Życie i śmierć są stanem zero-jedynkowym. Nie można częściowo żyć i nie można częściowo umrzeć. Ale przejście między tym stanem zero-jedynkowym wcale nie jest skokowe.
Zaskoczenie!
Większość osób zapytana o to, czy oddałaby swoje narządy po śmierci, odpowiada pozytywnie, nieco mniejszy odsetek wyraża taką opinię, gdy pytanie dotyczy ewentualnej śmierci kogoś bliskiego, co jest zrozumiałe. Łatwiej jest powiedzieć: Tak, po mojej śmierci nie mam nic przeciwko temu, żeby moje narządy uratowały komuś życie…
Bo to jest moment odległy?
Wydaje nam się, że jest to bardzo odległy moment! A wcale nie musi być. Po drugie, większość z nas tak naprawdę nie przyjmuje do świadomości, że kiedyś umrzemy. Ale kiedy decyzję taką musimy podjąć, patrząc na najbliższą osobę – rodzica, współmałżonka, dziecko – to zupełnie inna sprawa. W takiej sytuacji najbliżsi zmarłego mogą mieć poczucie, że akceptując pobranie narządów, biorą na siebie odpowiedzialność za jego śmierć. Lekarz powinien wtedy przekonać rodzinę, że tak nie jest, śmierć mózgu już się bowiem dokonała.
Skąd zasada anonimowości w transplantologii?
To jest dobra zasada. Rodzina zmarłego człowieka i zmarły człowiek mają prawo do anonimowego daru. Co więcej, nie żyjemy w społeczeństwie idealnym i wiemy, że np. w małych środowiskach miasteczek i wsi zaakceptowanie pobrania narządów zmarłego człowieka spotyka się z niedobrymi, brudnymi reakcjami otoczenia. Z zarzutami, że rodzina dlatego się zgodziła, bo dostała za to pieniądze. Potrafimy bardzo paskudnie opluwać naszych bliźnich! Zasada anonimowości ma za zadanie m.in. chronić zmarłego, od którego zostały pobrane narządy, i jego rodzinę. Teoretycznie możemy sobie wyobrazić taką sytuację: umiera człowiek w bardzo biednej rodzinie, z dużymi kłopotami finansowymi. Biorcą serca jest człowiek wyjątkowo bogaty. Czy nie jest możliwa taka sytuacja, że rodzina dzwoni do biorcy i mówi mu, że dostał serce ich syna, to niech pomoże im finansowo? Byłoby to przedmiotowe traktowanie dawcy. Chcemy tego uniknąć.
Biorcy też?
Tak, w pewnym sensie też. Regulacje prawne są nie po to, by chronić czyste intencje, ale po to, by chronić przed mniej czystymi intencjami. Ale ponieważ życie nie bywa czarno-białe, musimy zaakceptować to, że pomiędzy zmarłym dawcą i jego rodziną a biorcą narządu istnieje pewnego rodzaju więź. Powinna być anonimowa, ale istnieje. I nie możemy zakładać, że wszyscy mają nieczyste intencje. Pamiętam wyjątkowo wzruszający program telewizyjny. Dziennikarzom udało się w sposób sobie tylko wiadomy ustalić, kto był dawcą i biorcą serca. Doprowadzili do spotkania przed kamerami biorcy i ojca mężczyzny, który był dawcą. Pamiętam do dziś ten moment, gdy ojciec przytulił głowę do klatki piersiowej biorcy i słuchał bicia serca swojego syna. W tym było coś wzruszającego, ale czystego. Naszym obowiązkiem jest utrzymanie anonimowości. Ale kiedy emocje opadną – po roku, dwóch, trzech latach – i obydwie strony nadal chcą nawiązać kontakt, wtedy nie zdradzając danych osobowych, możemy przekazać zapieczętowane listy. To nie jest złamanie zasady anonimowości, raczej akceptacja, że życie jest takie, jakie jest.
Liczba pobrań nerek od dawców żywych nie jest w Polsce imponująca?
Jest mała. Wynika to z wielu czynników. Pierwszym jest brak wiedzy, drugim – brak przekonania ze strony kolegów ze stacji dializ, że dawstwo rodzinne jest bezpieczne. Spotykaliśmy się z sytuacjami, w których lekarze nefrolodzy mówili: Niech pan nie oddaje nerki, bo będzie pan kaleką. To oczywiście jest nieprawda. Po trzecie – jesteśmy społeczeństwem nieco bardziej schorowanym niż społeczeństwa zachodnie. Po czwarte – polskie prawodawstwo ogranicza potencjalnych dawców do najbliższej rodziny, a w przypadku osób z dalszej rodziny czy blisko związanych przewidziane jest dłuższe postępowanie. To oczywiście jest zabezpieczenie przed działaniami nieczystymi, czyli po prostu sprzedaniem swojej nerki. Handel narządami jest karalny, ale też nieetyczny. Człowiek nie powinien wykorzystywać swojego ciała w taki sposób.
A przesuwanie pacjentów na liście osób do przeszczepu? Ostatnio była taka afera w Niemczech.
Także jest nieetyczne.
4 stycznia minęło 20 lat, od kiedy przeszczepił pan w Poznaniu pierwszą nerkę.
Przeszczepienie nerki jest zabiegiem typowym i, wbrew pozorom, stosunkowo prostym. Natomiast potrafi rzucić na kolana. Za każdym razem jest inne, uczy pokory i zawsze podchodzę do niego jak do innego zabiegu. W transplantologii nie da się nudzić! •
rozmawiała Daina Kolbuszewska
prof. Zbigniew Włodarczyk – ur. 1956, kierownik Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.