Okazuje się, że do dobrego samopoczucia czy braku choroby potrzebne są elementy transcendentne. Medycy często nie widza, że zdrowie to nie tylko sfera cielesności (soma), ale także psyche – a wiec subiektywne poczucie braku szczęścia. Zeszyty karmelitańskie, 3/2006
Antoni Rachmajda OCD: Panie Profesorze, czym właściwie jest zdrowie?
Prof. Michał Musielak: Pytanie o zdrowie, jego wartość to jedno z najbardziej fundamentalnych pytań współczesności. Medycyna stała się dzisiaj, jak mi się zdaje, obszarem testowania moralności i etyki uniwersalistycznej. Zastanawiając się nad tym, czym jest zdrowie, ludzie najczęściej odpowiadają, że to brak choroby. Każdy z nas w gruncie rzeczy przychyla się do takiej opinii. Zanim jednak zaproponuje szersza odpowiedz, warto byłoby pokazać, jak w ciągu ostatnich kilkuset lat kształtowało się podejście do zdrowia. Funkcjonują dwa podejścia czy, jak mówią inni, dwa paradygmaty: pierwszy, który można by nazwać paradygmatem biomedycznym, w centrum swojej uwagi stawia chorobę, a nie zdrowie właśnie; i drugi, nazywany holistycznym, który w centrum zainteresowania stawia zdrowie - tu choroba pozostaje jakby w tle.
Krótko powiem o tym pierwszym paradygmacie. Przyjmuje się, że wywodzi się on z filozofii kartezjansko-newtonowskiej. Zakłada specyficzną wizję świata - mechanistyczną: człowiek jest tu postrzegany z jednej strony jako element świadomościowy, duchowy, ale z drugiej - co jest tutaj ważne - jako maszyna. W tej wizji stawia się wiec na podejście scjentyczne. W wieku XIX pojawia się z olbrzymia wiara w biologie czy w nauki biomedyczne w ogóle. Przede wszystkim jednak następuje oddzielenie sfery psyche od sfery soma. Czym jest wiec w świetle tej koncepcji zdrowie? Jest brakiem zakłóceń funkcji biologicznych, a wiec brakiem choroby, która stanowi z kolei następstwo nieprawidłowej pracy organizmu. Pociąga to za sobą pewne konsekwencje. Po pierwsze: lekarz jest postrzegany jako mechanik, jako ktoś, kto naprawia usterki w ludzkim ciele. Po drugie, to zabrzmi bardzo ogólnie: pacjent jest w tej konwencji traktowany przedmiotowo. Lekarza interesuje przede wszystkim mechanizm funkcjonowania ciała ludzkiego. Po trzecie - myślę, że można to tak nazwać – konsekwencja jest pewna depersonalizacja, która objawia się wąskimi specjalnościami w medycynie. W pewnym momencie - można powiedzieć, że u początku XX wieku - gubi się gdzieś idea lekarza, który umie popatrzeć na człowieka całościowo. Wreszcie po czwarte: konsekwencją jest to, co fachowo nazywamy medykalizacją służby zdrowia: medycyna - zdaje się, że jako pierwszy stwierdził to Michel Foucault - staje się biowładzą. Lekarz klasyfikuje klinicznie pacjenta, wie z góry nie tylko, co mu dolega, ale co ma się z nim dalej dziać, medycyna ingeruje wiec coraz głębiej w różne obszary życia ludzkiego - także w obszary egzystencjalne. Człowiek staje się przedmiotem manipulacji.