Na czym polega fenomen polskiego pielgrzymowania? I dlaczego ma on tak zdecydowanie narodowy charakter? Stał się naszym znakiem szczególnym, znakiem jakości...
Gdy w 1992 r. nastąpił nowy podział administracyjny w Kościele polskim i pojawiło się 13 nowych diecezji i 8 metropolii, każda z nich chciała mieć własną, imienną pielgrzymkę. Pojawiła się nowa jakość. Mniejsze liczebnie pielgrzymki, które dawały szansę na lepszy kontakt między ludźmi, działały wspólnototwórczo, skracały dystans między duchownymi a świeckimi. Spowodowało to, że trzeba było m.in. przeorganizować jasnogórski klasztor, tak by pątnicy mogli wchodzić do Kaplicy Cudownego Obrazu w miarę bezkolizyjnie. Jednak i tak w szczytowym momencie – czyli w okolicach połowy sierpnia – na wejście do klasztoru czeka się kilka godzin, a w słynnych Alejach Najświętszej Maryi Panny tworzą się kilometrowe pielgrzymie korki.
W ubiegłym roku od 2 maja do 1 sierpnia na Jasną Górę przybyło łącznie 155 pielgrzymek pieszych. Przyszło w nich ponad 93 tys. ludzi. W 68 pielgrzymkach rowerowych przyjechało ponad 4 tys. osób. 360 osób przybiegło w 12 pielgrzymkach biegowych. 16 osób przyjechało konno.
Im bliżej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tym pod Jasną Górą bardziej tłoczno. W ciągu pierwszych 14 dni sierpnia do Częstochowy przychodzi 55 pieszych pielgrzymek – w sumie ponad 75 tys. ludzi. Z samej tylko Warszawy w 5 pielgrzymkach wkracza do miasta w sumie ok. 14 tys. pielgrzymów.
Jednak to nie pielgrzymki warszawskie są najliczniejsze. Pierwsze miejsce należy się pielgrzymom z Krakowa (ponad 8 tys.), kolejne zajmuje Radom (ponad 7 tys. pątników), Warszawie przypadło dopiero trzecie, mocne miejsce (7 tys. pątników).
Najdłuższe trasy przechodzą pielgrzymi z Kaszub, wyruszają bowiem z Helu i w 19 dni przemierzają 638 km. Pielgrzymka szczecińsko-kamieńska ma niewiele mniejszy dystans – 636 km w 20 dni. Grupy z Ustki – 630 km, a z Augustowa, Suwałk, Gołdapi i Dubeninek – każda z nich po 559 km w 17 dni.
Nowe trendy w pielgrzymowaniu?!
A w telewizji mówią o nowych trendach w pielgrzymowaniu. Z uśmiechem wyższości o tzw. turystyce religijnej. Prof. Jackowski uspokaja, że nowe trendy to nic złego: – Pozostaje niezmienny motyw religijny, a ten jest najważniejszy. Jeśli takiego motywu nie ma, to nie ma i pielgrzymki. Zmienia się natomiast sposób spędzania czasu. I to bez względu na to, czy rozmawiamy o pielgrzymkach polskich, czy o zagranicznych, zorganizowanych przez biura podróży. Pallotyni m.in. oferują wyjazdy np. do sanktuariów Ameryki Południowej.
Są one połączone z kilkudniowym pobytem wypoczynkowym. Element religijny połączono zatem z wypoczynkiem. Mnie to nie razi. Nie widzę w tym nic obrazoburczego. Ważna jest intencja – jeśli jest nią nawiedzanie miejsc świętych, modlitwa, a na koniec trochę odpoczynku, nic w tym nagannego. Jak już pojechaliśmy np. do Gwadelupy, to trochę tam posiedźmy, pozwiedzajmy, poznajmy kulturę Meksyku, jego koloryt i specyfikę. Najpewniej nie pojedziemy tam drugi raz, więc korzystajmy...
Ale zmian nie da się uniknąć. Zniknęło to, co było dawniej – że pielgrzymka to wyłącznie modlitwa i asceza, jak czytamy u Reymonta. Te zmiany obserwujemy już na własne oczy. Inny jest przecież pielgrzym z 1989 r. w porównaniu z pątnikiem w roku 2014. – Odszedł z pewnością element oporu wobec władzy ludowej, kontestowanie komunistycznej rzeczywistości – wyjaśnia prof. Jackowski. Pozostały na szczęście elementy patriotyczne – pątnicy ciągle modlą się w intencji ojczyzny. Nie podoba się natomiast, zwłaszcza starszemu pokoleniu, atmosfera fiesty, zabawy, pewnego rodzaju swobody. – Dziś młodzi ludzie idą w grupach, ze wspólnotą, którą znają, do której należą, z przyjaciółmi. – Znają się też dobrze z duszpasterzami. Pojawiają się więc zachowania, które nie kojarzą się z tradycyjną pielgrzymką – np. robią sobie wieczorami ognisko czy grilla... Ale co to zmienia? Przecież oddali swój czas Panu Bogu, idą cały dzień z modlitwą. Oni się tak zachowują, bo taka jest dziś młodzież. Mnie to absolutnie nie razi i nie widzę w tym nic złego.
...ciągle warto
Jancia: „Pielgrzymka to rodzaj nałogu. Pozytywnego. Jak raz złapiesz bakcyla, nie odpuścisz. Od kilku lat zawsze biorę urlop w sierpniu. W pracy wiedzą, że nie da się ze mną negocjować zmiany terminu. Ludzie nie rozumieją, że nudzi mnie leżenie na plaży i moczenie się w wodzie. Na Boga, tam się nic nie dzieje. A tutaj emocje, uczucia, niesamowite sytuacje i ludzie, którzy mnie stymulują do pracy nad sobą, żeby być coraz lepszym człowiekiem. Nie tylko lepszą żoną, matką, nauczycielką... ale najpierw lepszym człowiekiem. W tej kolejności. Żeby się Panu Bogu podobać. Myślę, że jeśli uda mi się ta sztuka, czeka mnie lepsze życie...”.
Gra##: „Ludzie mówią o atmosferze, o nowych znajomościach, że nawet księża są tacy... normalni. Ale przecież tym, o co w pielgrzymce chodzi – są spotkania z Bogiem. To dla Niego idziemy, trudzimy się w jakiejś intencji, z miłości do Boga, do Maryi... Ja tak pojmuję pielgrzymowanie, więc od 3 lat chodzę na pielgrzymkę sama”.
Gosc&: „Zastanawiałem się od dawna – iść czy nie iść. Od lat odprowadzałem tylko znajomych, szedłem z nimi kilka kilometrów. Chciałem pojechać rowerem, ale ciągle nie wiedziałem, czy pielgrzymka to klimaty dla mnie... Zadecydowała tegoroczna Lednica. Pojechałem tam trochę na siłę. Dla dziewczyny, rozumiecie... I zaliczyłem pełny duchowy odlot. Za kilka dni jadę na Jasną Górę. Prawie 400 km, Kurpie – Częstochowa. Trzymajcie kciuki!”.
– Proszę zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz – mówi prof. Jackowski. – Przez lata w pielgrzymkach szły głównie osoby starsze. Zdecydowanie momentem przełomowym był wybór Karola Wojtyły na papieża. Pielgrzymki przejęła młodzież. Młode pokolenie, które wędruje z tymi samymi intencjami, co starsi – ale niewątpliwie nastąpiła już zmiana warty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.