Uważam, że Kościół ma wystarczające doświadczenie, aby poradzić sobie także w trudnych sytuacjach bez uszczerbku dla tego, co jest istotne w jego misji, czyli w posłudze zbawieniu. Niedziela, 18 lutego 2007
Wreszcie, o czym mało się mówi, cierpienie Kościoła związane z niedoszłym ingresem Metropolity Warszawskiego przyśpieszyło dyskusję nad rolą funkcyjnych agentów bezpieki, co może (wreszcie!) przyczyni się do wyjścia na szersze pole prawdy historycznej, która trwa zakamuflowana w dzisiejszej rzeczywistości.
Czy sądzi Ksiądz Arcybiskup, że uda się przeciwstawić potędze mediów?
Nie myślę w tych kategoriach. Komisje nie są ustanowione przeciw komuś. Mają dotrzeć do rozeznania sytuacji i strzec prawdy. Owszem, wydarzenia warszawskie i całe medialne larum ujawniło, że chodzi nie tyle o osobę arcybiskupa warszawskiego, ale o to, jaki ma być Kościół w Polsce. Oparty na ludziach, wierny Chrystusowi i posłuszny Papieżowi – czy przestraszony prawdą, zalękniony. Ponadto widzieliśmy, że jak we wszystkich środowiskach, w mediach są ludzie życzliwi i nieżyczliwi Kościołowi. Także zagubieni. Nie chcę wchodzić w ten temat. Podam tylko jeden przykład. Jednym z częstych gości wszystkich programów był zakonnik, który w kilka tygodni potem rzucił kapłaństwo. Sprawa nie była nieznana. Rodzi się zatem pytanie, czy autorzy owych programów, wiedząc o bardzo kontrowersyjnych poglądach owego zakonnika, a w niektórych przypadkach nawet nieortodoksyjnych, zapraszali go li tylko z niewiedzy, czy raczej świadomie? Mam nieodparte podejrzenie, że jednak świadomie i celowo. A mimo wszystko trzeba wsłuchiwać się także w głosy ludzi nienależących do Kościoła, nikogo bowiem nie wolno lekceważyć. Wszyscy mają prawo do prawdy.
Z drugiej strony, nie należy sprawy widzieć tylko w czarnych kolorach. W mediach pojawiają się programy, które rzetelnie pokazują dramaturgię tamtego czasu. Przytoczmy choćby interesujący tekst w jednym z dzienników na temat pisarza Marka Nowakowskiego. Tekst ujawnia, ilu ludzi osaczało tego człowieka. W większości byli to jego dawni przyjaciele lub koledzy. A takich przykładów jest więcej. Wszystkie one mówią, jak chore były to czasy.
Jak będzie wyglądać działanie Księdza Arcybiskupa w sytuacji ujawnienia współpracy podjętej przez duchownego?
Pierwszym, kto będzie miał prawo głosu, będzie sam zainteresowany. Powinien ustosunkować się do opinii wrogów Kościoła na swój temat. W ocenie osoby i sytuacji trzeba wziąć pod uwagę kontekst, w jakim zaistniał fakt współpracy, a także jej efekty: czy przynosiła szkodę sprawom lub ludziom. Wtedy może trzeba będzie przeprosić pokrzywdzonych lub zadośćuczynić im, przynajmniej moralnie. W wyjątkowych sytuacjach, których co prawda nie przewiduję, ale o których trzeba wiedzieć, pokrzywdzony będzie mógł wnieść sprawę do Trybunału Kościelnego.
Uważam, że Kościół ma wystarczające doświadczenie, aby poradzić sobie także w trudnych sytuacjach bez uszczerbku dla tego, co jest istotne w jego misji, czyli w posłudze zbawieniu.