Rodzice do recyklingu

Ważne, by dziecko otrzymało sygnał o adopcji, gdy ma 3–5 lat, bo jest ono wtedy w relacji zawierzenia do dorosłych. Kiedy będzie miało 15 lat i znajdzie się w okresie młodzieńczego buntu, powiedzenie prawdy o adopcji może mieć destrukcyjne skutki. W drodze, 12/2009



Kandydaci na rodziców powinni więc być dojrzali?

Nie mam prawa żądać od ludzi heroizmu, jednak boleję nad tym, że w Polsce rzadziej spotyka się ludzi gotowych przyjąć dzieci z problemami rozwojowymi czy zdrowotnymi. Kwestię motywacji ukazały badania opublikowane w książce Zagrożone dzieciństwo pod redakcją Marii Kolankiewicz. W 1998 roku około ośmiuset dzieci z dwóch i pół tysiąca przygotowanych do adopcji nie znalazło rodziców, bo miały wady. Na przykład można było z dużą dozą pewności stwierdzić, że z fizyki teoretycznej dobre nie będą. Inna wielka wada, to jeśli dzieci jest kilkoro.

Gdy pracowałem w domu dziecka, miałem trójkę wychowanków: bliźniaki i ich o rok starszego brata. Wszystko było przygotowane do adopcji, rodzice pozbawieni władzy rodzicielskiej z zakazem kontaktu, papiery wyczyszczone, dzieciaki zdrowe. Nikt ich nie chciał. Po pierwsze, bo było ich aż trzech, po wtóre, bo dwaj uczęszczali do szkoły specjalnej. Dyrektorka ośrodka adopcyjnego zadzwoniła do ojca Tadeusza Rydzyka, który opowiedział o nich na antenie. Dopiero wtedy znaleźli się ludzie, którzy je adoptowali. Nie znaleziono kandydatów za pośrednictwem formalnej procedury, tylko przez radiowe nawoływanie.

Nawiasem mówiąc, jestem pełen uznania dla audycji dotyczących adopcji oraz rodzin zastępczych emitowanych przez Radio Maryja. Słyszę tam wypowiedzi rzetelne, zakończone informacją, że jeśli chcesz wiedzieć więcej, to przyjdź tu czy tam. To wyjątkowy program w mediach. Zazwyczaj dom dziecka i adopcja pojawiają się tylko w przedświątecznych reklamach na billboardach lub w spotach reklamowych.

Skąd się u Pana wzięło tak krytyczne podejście do mediów w tej kwestii?

Przekonałem się, jak bardzo programy na ten temat zniekształcają rzeczywistość. Przykładem może być propagandowa przedstawiająca czarno-biały obraz telenowela Kochaj mnie. Z jednej strony pokazano rodziny dzieci jako czystą patologię, placówki wychowawcze jako więzienie, a z drugiej adopcję czy rodziny zastępcze jako ziemię obiecaną. Efekt był taki, że część rodzin zastępczych, które powstały pod wpływem programu, została rozwiązana. Nie da się budować na sentymentach, a redakcja TVP przy ulicy Woronicza nie może być ośrodkiem adopcyjnym. Programy o domach dziecka czy rodzinach zastępczych emitowane są zwykle przed świętami Bożego Narodzenia, by wzbudzić wzruszenie, ale ono jest tanie i śmieszne. Miałyby one sens, gdyby prowokowały do dojrzałej refleksji.

Niektóre dzieci w danej chwili nie znajdują miejsca w swoich domach i trafiają pod opiekę państwa. Czasem przyczyną jest ubóstwo, czasem choroba, a czasem patologia. Jak można im pomóc odnaleźć miejsce w życiu?

Dla dzieci, które trzeba umieścić poza rodziną, trzeba wybrać taką formę pomocy, która jest dla nich najlepsza. Czasem najlepsza będzie adopcja, czasem korzystniejszy będzie pobyt w placówce.

Najwięcej sensownych rozwiązań można wypracować na gruncie pracy socjalnej. W strukturze placówki są pracownicy socjalni, którzy mają kursować jak wahadło między placówką a środowiskiem, w którym żyją rodzice dziecka. Taki człowiek musi pójść do proboszcza, do policjanta, ośrodka pomocy społecznej, by przez nich coś rodzicom przekazać. Trzeba tworzyć klimat wsparcia dla rodziców, żeby wymusić na nich zmiany, które pomogą dziecku. W placówkach znajdujących się w okolicach Poznania w skali roku kilkadziesiąt procent dzieci wraca do swoich rodziców.

Bardzo nie lubię, gdy się atakuje rodziców. To prawda, że część z nich to ludzie podli i nikczemni. Jeżeli biją czy wykorzystują dzieci seksualnie, to trzeba to przerwać. Jednak wielu rodziców to ludzie, którzy nadają się do recyklingu, do odzyskania. Mają słabości, ale otoczenie ich opieką może sprawić, że będą w stanie zaopiekować się swoimi dziećmi. Kilkadziesiąt procent dzieci w placówkach znajduje się tam z powodu bezrobocia czy biedy. Udzielenie ekonomicznej pomocy rodzinom jest znacznie bardziej opłacalne niż finansowanie domów dziecka. Wystarczy, by jedną dziesiątą pieniędzy przeznaczanych na dziecko w placówce przekazać na wspieranie rodziny w środowisku, a dziecko mogłoby żyć ze swoimi rodzinami. O opłacalności emocjonalnej nie ma w ogóle co mówić.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...