Trzy pokusy

Tygodnik Powszechny 11/2011 Tygodnik Powszechny 11/2011

Uznanie się za zero, a raczej za zero plus grzech, jak mówiła o sobie św. Teresa z Ávili, jest tym stanem, w którym Bóg chce się ze mną spotkać. Bo właśnie w takim stanie świadomości i braku mocy mogę Go naprawdę zapragnąć, by tej sytuacji zaradzić.

 

Skoro Kościół uznaje Nowy Testament za wypełnienie Pierwszego, a zatem głęboką jedność wewnętrzną całego Pisma Świętego, to na czym polega główny wymiar wspólny dla obu części Biblii? Wydaje się, że jest nią pewien szczególny sposób pojmowania Słowa. A skoro wiara rodzi się ze słuchania, warto na początek Wielkiego Postu, który jest czasem szukania głębokiej odnowy życia, o tym przypomnieć.

Mam na myśli aktualizację proklamowanej lektury biblijnej, traktowanie jej nie jako dotyczącej niegdysiejszych wydarzeń i osób, lecz teraźniejszości. Słowo ma moc budzenia wiary wtedy, gdy przyjmuję je w odniesieniu do mojego obecnego życia z jego konkretnymi problemami. Jest jeszcze jeden wstępny warunek: muszę być tych problemów świadomy, a to oznacza, że Wielki Post ma w tym głębszym spojrzeniu pomagać, bym mógł rozeznawać nie tylko, na czym owe problemy polegają, jakie jest moje cierpienie i skąd się bierze, ale też, by móc zakwestionować moje dotychczasowe przekonania, sposób myślenia i życia, jednym słowem – podważyć własne „ja”. Nie chodzi o samozniszczenie, lecz o usunięcie się, by dać nieco miejsca Bogu Jedynemu. Na tym polegała zawsze rola proroków. Pojawiali się wtedy, gdy lud odchodził od Boga, i wołali: „Idziecie w złą stronę”. Podobnie wzywał Jezus: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15).

Najtrudniej zmienia się mentalność człowieka. Łatwiej zmienić ustrój polityczny, wysłać pojazd kosmiczny na inną planetę, a nawet dokonać cudu uzdrowienia. Dlatego Kościół wyznacza czas Wielkiego Postu, który ma nam w tym pomagać. Chodzi o to, by nawrócić się od swego sposobu rozumowania, wartościowania, oceniania, od własnych myśli o Bogu i ludziach, o całej historii osobistej i o sobie samym. Bóg mówi: „Ja wiem, że ty sam nie możesz tego zrobić, bo twoje »ja« jest przekonane, że przestanie wtedy istnieć, gdyż w gruncie rzeczy źle myślisz o Mnie: że Cię nie kocham i nie pragnę twego dobra”.

Jest wprost przeciwnie. Tam, gdzie jestem przekonany, że leży moje dobro, tam czeka mnie rozczarowanie, zniszczenie, śmierć. Cóż za paradoks i ślepota! Widzę rzeczywistość na opak. I taka jest sytuacja każdego. Dlatego i biskupi mają swoje rekolekcje wielkopostne. Chrześcijanin tym tylko różni się od innych, że wie, gdzie ma szukać ratunku; wie, że może przeglądać się w Słowie Boga, a zwłaszcza w Słowie wypełnionym, jakim jest Jezus Chrystus. On jest zwycięzcą śmierci, lęku przed pełnią życia, grzechów, za które wyrokiem winna być śmierć: On tę śmierć za mnie poniósł i zwrócił mi w zamian przebaczenie. Nie jest to przebaczenie w ludzkim rozumieniu, lecz takie, które grzech wymazuje, zapomina i daje głęboką radość. Radości tej, Dobrej Nowiny, nie da się zatrzymać dla samego siebie, bo ona sama wylewa się na zewnątrz.

Lustro Słowa

Dla ludzkiego „ja” przyznać się do grzechu jest czymś niemożliwym. Dlatego zawsze mamy opór przed spowiedzią. Religijność naturalna, niezbawiona przez Boga Ojca, Jego Syna i Ducha Świętego, zbudowana na strachu przed Bogiem i ludźmi, nie pozwala mi zejść do poziomu uznania się za całkowitego grzesznika, zdolnego do każdego zła, za egoistę gotowego uczynić wszystko w obronie swego życia: pieniędzy, godności, poglądów, bezpieczeństwa. I jeszcze będę nazywał się chrześcijaninem.

Problem w tym, że Jezus Chrystus robi coś odwrotnego. Jego drogą jest kenoza, droga w dół, oddanie własnego życia zamiast walki o nie. Nie upomina się o sprawiedliwość dla siebie, lecz prosi Boga o nią dla swych wrogów – którymi okazywali się w sytuacjach granicznych także jego uczniowie.

Wielki Post nie jest dla wszystkich, lecz dla chrześcijan, czyli dla tych, którzy chcą być uczniami Jezusa. Dlatego chrześcijanin, który chce szukać relacji z Bogiem i wspólnej z Nim drogi życia, nie znajdzie jej, jeśli nie będzie przeglądał się w Jego Słowie. Ono zaś realizowało się najpierw w historii Izraela, a następnie w dziejach Jezusa i Kościoła. Aby wiedzieć, jaka jest moja sytuacja i właściwy kierunek – czyli wola Boga – muszę przyglądać się wydarzeniom biblijnym, które stały się udziałem Żydów i Jezusa.

Bóg chce, bym żył rzeczywistością, a nie ułudami, bym nie uciekał od pytań o sens tego, co mnie spotyka; chce mnie odzierać ze złudzeń. A one biorą się stąd, że nie chcę dopuścić Boga do głębokich pokładów mojego „ja”, bo w gruncie rzeczy się Go boję, bo nie chcę konkurencji dla boga, którym jestem sam dla siebie. Ja sam chcę decydować o tym, co dla mnie dobre, a co złe.

Tymczasem Izajasz mówi, że nasze dobre czyny są jak skrwawiona szmata (Iz 64, 5). Dlaczego? Skrwawiona szmata oznacza miesięczne krwawienie kobiety, czyli upływ krwi, który dla Żydów jest równoznaczny ze śmiercią, z brakiem życia, z niemożnością jego dawania. W moich dobrych uczynkach nie ma życia, bo ich autorem jestem ja sam, a ja nie jestem źródłem życia. Uświadomienie sobie, że moje „ja” produkuje jedynie śmierć, może skutkować dwojako. Albo zbuntuję się na życie i odwrócę się od Boga całkowicie, albo też po raz pierwszy zwrócę się do Niego z głębokości cierpienia. Uznanie się za zero, a raczej za zero plus grzech, jak mówiła o sobie św. Teresa z Ávili, jest tym stanem, w którym Bóg chce się ze mną spotkać. Bo właśnie w takim stanie świadomości i braku mocy mogę Go naprawdę zapragnąć, by tej sytuacji zaradzić.

Bezpieczeństwo, cuda i idole

Dlaczego w I niedzielę Wielkiego Postu – jego pierwowzorem i korzeniem jest najważniejsze żydowskie święto Jom Kippur, Dzień Pojednania – Kościół stawia nam przed oczy Ewangelię o kuszeniu Jezusa na pustyni? Dlatego, że mówi ona o naszej ludzkiej kondycji. Czytamy o trzech pokusach, wobec których staje Jezus, gdy przez 40 dni pościł, był kuszony i się modlił. Ktoś mógłby powiedzieć: „Jakie dziwaczne i właściwie mało realistyczne pokusy ma Jezus? Ja to dopiero mam pokusy: seksualne, materialne, nienawiści do konkretnych osób, sądzę moją rodzinę, szefa i kolegów z pracy, polityków. W gruncie rzeczy najchętniej obraziłbym się na Boga i ludzi za to, że życie wygląda tak, a nie inaczej”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...