Uznanie się za zero, a raczej za zero plus grzech, jak mówiła o sobie św. Teresa z Ávili, jest tym stanem, w którym Bóg chce się ze mną spotkać. Bo właśnie w takim stanie świadomości i braku mocy mogę Go naprawdę zapragnąć, by tej sytuacji zaradzić.
Tymczasem tradycja chrześcijańska mówi, że trzy pokusy Jezusa wyrażają w sposób najbardziej syntetyczny i wyrazisty wszelkie pokusy, ku którym skłania się ludzkie istnienie, nasz umysł i ciało. Są to pokusy zabezpieczenia, cudów i idoli. Pokusy te miał lud izraelski i my je mamy.
Diabeł widząc, że Jezus jest głodny i cierpi, próbuje zbuntować Go przeciw sytuacji, w jakiej się znalazł. Proponuje, by skorzystał z własnych sił i ją zmienił: czyli uznał, że jest zła i naprawił po swojemu. To jest pokusa bezpieczeństwa: nie może nam się przytrafić nic złego, żadne ograniczenie, słabość, brak. Wszystko, co zagraża mojej koncepcji życia, musi zostać osądzone i oddalone. W tym celu jestem gotów wiele uczynić, oddając swój czas i pieniądze. Tymczasem w innym miejscu Jezus mówi: „Nie możesz służyć zarazem Bogu i Mamonie, czyli pieniądzom”. Podobnie odpowiada szatanowi, używając tekstu z Księgi Powtórzonego Prawa (8, 3): „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 1-4).
Świat i my sami, także w Kościele, często odwracamy te słowa myśląc: „nie samym Słowem się żyje, ale chlebem”. Najpierw trzeba dać ludziom jedzenie, sprawiedliwość, a potem może nadarzy się okazja na Dobrą Nowinę. A zatem ludzkie życie zależy od obfitości dóbr. Rzadkie są przypadki, by dzieci słyszały od rodziców prawdę, która mówi, że życie zależy od Boga. Nie chodzi o to, jak ktoś przewrotnie mógłby interpretować słowa Jezusa, by proszącemu nie dać chleba, lecz o zafałszowanie prawdy przez odwrócenie hierarchii wartości.
Druga pokusa – cudów: „Jeśli jesteś synem Bożym, rzuć się w dół z narożnika świątyni, jest przecież napisane: »Aniołom swoim rozkażę o Tobie, a na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«”. Pokusa ta oznacza odrzucenie mojej sytuacji życiowej, sposobu, w jaki Bóg mnie ukształtował i jak prowadzi moje życie. I w tym celu – przeciwko Bogu i Jego zamysłom – gotów jestem wykorzystać nawet religię i Jego samego. To jest pokusa triumfu: kariery, odpowiedniej żony czy męża, dobrze wykształconych dzieci, dobrobytu. Mieć w ręku rzeczywistość, panować nad nią. I to wszystko podlane sosem religijnym.
W gruncie rzeczy przymuszamy Boga, by dostosował się do naszego rozumu i oczekiwań, by zmienił bieg historii, by uczynił cud, jakiego ja chcę, i to koniecznie dzisiaj. Bóg ma spełniać moją wolę. Izraelici na pustyni żądali od Mojżesza wody natychmiast: „W przeciwnym razie nie pójdziemy za twoim Bogiem, a ciebie zabijemy, bo jesteś źródłem naszego cierpienia”. Ta pokusa cudu jest skutkiem mojej niechęci do wcielenia się, nieakceptacji mojej konkretnej historii, niezgody na to, kim jestem, w jakich warunkach i z kim żyję, jest kuszeniem Boga, ponieważ w gruncie rzeczy mam o Nim złe zdanie. Jezus też odpowiada cytatem z Pisma: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego” (Mt 4, 6-7).
Pokusa trzecia – idoli. Jeśli Bóg nie załatwia spraw po myśli, zwracam się ku innym rzeczywistościom, w których pokładam nadzieję. Diabeł korzysta z takiej religijności, w której Bóg ma być na nasze polecenie. Demon mówi Jezusowi: „Dam Ci to wszystko – wszelkie dobra tego świata i władzę – jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon”. Jezus odpowiada: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”.
Zależnie od okoliczności i mojego „ja” idolem może stać się niemal wszystko: praca, seks, kariera, władza, wykształcenie, prestiż, uczucia, rodzina, a także sama religia. Problem w tym, że, jak mówi Pismo, są one tylko bożkami, czyli nie dają życia, bo go nie mają. Na koniec, jako potwierdzenie słów Jezusa, doświadczamy jeszcze większego rozczarowania, bezsensu życia, rozpaczy. Rzecz jasna, najpotężniejszym spośród idoli i konkurentów Boga jest pieniądz jako globalny symbol wszystkich innych idoli. Za pieniądze można zaspokoić wszystkie potrzeby poza tą jedną, która jest najgłębszym pragnieniem człowieka: żyć.
Nadzieja
Wszystkie te pokusy mówią jedno: „Bóg cię nie kocha. Jeśli istnieje i w dodatku jest dobry, to jak mógł dopuścić do tej konkretnej sytuacji, która nie daje się znieść, która cię codziennie zabija, o której myślisz od razu po rannym przebudzeniu. Dlaczego nie masz pieniędzy, dlaczego umarła ci ukochana matka, ciężko chorujesz, dlaczego twoje dziecko bierze narkotyki, nie możesz pozbyć się tego konkretnego grzechu, dlaczego żona cię opuściła, nie masz pracy, jesteś mało zdolny, skłócony z innymi? Jak może być dobry Bóg, który nie dał ci tego, czego chcesz?”.
Wszystkie te pokusy oznaczają niezadowolenie: nieakceptowanie własnej historii, szukanie źródeł szczęścia poza Bogiem i jego wolą. Wobec tych pokus upadamy wszyscy, a jedynym, który szatanowi się oparł, jest Jezus Chrystus, gdyż jest Synem Boga i ma Jego moc. Nie uczynił tego dla siebie, ale dla nas. Tylko w Nim jest nasza nadzieja, ponieważ tylko On zwyciężył śmierć, szatana, który mnie ku niej chce pociągnąć, mamiąc kłamstwem rzekomego szczęścia.
Dlatego na koniec tej lektury czytamy: „(...) opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu” (Mt 4, 11). Bóg jest wierny i tak, jak nie opuścił swego Syna, tak nie opuści Ciebie i mnie, lecz okaże się mocny w swej miłości.
Prof. Jan Grosfeld (ur. 1946) jest kierownikiem katedr Współczesnej Myśli Społecznej Kościoła oraz Cywilizacji i Kultury Europejskiej w Instytucie Politologii UKSW. Wykłada antropologię polityczną, związki polityki i religii oraz żydowskie korzenie chrześcijaństwa i kwestie dialogu międzyreligijnego. Jest członkiem Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem oraz Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Ostatnio opublikował „Od lęku do nadziei. Chrześcijanie, Żydzi, świat”, WAM, Kraków 2011.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.