebujący. A my powinniśmy o tym pamiętać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.