Niektóre emocje będą miały zaledwie wpływ na nasz nastrój, inne natomiast runą na nas z siłą huraganu, destabilizując znany i często poukładany świat i światopogląd. Mówi się wówczas, że ktoś na chwilę lub na całkiem długo „stracił głowę”. Warto, 2/2009
Jakoś o głowie bez emocji myśleć nie mogę… Jej wysokość niepodzielnie sprawująca rządy nad ludzkim jestestwem, ostoja spokoju i równowagi, bastion rozumu, za jaki zwykle uchodzi, pewnie nigdy nie zyskałaby należnej jej czci, gdyby nie mózg, o którym jako humaniści myślimy raczej w kategoriach narzędzia pracy, nad którym panuje myśl czy idea. Człowiek nie sprowadza się jedynie do biologii własnego organizmu, ma przecież duszę i to jej zwykł przypisywać rzeczy w życiu najcenniejsze – zdolność do przeżywania miłości, radości, może szczęścia.
Zgodnie z chrześcijańskim przekonaniem, o wiele zresztą starszym niż samo chrześcijaństwo, to właśnie dusza ma potencjał, by uczestniczyć w nieśmiertelności. Większość współczesnej populacji żyje w przekonaniu, że nad nietrwałym i jakże omylnym ciałem należy zapanować siłą umysłu (stąd przewaga głowy nad resztą ciała), bo wówczas zyskamy prawdziwe dobra nie tylko tego, ale i przyszłego świata. Wobec tak nakreślonej wizji rzeczywistości, zwanej czasem dualistyczną, podobnie jak w przypadku innych czarno-białych filozofii życia, nasuwa się pytanie o to, co pomiędzy – o szarość. I głowa właśnie, dosłownie i w przenośni, zdaje się być tutaj meritum sprawy…
A gdyby tak na chwilę zrzucić ją z piedestału i przejrzeć się w pełnowymiarowym lustrze? Poszukajmy zatem zwierciadła i spróbujmy zobaczyć siebie: nie w pośpiechu, raczej z uwagą – to ważne, bo warto wiedzieć, z kim pójdziemy na spacer – potem wyjdźmy z domu. U mnie dzisiaj piękne słońce, od jakiegoś czasu kwitną kwiaty, za oknem śmiechy młodych ludzi, którzy właśnie świętują przerwę pomiędzy lekcjami… Świat zaprasza do siebie. Kobieta w lustrze zdaje się mieć dobry nastrój, ostatnio bywało różnie – zimno i słota w przeddzień lata potrafią wprawić w stan przygnębienia niejednego śmiałka.
Wychodzę na ulicę, pamięć ostatnich kilku deszczowych dni potęguje radość z ciepła, kupiony w piekarni chleb smakuje wybornie, w porannej gazecie jakby weselej, tylko pani z kiosku ukryta przed słońcem za stosem czasopism i innej podręcznej drobnicy sprawia wrażenie smutnej. Rozumiem, tłumaczę ją nieszczęsną smugą cienia i myślę, jak krajobraz, w którym żyjemy, potrafi się zmieniać – jeszcze przedwczoraj wszystko i wszyscy byli przeciwko mnie, na ulicy złowrogie kałuże wyzierały spod przemoczonych butów, w domu komputer zdawał się emitować tyle szkodliwej energii, by nie zbliżać się do niego na odległość jednego pokoju, nawet głównym tematem wiadomości była walka – o miejsce do życia, o pieniądze, o strefy wpływów itd.
Ostatecznie złość i rozdrażnienie pękły razem z nadejściem burzy, która kazała odłączyć zasilanie złych myśli kolejnymi ze świata zewnętrznego, zaś po niej przyszła cisza i oczekiwanie na lepsze jutro. A dziś, kto by pomyślał, ludzie piękni, miasto piękne, jednym słowem: chce się żyć. Nasuwa mi się pewne przeświadczenie, że cała ta historia wykracza poza moją miłościwie panującą głowę, której najwyraźniej nie zawsze udaje się zapanować nad e m o c j a m i…
A człowiek lubi panować, w końcu taki ma nakaz i to całkiem konkretny – powinien sprawować swoje ziemskie rządy rozumnie. Niełatwe zadanie, zważywszy, że rzecz nie dotyczy jedynie głowy, ale nas całych. Każdego dnia ludzkie ciało odbiera za pomocą zmysłów szereg bodźców z otoczenia – dotykamy, widzimy, czujemy, słyszymy, smakujemy. Zjawiska przyrody, spotykani ludzie, ich słowa i czyny, a nawet my sami, ściślej: nasze potrzeby i myślenie o własnej osobie powodują, że jesteśmy zdolni śmiać się, płakać, krzyczeć, złościć, bać… Jednym słowem świat budzi w nas reakcję w pierwszym rzędzie w postaci emocji, dopiero chwilę później próbujemy je nazwać i klasyfikować.
Emocje traktujemy jako swego rodzaju objawy bliżej związane z biologią organizmu, którym – odwołując się do kontekstu sytuacyjnego, doświadczenia własnego i innych, czy też określonego kodu kulturowego – nadajemy znaczenie. I tak, dla przykładu, płaczemy ze szczęścia lub żalu, potrafimy krzyczeć z radości, ale i ze złości. Emocje zatem – klasyfikowane najprościej jako pozytywne, czyli dające motywację do życia, przynoszące spokój, czasem nasycenie, lub negatywne, powodujące niechęć do działania, za to chęć do wycofania, informujące o stanie zagrożenia – pozwalają nam rozpoznać własne i cudze uczucia.
Są emocje pierwsze – związane z potrzebami fizjologicznymi, gdy na przykład czujemy się radośni, bo syci po dobrym posiłku, i wtórne – mające konotacje społeczne, dotyczące sfery wartości i wiedzy, gdy czujemy radość na skutek udanego spotkania z kimś dla nas ważnym czy też obejrzenia dobrego filmu. Znak i treść nie są jednak jedynymi składowymi procesów emocjonalnych, pozostaje nazwać ostatni element, który sprawia najwięcej trudności i do tego w najmniej oczekiwanych momentach – natężenie emocji, mające bezpośredni wpływ na to, z jaką siłą zareagujemy na doświadczaną rzeczywistość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.