Poplamiona dusza

Tygodnik Powszechny Tygodnik Powszechny
30/2011

Odsetek pijących nałogowo księży jest taki sam, jak lekarzy czy nauczycieli. Ale kapłaństwo nie jest powodem niczyjego alkoholizmu.



Powód

Ksiądz drugi: – Teraz wiem, że od początku nie powinienem pić alkoholu. Każdy kieliszek kończył się dla mnie źle, bo po pierwszym musiały być następne.

Ksiądz trzeci: – Myślę, że gdybym nie został księdzem i założył rodzinę, też bym nałogowo pił. Wiem, że ja jako ja, a nie jako ksiądz, jestem uczulony na alkohol. Wątpię, czy żona by mnie ustrzegła przed chorobą.

Ksiądz piąty: – Ja też byłbym alkoholikiem, nawet gdybym nie był księdzem. Przecież lubiłem wypić jeszcze przed seminarium. Mam brata – założył rodzinę i też pił. Dla dzieci mogło w domu nie być na cukierki, ale wódka zawsze musiała być.

Ksiądz szósty: – Mój ojciec był alkoholikiem. Może dlatego sam się rozpiłem. W seminarium byłem nieśmiały; do dziś taki jestem. W ogóle emocjonalnie byłem cofnięty. To symptomy DDA, jak nazywa się dorosłe dzieci alkoholików. Tylko że kiedy zaczynała się moja przygoda z alkoholem, nie miałem o tym pojęcia.

Choroba – nie grzech

Kościół w Polsce od stuleci prowadzi akcję trzeźwościową. Z plagą pijaństwa walczyły zakony i księża diecezjalni. Trzeźwość propagowali ojciec Maksymilian Kolbe, kardynał Stefan Wyszyński i ksiądz Franciszek Blachnicki oraz świeccy, jak Edmund Bojanowski. Od dziesięcioleci organizuje się rekolekcje trzeźwościowe, propaguje wesela bez wódki, sierpień obchodzi jako miesiąc trzeźwości, a episkopat wydaje listy pasterskie wzywające do walki z pijaństwem.

Mimo to, Kościół bardzo długo nie radzi sobie z alkoholizmem samych duchownych. Biskupi i przełożeni zakonów napominają albo krzyczą na podwładnych. Jedni proszą, żeby zerwali z nałogiem, drudzy grożą karami. Jednak skutek jest mizerny.

Jeszcze do niedawna problem rozwiązuje się tak: pijącego kapłana przenosi się w inne miejsce, żeby sprawę zamieść pod dywan. Księży diecezjalnych biskupi wysyłają czasem do klasztoru, żeby tam odbyli pokutę za pijaństwo. Gdy poprawy nie ma – każą iść na odwyk. Jednak w peerelowskich realiach leczenie odwykowe niewiele daje – nie ma tam prawie terapii.

– W Polsce bardzo długo nikt, nie tylko Kościół, nie umiał sobie poradzić z problemem alkoholizmu – tłumaczy ks. Zbigniew Kaniecki, sekretarz Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości. – Nie było świadomości, że alkoholizm to choroba: alkoholików wrzucano do jednego worka z menelami. A nawet jak taka świadomość była, to nie mieliśmy w naszym kraju profesjonalnej terapii.

Przełożony

Ksiądz drugi: – Za karę przenosili mnie z parafii parafii. Proboszczowie różnie reagowali. Większość groziła, że jak przeholuję, to zaraz dowie się kuria. I tak robili. Ale raz trafiłem do dobrego proboszcza, za dobrego. Jak zapiłem, zastępował mnie przy ołtarzu albo w konfesjonale. Czasem nawet poczęstował kieliszkiem – nie zdawał sobie sprawy, że mnie nie wolno pić w ogóle. Robił to z dobrego serca. O alkoholizmie nie miał pojęcia. Tam dopiero miałem komfort picia.

Biskup kilka razy wzywał mnie na dywanik. Groził palcem i wyzywał: „Wy księża, wykolejeńcy. Tylko wstyd przynosicie!”. Myślał, że od samego gadania przestanę pić.

Ksiądz trzeci: – Do pójścia na terapię namówił mnie rektor seminarium, gdzie miałem wykłady. Odbył ze mną męską rozmowę. Żałuję, że nie poszedłem wcześniej, kiedy inni koledzy mnie namawiali. Uważałem, że ja, człowiek wykształcony i inteligentny, sam sobie poradzę.

Ksiądz piąty: – W zakonie wszyscy wiedzieli, że piję. Ale nikt nie reagował. Przełożony powtarzał mi tylko: „Fajny z ciebie chłop, ale żebyś tyle nie pił”. I na tym się kończyło. Nikt nie umiał mi pomóc.

Ksiądz jedenasty: – Mnie biskup powiedział kiedyś: „Do kamieniołomu bym cię wysłał, to zaraz byś przestał pić”. Nie miał zielonego pojęcia, że to choroba. Na początku wysłali mnie do... kliniki psychiatrycznej. Kiedy wyszedłem, od razu poszedłem do knajpy i wypiłem dwie setki. W czasie tej terapii tylko nakręcałem się do picia.

Ksiądz dwunasty: – Mój biskup wspierał mnie w trzeźwieniu. Gdy byłem już na terapii, wysłał do mnie w odwiedziny swojego bliskiego współpracownika. Ten powiedział: „Szef się cieszy”. Dodało mi to otuchy. Wiedziałem, że nie jestem sam.

Na terapię trzeba namówić

Księża dotknięci alkoholizmem leczą się głównie w świeckich ośrodkach terapeutycznych. Istnieją jedynie dwa miejsca, gdzie na terapię przyjmuje się samych duchownych. Pierwszy prowadzi ks. Kondratowicz w Kowalewie, drugi – ks. Henryk Korża w Nałęczowie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...