S. Barbara Chyrowicz, filozof, etyk: Zgoda Kościoła na adopcję zamrożonych embrionów, osłabiając stanowisko wobec metody in vitro, oznacza równocześnie zgodę na zagrożenie życia kolejnych istot. | Jarosław Gowin: Kościół umywa ręce i mruga do polityków: rozwiążcie ten problem, tylko nie powołujcie się na nas.
Maciej Müller, Tomasz Ponikło: Czym różni się adopcja dziecka od adopcji embrionu?
S. Barbara Chyrowicz: Adopcja dziecka jest bezdyskusyjnie słusznym działaniem, przy pomocy którego staramy się rozwiązać zastany – z różnych powodów (np. śmierć rodziców, niezdolność do pełnienia funkcji rodzicielskich etc.) – problem osieroconych dzieci. Adopcja embrionów nadliczbowych wpisana jest natomiast w moralnie kontrowersyjny program in vitro, będąc próbą rozwiązania problemu, który w trakcie prowadzenia programu został przez nas wygenerowany. Gdyby nie poddawano zarodków kriokonserwacji, nie mielibyśmy dzisiaj problemu, co z nimi począć. Czym innym jest zapobieganie zaistniałym problemom, czym innym ich celowe powodowanie.
Jarosław Gowin: Umożliwiając adopcję embrionów, również rozwiązujemy problem zastany. Przecież w lodówkach polskich klinik żyją dziesiątki tysięcy zamrożonych embrionów. Legalizacja adopcji nie oznaczałaby więc generowania problemu, tylko zapobieganie patologicznym skutkom ubocznym towarzyszącym sztucznemu zapłodnieniu. Nie widzę różnicy między adopcją embrionu a adopcją dziecka już urodzonego.
S. Barbara Chyrowicz: Byłaby tutaj analogia co do idei adopcyjnej, ale kontekst jest nadal inny. Gdyby generalnie zaprzestano prowadzenia programu in vitro i zamrażania zarodków, bylibyśmy w innej sytuacji niż wtedy, gdy adopcję zarodków wprowadzamy jako zasadę w trakcie prowadzenia programu. To dwie różne sytuacje. Zgoda na adopcję jest pośrednio zgodą na powstawanie problemu dodatkowych zarodków, który następnie próbujemy w jakiejś mierze rozwiązać poprzez adopcję.
Jarosław Gowin: W projekcie ustawy proponuję zakaz tworzenia nadliczbowych zarodków, połączony z możliwością adopcji w szczególnych sytuacjach. Chodzi o embriony, które już są zamrożone albo które powstaną z myślą o implantacji, ale z jakichś powodów do niej nie dojdzie.
S. Barbara Chyrowicz: To trochę inny wariant niż przyjęcie co do zasady możliwości adoptowania zarodków, ale w Polsce już mamy kilkadziesiąt tysięcy zamrożonych embrionów, do których nikt nie zgłasza pretensji – uruchomienie programu adopcyjnego wygeneruje więcej problemów, niż rozwiąże.
Jarosław Gowin: Stworzy szereg problemów moralnych, praktycznych i prawnych, ale wyeliminuje najważniejszy: problem pozbawiania szansy na życie zamrożonych embrionów. Nie rozumiem i nie akceptuję nauczania Kościoła w tej kwestii. Jeżeli przyjmujemy, że embrion jest osobą ludzką, mamy obowiązek dać mu szansę urodzenia się. Nie chcę nikogo urazić, ale nasuwa mi się tu porównanie moralności uczonych w Piśmie z moralnością miłosiernego Samarytanina. On nie pyta, kim jest ranny leżący przy drodze, i nie zastanawia się nad moralnymi czy społecznymi konsekwencjami przyjścia mu z pomocą. Embriony są „zranione” przez to, że zostały porzucone przez rodziców.
S. Barbara Chyrowicz: Nie podważam szlachetności intencji, ale przecież to Kościół właśnie od momentu powstania metody in vitro zdecydowanie się sprzeciwiał tworzeniu w warunkach laboratoryjnych i zamrażaniu zarodków. Dokładnie w imię ochrony życia. I czy nie jest paradoksalne, że program, który z definicji ma spełnić pragnienie posiadania dzieci, ostatecznie doprowadza do ich porzucania?
Podobną pochwałę intencji czytamy w instrukcji „Donum vitae”, która jednak chwilę później określa adopcję jako niosącą te same problemy, co cały program in vitro. W czym leży problem związany z daniem embrionom szansy na życie?
S. Barbara Chyrowicz: Najpierw w tym, że adopcja jest elementem ryzykownego dla ludzkiego życia programu. Dalej – akcja ratowania embrionów napotyka na przeszkody, które „studzą optymizm”. Skoro wszystkie zarodki są dziećmi, należy ratować wszystkie bez wyjątku, a to jest w praktyce niewykonalne. Czy kobieta zgodzi się na taką adopcję, jeżeli zarodek nie będzie podlegać diagnostyce preimplantacyjnej? Był przecież zamrożony, co może powodować np. genetyczne bądź strukturalne wady. Czy realizacja tego szlachetnego planu jest zatem możliwa bez selekcji, czyli de facto eugeniki? Kobieta zapewne skorzysta też z diagnostyki prenatalnej, bo to przecież ciąża podwyższonego ryzyka. A jeśli diagnostyka wykaże poważne zaburzenia rozwojowe? Przecież zgodnie z prawem może taką ciążę usunąć... A ponieważ to nie jest jej biologiczne dziecko, to opór przeciwko przeprowadzeniu aborcji będzie znacznie słabszy.
Jarosław Gowin: Jestem przekonany, że ci, którzy przystąpiliby do adopcji, mieliby na tyle silną motywację, by ratować ludzkie życie, że byliby gotowi zrezygnować z diagnostyki preimplantacyjnej. Przypomnę zresztą, że w moim projekcie jest ona zakazana jako forma eugeniki. Ma natomiast Siostra rację, że to rozwiązanie jest niespójne z regulacjami antyaborcyjnymi, które dopuszczają diagnostykę prenatalną. Ale zmieniałbym – choć nie ma na to teraz społecznej akceptacji – ustawę antyaborcyjną.
S. Barbara Chyrowicz: Nie sądzę, żeby zgłosiło się wielu potencjalnych rodziców rezygnujących z możliwości diagnostyki preimplantacyjnej i badań prenatalnych.
Jarosław Gowin: W skali świata będzie ich garstka.
S. Barbara Chyrowicz: Więc uda się uratować tylko garstkę dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.