Nowe zawsze jest gorsze, ale i ono kiedyś będzie stare – więc też będzie lepsze. Zapewne jedną z tajemnic Biblii jest, że to księga nienaruszalna i zarazem w kolejnych przekładach aktualizowana Tygodnik Powszechny, 14 grudnia 2008
Ważna rzecz: ewangelicy, na Śląsku Cieszyńskim w powszechnym mniemaniu kojarzeni z niemieckością, byli ostoją języka polskiego: edukowali się w oparciu o stare polskie tłumaczenia Biblii, stare polskie postylle i śpiewniki. Kornel Filipowicz wspomina, jak to przyjechali przed wojną do Cieszyna, w którym mieli się osiedlić, ojciec poszedł na rekonesans do miasta i wrócił w zdumieniu: „Tubylcy mówią językiem Reja”.
A dla Ciebie czym jest Biblia?
Książką opatrzoną dedykacją śp. ks. Fiszkala: „Jurkowi na pamiątkę konfirmacji, do błogosławionego użytku. Wisła 8 maja 1966”. Użytek jest niestrudzony, ale co z błogosławieństwem? Niepewność najgorsza…
Stąd lektura posępnego Koheleta przed snem?
Powiedzmy, że przygotowywałem się do naszej rozmowy i czytałem nowy przekład. W starym Kohelet mówi na przykład o „duchu bydląt”, który może też, jak duch ludzki, idzie w górę – tzn. oba idą w dół, ale stare tłumaczenie można czytać z większą nadzieją, od biedy jest w nim cień pozytywnej odpowiedzi na kluczowe pytanie: czy w niebie będą na nas czekały nasze psy i koty?
Tzn. raczej jest powiedziane, że i my, i nasze psy i koty: z prochu w proch. Kohelet, jak powszechnie wiadomo, był dosyć umiarkowanym optymistą – ale jak się natężyć, można i w górę. Dla wiary lepiej, żeby „duchy bydląt” czekały. Nowy przekład w tym sensie dla wiary kłopotliwszy, w ogóle nie ma „ducha bydląt”, jest „tchnienie zwierząt”. Źle.
Chwalę komentarze w nowym wydaniu Biblii, ale nie ma co ukrywać: one swą światłością rozjaśniają, ergo likwidują wyobraźnię, a bez wyobraźni wierzyć się nie da! Na Boga! Miłosz wiedział, co czyni, gdy opłakiwał upadek wyobraźni religijnej! Jak przyjmujecie Opatrzność bezosobową, proszę bardzo – wiele rzeczy przy takim założeniu wyjdzie – tłumaczenie Biblii najmniej.
Dlaczego? Bo kolejne obrazy trzeba opatrywać przypisami eksponującymi ich fikcyjność. Mówiliśmy o pierwszych wersach Księgi Rodzaju… Bóg stwarza Adama i Ewę i od razu mamy bardzo światły przypis, „że to w żaden sposób nie znaczy, że rodzaj ludzki wziął swój początek od jednej pary ludzi”. Jak to nie? Nie było Adama i Ewy? Edenu? Drzewo było symboliczne? Wyznam, iż w takiej sytuacji wolę ekstatyków dosłowności. Luterskiej ma się rozumieć.
Niedawno w naszej heretyckiej prasie pewna niepozbawiona zapału teologicznego autorka dała wywód w całej rozciągłości popierający dosłowne istnienie prarodziców – a związany z tą dosłownością kłopot kazirodztwa (wiadomo, że żona Kaina musiała być jego siostrą itd.) rozwiązała tezą o doskonałości pierwszych genów. Bóg mianowicie stworzył Adama i Ewę z tak doskonałymi genami, że przez tysiąc lat kazirodztwo nie szkodziło zdrowiu ich łączących się w małżeństwa potomków.
A jak przeszło tysiąc lat i ludzkość była już ugruntowana – Bóg to swoiste przyzwolenie cofnął. Czy osłabił w człowieku geny? – autorka nie wspomina, ale pewnie tak, tego rodzaju wywody to jest przecież matematyka ścisła. Wolę takie ujęcia – bez cienia ironii. Wiem, że w sensie ścisłym nie było Adama i Ewy, ale do tych, co są w stanie mózg i duszę wypruć, by dowieść, że byli z krwi i kości, mam słabość.
Trwożenie się losem następnych pokoleń to nie jest – najdelikatniej mówiąc – moja specjalność. Ale kłopot jest. Nie ma co ukrywać, Arturze, że wraz z nowym przekładem i jego aparaturą objaśniającą twoi synowie są dziś pozbawiani obrazu prarodziców przechadzających się nago po Raju i dzięki wężowi poznających, co to wstyd.
Albo w najlepszym razie dostają ten obraz w cudzysłowie. A Kohelet niechybnie by powiedział: jest czas cudzysłowu i jest czas bez cudzysłowu. Na początku musi być wyobraźnia – na cudzysłów przyjdzie czas. Mnie się wydaje, że z każdym nowym, coraz doskonalszym i bardziej naukowo dopracowanym przekładem Biblia będzie książką coraz mniej wyjątkową.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.