Kto odpowie na wezwanie

Myślę, że wszyscy mogą medytować. To tylko sprawa czasu: trzeba znaleźć dobry moment. Kiedy człowiek wie, co dla niego najważniejsze, stara się to osiągnąć. Nie szukam adeptów medytacji. To praca dla Ducha. W drodze, 10/2009



Medytowanie z Johnem Mainem było bardzo istotnym doświadczeniem. Jego zaangażowanie, jego świetlista obecność, były gwarancją powagi, z jaką do tego podchodził.

Po to, żeby z nim medytować, przyjeżdżano z całej Anglii i ze świata. Po pewnym czasie wspólnota zamieniła się w Centrum Medytacji – myślę, że było to działanie Ducha. Pomagałem w rozwinięciu tego projektu. Po sześciu miesiącach miałem opuścić to miejsce i powrócić do świata. Nagle stwierdziłem, że nie mam już tych samych ambicji. Zawsze chciałem być zamożny i sławny, ale przestało to już być moim pragnieniem. Pytałem sam siebie, czy nie chciałbym pozostać w Ealing. Nie miałem jednak ochoty zostać mnichem. W każdym razie nie od razu, może później, gdy już stanę się zamożny i sławny.

To była długa, bardzo długa walka. Rozmawiałem o tym z Johnem Mainem, ale on nigdy nie próbował na mnie wpływać. Kiedy w końcu podjąłem decyzję i wstąpiłem na okres próbny do zakonu, ogarnął mnie ogromny spokój i szczęście. To było niezwykłe. Myślałem, że ten wybór poprze moja matka. Tak jednak się nie stało. Ojciec z kolei był przeświadczony, że zwariowałem. Nikt mnie nie wspierał, ale ja byłem pewien, że podjąłem słuszną decyzję.

Medytacja to przede wszystkim pewne doświadczenie. Jakimi słowami przekazać jej istotę tym, którzy jej nie znają?

Nie można nikogo zmusić do medytacji ani nawet próbować do niej przekonywać. Można jedynie dzielić się swoim własnym doświadczeniem. Wskazywać drogę tej tradycji. Potem tylko czekać – zobaczyć, czy ktoś na to odpowie. Często zaskakuje, kto na to wezwanie odpowiada. Osoby, które wydawałyby się najbardziej zdolne do podjęcia tej praktyki, pozostają nieporuszone, a nawet w otwarty sposób wrogo nastawione. Mogłoby się wydawać, że to doświadczenie pociągnie zakonników. Daleko jednak do tego.

A czy przynajmniej można medytacji nauczać?

Medytacji się nie naucza. Rozmawiałem kiedyś z pewną młodą kobietą, żoną mleczarza. Przyjechała z wizytą na święta Bożego Narodzenia do mojej rodziny. Miała trójkę małych dzieci i oczekiwała czwartego. Nie trzeba przekonywać, jak bardzo była zajęta. Ale to ona rozpoczęła rozmowę o medytacji. Miała wielką potrzebę medytowania. I jak tu rozpoznać, kto jest w stanie odpowiedzieć na wezwanie do medytacji?

Czy można wskazać cechy charakterystyczne medytujących osób?

Myślę, że wszyscy mogą medytować. To tylko sprawa czasu: trzeba znaleźć dobry moment. Kiedy człowiek wie, co dla niego najważniejsze, stara się to osiągnąć. Nie szukam adeptów medytacji. To praca dla Ducha.

W jaki sposób mówi Ojciec o medytacji osobom, które nie są nią zainteresowane lub mają o niej błędne wyobrażenie? Jak próbować opisać to doświadczenie i tę drogę?

Medytacja jest modlitwą serca. Istnieją tysiące różnych modlitw. Wydaje mi się, że w pewnym momencie życia w wierze pojawia się potrzeba głębszego zanurzenia się w modlitwie. Jestem zdumiony, jak bardzo dzieci w naturalny sposób odczuwają kontemplacyjny wymiar modlitwy. Z czasem gubią ten kontakt. Wychowanie religijne w większości przypadków nie pomaga im go utrzymać. Dorastając, tracimy naturalną zdolność do kontemplacji. Później staramy się, nie wiedząc nawet o tym, jakoś ją odzyskać. Impuls powrotu może się pojawić w dowolnym momencie naszego życia: w wieku 20 lat, kiedy zakładamy rodzinę, po przejściu na emeryturę lub przy pierwszych oznakach choroby. Zapomniany wymiar modlitwy znów powraca.






«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...