Życie i śmierć są stanem zero-jedynkowym. Nie można częściowo żyć i nie można częściowo umrzeć. Ale przejście między tym stanem zero-jedynkowym wcale nie jest skokowe.
DAINA KOLBUSZEWSKA: Dużo pan wie o życiu i śmierci?
PROF. ZBIGNIEW WŁODARCZYK: Jestem lekarzem od 32 lat. Siłą rzeczy zebrałem i zbieram nadal doświadczenia, obserwacje, refleksje, które się kumulują i dają subiektywny obraz tego, co nas otacza, przede wszystkim choroby, śmierci i spraw związanych z życiem. Taka jest istota pracy lekarza – dotykanie życia i śmierci, choć może brzmi to górnolotnie. Ale z wiekiem nabiera się pokory wobec otaczającego nas świata, a zwłaszcza – wobec innych ludzi. Są rzeczy, które mnie ciągle rzucają na kolana i pokazują, że ciągle się uczymy i ciągle błądzimy, niestety. Zarówno w swoich decyzjach życiowych, jak i zawodowych.
Częste oglądanie śmierci powoduje, że na pewne rzeczy patrzy się inaczej?
Zastanawiałem się wielokrotnie, czy mniej się boję śmierci. Pewnie tak. Pomaga mi w tym uświadomienie sobie, że śmierć jest zdarzeniem, które dotknęło wiele miliardów ludzi żyjących na Ziemi dotychczas i niewątpliwie dotknie te sześć miliardów, które żyją obecnie, w tym również i nas. Nie jest więc czymś szczególnie wyjątkowym.
Zapewne, patrząc na hematologów czy pediatrów, zadaje sobie pani pytanie, jak oni to wytrzymują, gdy umierają im dzieci. To jest jeden z powodów, dla których nie zostałem pediatrą. Ale dotyczy to także chirurgów, w ogóle lekarzy. Śmierć i ból pacjenta – to jest może brutalne, co powiem – nie jest śmiercią i bólem lekarza. My powinniśmy zrozumieć, co pacjent czuje, czego się boi, być przy nim, ale nie możemy czuć jego bólu, przejąć go, bo musielibyśmy sobie strzelić w głowę – a nie o to chodzi.
Daje pan życie, robiąc transplantację.
W przypadku nerek jest to częściowo prawda. Przeszczepienie nerki jest tylko jedną z metod leczenia, prócz niego możliwa jest hemodializa. Ale jest prawdą, że przeszczepienie nerki daje większy komfort życia i lepsze zdrowie, a śmiertelność na dializach jest wyższa niż wśród osób po przeszczepie. W tym sensie ratujemy życie. W przypadku przeszczepów wątroby i serca jest to rzeczywiście bezpośrednie ratowanie życia, bo nie ma alternatywy dla skrajnej niewydolności wątroby i serca.
Czy nie daje to poczucia mocy?
Kilka razy zadano mi pytanie, czy mam poczucie boskości. Mogę odpowiedzieć zdecydowanie – nie mam. I większość lekarzy go nie ma. Z wiekiem reagujemy wręcz przeciwnie – mamy zwiększające się poczucie niemocy. Zagłębianie się w medycynę daje gorzką świadomość, że wbrew pozorom może ona niewiele. Albo brutalnie ingeruje w ciało człowieka – wycinając, amputując, czasami tylko korygując, albo wspomaga jedynie naturalne siły człowieka. Przeszczepiając nerkę, często się zastanawiam, jak to możliwe, że wszystko zazwyczaj się udaje. Istnieje możliwość zakrzepicy, odrzucenia przeszczepu, pole operacyjne nigdy nie jest
w 100 proc. jałowe… A jednak w większości przypadków się udaje.
Transplantologia działa w polu między śmiercią a życiem! Medycyna kończy zwykle swoje działania wraz ze śmiercią człowieka. Dla pana wtedy działania się rozpoczynają…
Transplantologia jest rzeczywiście specyficzna, dlatego że przekracza tę granicę, na której kończą swoje działania inne specjalności medyczne. Ale ona nie wykorzystuje śmierci człowieka, nie czeka na nią. Śmierć jednej osoby może być początkiem życia innej lub początkiem ratowania zdrowia innego człowieka, ale są to zjawiska, które nie mają związku przyczynowo-skutkowego. Trzeba to wyraźnie powiedzieć – to nie jest czekanie na śmierć innego człowieka, ale próba przyjęcia daru, jakim ta śmierć może się stać! To największy dar, jaki człowiek może dać i otrzymać.
Pojawia się pytanie o śmierć. O to, kiedy mamy do czynienia ze śmiercią człowieka. Co jest stanem śmierci.
Należy bardzo wyraźnie odgraniczyć definicje i kryteria śmierci oraz koncepcję śmierci człowieka. To są pojęcia opisywane w zupełnie różny sposób i należące do zupełnie różnych sfer poznania. Koncepcje śmierci człowieka są ściśle filozoficzne, światopoglądowe i właściwe dla danego czasu, dla danego kręgu kulturowego. Nie są uniwersalne. Shintoizm zakłada na przykład, że dusza człowieka oddziela się od ciała w kilka dni po zatrzymaniu krążenia. Dlatego w Japonii praktycznie nie ma pobrań
od osób zmarłych, bo byłoby to sprzeczne ze światopoglądem dominującym na wyspach japońskich. Jeśli przyjrzymy się koncepcji śmierci człowieka w naszym kręgu kulturowym, to zobaczymy, że ona ewoluowała.
Na początku mamy biblijne „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”.
Tak początkowo pojmowano śmierć, jako rozpad ciała. Ta koncepcja, charakterystyczna dla społeczności pierwotnych, przetrwała w niektórych miejscach świata. Jeszcze w XIX wieku niektóre plemiona Indian północnoamerykańskich uważały, że człowiek umiera, kiedy pozostaje z niego szkielet. W okresie renesansu, gdy poszerzono wiedzę dotyczącą oddychania i krążenia, gdy medycyna i anatomia pokazały, jak ważne są one dla funkcji życiowych, przyjęto koncepcję śmierci krążeniowo-oddechowej. Po jakimś czasie Kościół się z nią zgodził. Nieodwracalne zatrzymanie oddychania i krążenia stało się równoznaczne ze śmiercią człowieka. Teraz wiemy, że nieodwracalne zatrzymanie oddychania i krążenia w ciągu kilku-, kilkunastu minut prowadzi do nieodwracalnej śmierci mózgu. Ale wiemy też, że samo zatrzymanie krążenia i chwilowe zatrzymanie oddechu nie są równoznaczne ze śmiercią. Człowiek może nie mieć zdolności do samodzielnego oddychania, ale może być żywy, i analogicznie – może mieć zatrzymaną akcję serca, ale może być żywy.
Na przykład podczas operacji na sercu?
Kiedy operuje się chorego i krążenie jest zatrzymane. Chirurg może operować przez 10, 20, 30 minut, a operowany cały czas żyje. Osoby, które utonęły pod lodem, mogą mieć zatrzymanie krążenie przez pół godziny, do 45 minut nawet, a mimo tego przeżyć. Dlaczego? Dlatego, że ich mózg funkcjonuje. Hipotermia chroni go – człowiek przeżył, bo nadal działał jego mózg. Gdyby przyjąć koncepcję śmierci krążeniowo-oddechowej, powinniśmy rozpoznać u takiego człowieka zgon.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.