Posłowie szukający prawdy o katastrofie smoleńskiej, którzy zwracają się o pomoc do sojuszników Polski, nazwani zostali zdrajcami. Jak wobec tego określić tych, którzy przekazali Rosjanom los całego śledztwa?
Pojawiająca się i znikająca postać płk. Krasnokutskiego mogłaby być bardzo ważna w dalszym procesie ustalania przyczyn katastrofy. Według portalu gazeta.pl, to właśnie tajemniczy pułkownik przejął inicjatywę decyzyjną na wieży kontroli lotów. W kluczowym momencie dzwonił do dowództwa wojsk lotniczych w Moskwie, by dostać zgodę na wydanie zakazu lądowania (zamknięcie lotniska). Rozmówcy Krasnokutskiego z Moskwy uważali, że mimo fatalnych warunków Polakom należy pozwolić lądować, bo „może im się uda”. We wrześniu prokurator generalny Andrzej Seremet ujawnił, że strona polska zwracała się dwukrotnie o udostępnienie nagrań rozmowy ze smoleńskiej wieży kontroli lotów z Moskwą – bezskutecznie.
Jak wiadomo, rządowemu tupolewowi nie udało się wylądować. Ale płk. Krasnokutskiemu udało się zniknąć z protokołów zeznań. Wykładnia rosyjskich śledczych wydaje się być jasna i prosta: skoro pułkownika nie było na wieży, to też nie było żadnego rozmówcy w Moskwie.
„Wprost” manipulacja
Kilkanaście dni wcześniej „sensacyjne doniesienia” płynące z akt prokuratorskich opublikowało „Wprost”.
Po ich lekturze czytelnik samodzielnie mógł dojść do przekonania, że zwierzchnik sił powietrznych, gen. Andrzej Błasik, był bardzo despotyczny wobec podwładnych. Czytelnik domyślił się więc, że najprawdopodobniej to on wyrwał ster z rąk wystraszonych pilotów 36. Pułku Specjalnego i rozbił rządowy samolot.
Publikacja „Wprost” wpisała się więc w wytyczony przez „Gazetę Wyborczą” scenariusz. Na jej łamach już wcześniej pisano, jakoby prezydent lub ktoś z jego otocznia wywierał naciski na pilotów. Na potrzeby tej teorii kilkanaście dni po katastrofie przypominano lot prezydenta podczas wojny w Gruzji. Tym razem również dziennikarze „Wprost” nie omieszkali przypomnieć podobnej insynuacji. Media te zachowują się tak, jakby chciały przeforsować tezę, według której prezydent Lech Kaczyński był samobójcą. Niczym islamski terrorysta rozkazał zastraszyć pilotów, przejąć stery i rozbić samolot. Gdyby nie informacje z prokuratury, pewnie doszliby do tego, że celem prezydenta był precyzyjny atak na rosyjską brzózkę. Dociekliwi dziennikarze „Wprost” wykradli akta z prokuratury, ale nie potrafili sprawdzić faktu, że po incydencie gruzińskim to właśnie gen. Błasik bronił decyzji pilotów. Jak widać, ten epizod już nie pasowałby do prostej układanki.
Hipotezę o Błasiku za sterami Tu-154M obaliła prokuratura wojskowa. – Biegli uznali, że wyniki badań upoważniły ich do wydania stwierdzenia, iż uszkodzenia ciał członków załogi pozwalają stwierdzić, że są to cechy charakterystyczne dla osób, które zasiadały w fotelu I i II pilota – poinformował płk Ireneusz Szeląg. W ten sposób dalsze spekulacje na ten temat zostały ucięte. Szkoda tylko, że wdowa po gen. Błasiku przez kilka tygodni musiała znosić podejrzliwe spojrzenia innych, gdy porządkowała grób swego męża w kwaterze smoleńskiej na Powązkach. – Nie ma już mojego męża, nie ma jego dobrego imienia, bo zrównali go z ziemią, a ja już nie mam sił, stojąc nad jego grobem, słyszeć za moimi plecami, odzywki typu: „szaleniec”, „siedział za sterami”, „to on naciskał na pilotów” – mówiła Ewa Błasik w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”. Ma ona wielki żal do ludzi, którzy stoją za publikacją we „Wprost”.
Polacy! Nic się nie stało...
Podczas spotkania z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej nawet premier Donald Tusk przyznał, że po 10 kwietnia była możliwość zawarcia innej umowy z Rosją, która ułatwiłaby śledztwo. Dlaczego tego nie zrobiono? Według mec. Bartosza Kownackiego, który uczestniczył w spotkaniu, przedstawiciele rządu mówili, że nie starali się o to w obawie o rosyjską reakcję na taki postulat. Nie powiedziano jednak, czy były jakieś podstawy i sygnały, aby mieć tego typu obawy.
Czarę goryczy przelewa fakt, że tuż po katastrofie społeczność międzynarodowa i specjalistyczne instytucje oferowały Polsce pomoc w wyjaśnieniu jej przyczyn. Polskie władze jednak odmówiły i całość oddały w ręce Rosjan. Teraz, gdyby nawet udało się zaangażować międzynarodowe instytucje, to i tak niewiele one zrobią bez wsparcia polskiego rządu. Nikt przecież nie będzie pomagał nam na siłę. – Podczas spotkania z rządem usłyszeliśmy rzeczy przygnębiające. Premier nie deklaruje poparcia dla starań o umiędzynarodowienie tego postępowania. Nie poprze, bo nie widzi takiej możliwości ani potrzeby – relacjonował po spotkaniu Andrzej Melak, brat zmarłego przewodniczącego Komitetu Katyńskiego.
Do niedawna mówiło się, że smoleńskie ofiary poległy w walce o prawdę. Teraz nasi wschodni sąsiedzi nie będą mogli dalej zaprzeczyć zbrodni katyńskiej. Po tym, jak Duma Federacji Rosyjskiej uchwaliła symboliczny dokument, wydawać by się mogło, że wszystko jest już jasne. Jednak Rosjanie w kwestii katyńskiej grają na dwóch fortepianach. Dlatego też sygnały dochodzące z Moskwy są schizofreniczne, albowiem z jednej strony słyszymy – jak parlamentarzyści przyznają się do zbrodni na polskich oficerach, a z drugiej – Kreml wysyła do Strasburga dokument, według którego nie czuje się odpowiedzialny nie tylko za zamordowanie polskich oficerów, ale także za śledztwo katyńskie. Według rosyjskiego dokumentu, nawet tabliczki z nazwiskami umieszczonymi na mogiłach katyńskich nie potwierdzają – w sensie prawnym – ani tego, że ofiary tam spoczywają, ani że zostały zamordowane. W dokumentach przesłanych do Strasburga jest mowa jedynie o „wydarzeniach katyńskich”, a nie o zbrodni, tak jak w uchwale Dumy.
Rosja nadal więc pozostaje nieobliczalna, a kremlowska dyplomacja jest głównym rozgrywającym zarówno w sprawie Katynia, jak i Smoleńska. Po 10 kwietnia 2010 r., Rosjanie coraz głośniej nucą nam znaną z trybun piłkarskich piosenkę: „Polacy! Nic się nie stało...”. Najgorsze jest jednak to, że polska strona zaczyna do tej melodii tańczyć... Miejmy nadzieje, że na końcu tego chocholego tańca, nie przyjdzie nam znów wspólnie śpiewać: „Miałeś, chamie, złoty róg. Ostał ci się ino sznur”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.