Klerycy – chłopcy malowani?

Ewangelia nie jest dobrą nowiną dla grzecznych i schludnych chłopaków z eleganckim przedziałkiem we włosach, ale dla tych, co źle się mają. Zamykanie się z nią w seminariach, a później na plebaniach czy w domach zakonnych, jest zupełnym nieporozumieniem. Przewodnik Katolicki, 7 października 2007




Kluczowego znaczenia dla formacji przyszłego kapłana nabiera zatem osoba wspomnianego już ojca duchownego czy też kierownika duchowego. Surowy nauczyciel, przewodnik, przyjaciel, a może wnikliwy psycholog - kim przede wszystkim powinien być dobry formator?

Z takiego zestawu możliwości z pewnością wybrałbym określenie: przewodnik. To ktoś, kto idzie pierwszy, bo zna drogę oraz ma doświadczenie. Stał się zaś przewodnikiem, dlatego, że sam kiedyś był uczniem i też się formował jako kapłan, nierzadko w tym samym miejscu i u tych samych profesorów. To tworzy od razu klimat zaufania opartego na długiej tradycji, której nie sposób pominąć, ale też i nie trzeba przeceniać. Sama tradycja i magia miejsca nie wystarczą, nawet jeśli ukształtowały kiedyś świętych czy męczenników za wiarę.

Ważne są też inne atrybuty formatora - jego wiedza teologiczna i psychologiczna, umiejętności pedagogiczne czy doświadczenie duszpasterskie, które zazwyczaj nie są owocem łaski czy osobistego uroku, ale wynikiem solidnej pracy i wysiłku. By zostać dobrym formatorem, nie wystarczy być absolwentem własnego seminarium, nawet tym najzdolniejszym i najbardziej lubianym. Do tej odpowiedzialnej roli trzeba się wszechstronnie przygotowywać przez dłuższy czas.

Załóżmy więc, że formatorzy są dobrymi fachowcami. Mimo to zdarza się, że seminarium opuszczają księża „bujający w obłokach”, nierozumiejący problemów świata zewnętrznego albo zadowoleni z siebie narcyzi, którym, w ich mniemaniu, należą się pokłony już tylko z racji noszenia sutanny. W obu przypadkach tacy księża nie są w stanie dobrze wypełniać swojej służebnej roli wobec wiernych...

Nawet najlepsze seminarium nie jest w stanie przewidzieć i przygotować swoich adeptów na wszystkie możliwe scenariusze. Choć to zawsze na formację seminaryjną spogląda się, gdy zaczyna się dziać coś złego. Ale takie myślenie jest zbytnim uproszczeniem. Seminarium może i powinno przygotować kompetentnych, wiernych nauczaniu Kościoła kapłanów, a jednocześnie ciepłych i wyrozumiałych wobec konkretnych ludzi. Wierność i elastyczność to cechy współczesnego kapłana, których mnie uczono już w nowicjacie. I one wydają mi się być wciąż bardzo aktualne.

Głęboko wierzę, że Kościół ma do zaoferowania współczesnemu światu ogromny skarb, ale jednocześnie w sobie samym doświadczam trudności w prezentowaniu tego skarbu - w nowej formie i do ludzi, których umysły i serca kształtowane są przez zupełnie inne wartości niż te ewangeliczne. Ale dzięki temu przeżywam swoje powołanie jako niezwykłą przygodę. A co do narcyzmu kapłanów – szczypta narcyzmu nikomu nie zaszkodzi, zwłaszcza gdy głosi się kazania lub znosi gorzką samotność. Ale przesada jest oczywiście niebezpieczna.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...