Koniec ery subkultur?

Więź 2-3/2012 Więź 2-3/2012

Subkultury młodzieżowe zajmują wyrazistą postawę w stosunku do całej otaczającej je rzeczywistości albo do pewnych jej elementów. Wyrazem tej postawy może być dbałość o swój ubiór zewnętrzny, czego świetnym przykładem są chociażby skini, którzy ubierają się bardzo czysto, schludnie, mają zawsze wypastowane buty itd. Czy to jest bunt?

 

Ale nuda…

Karabin: W zeszłym roku na ekrany polskim kin wszedł film Sala samobójców Jana Komasy. Opowieść o nastolatku z zamożnego domu, który nie może się odnaleźć w świecie przesytu rzeczy i ucieka w rzeczywistość wirtualną. W jednym z wywiadów Komasa opowiadał o tym, że spotykając dzisiejszych licealistów z dobrych domów, ma wrażenie, że oni mają wszystko, więc zalała ich fala nudy.

Sińczuch: Dziś dzieci wręcz brodzą w zabawkach, które ciągle przynoszą im rodzice, ciocie, wujkowie, dziadkowie. Chociaż często rodzice trzymają dzieci z dala od telewizora, to nadal otrzymują one niewiarygodną ilość bodźców. Jak sobie z tym radzą ich aparaty poznawcze? Budują wyższy próg wrażliwości. Czyli coś musi być naprawdę „wow!”, żeby wytrącić je z równowagi. To pochodna życia w świecie, który dostarcza taką liczbę bodźców – w tym pokoleniu musiał wytworzyć się brak wrażliwości na te bodźce. Przecież już od lat 20. XX w. wiemy, że systematycznie powtarzany bodziec, nawet jeśli jest przyjemny, z czasem traci wartość stymulującą. Dawniej emocje towarzyszące przeczytaniu dobrej książki czy obejrzeniu świetnego filmu były dużo większe, bo dostęp do takich filmów czy książek był trudniejszy. Dziś każdy może sobie ściągnąć z internetu dany film i obejrzeć go kilka razy – to rodzi znudzenie.

To znudzenie prowokuje oczywiście do poszukiwania mocnych wrażeń, które będą wystarczająco silne i autentyczne, żeby coś zmienić. Młodzi ludzie od zawsze mieli skłonność do przekraczania granic, eksperymentowania ze swoim ciałem, do tworzenia sytuacji granicznych. Nie ma takiego drugiego okresu w życiu, w którym człowiek by tak silnie wierzył w swoją nieśmiertelność jak w okresie młodości.

Karabin: Dlatego coraz częściej słyszymy o różnych formach samookaleczeń – sznytach, przypalaniu, podduszaniu?

Sińczuch: Tatuaże, piercing to cywilizowane formy zabawy z ciałem. We wszystkich tradycyjnych społecznościach istniały ryty przejścia w dorosłość. Często wiązały się one z okaleczeniem albo wystawieniem na ciężkie próby, silny stres. To było potrzebne, żeby zaznaczyć moment przejścia – nie byłeś dorosłym człowiekiem, a teraz już jesteś. We współczesnej cywilizacji takich rytów już nie ma, do niedawna zbliżoną funkcję pełniło dla kobiet zamążpójście, a dla mężczyzn służba wojskowa. Dziś takich markerów już praktycznie nie ma, a nadal istnieje potrzeba zaznaczenia momentu przejścia z pozycji zależności do pozycji niezależności. Młody człowiek myśli: byłem dzieckiem, ale już nie jestem, muszę to jakoś podkreślić, więc może sobie zrobię tatuaż. Jestem inna/inny, widzę to i czuję, chcę, żeby moje ciało też było inne.

Karabin: A czy wspomniane przez Pana znudzenie młodych ludzi przekłada się na ich zaangażowanie w życie społeczne?

Sińczuch: Polacy mają generalnie niski poziom uczestnictwa społecznego. Jesteśmy społeczeństwem na dorobku, mamy więcej do stracenia – ktoś pójdzie na manifestację, a szef go podpatrzy i zaraz może mieć kłopoty... Głównie jednak chodzi o to, że  ludzie nie mają czasu, bo pracują. Dziś młodzi ludzie coraz częściej łączą pracę z edukacją. Jeśli ktoś cały tydzień pracuje na normalnym etacie, a w weekendy chodzi na zajęcia do szkoły zaocznej, to gdy w końcu ma wolną chwilę, woli iść ze znajomymi do knajpy, zrobić coś dla siebie, a nie iść na demonstrację.

Karabin: A jednak w Polsce również odbyły się demonstracje „oburzonych”. Prof. Jan Hartman powiedział o nich: „swobodna manifestacja, zresztą nie tylko polskich «oburzonych», przedstawia nam młodzież jako zbiorowość filisterską i egoistyczną. Nie czują wstydu przed jałowym demonstrowaniem niezadowolenia oraz żądań materialnych, bez żadnych, choćby naiwnych, propozycji reformatorskich, bez żadnego idealizmu, wyrażającego się w deklaracji gotowości do jakichś poświęceń czy starań. Jałowe, naiwne, roszczeniowe i bezideowe”. Czy to kolejna odsłona „generacji Nic”?                                                                                  

Sińczuch: Zanim odpowiem, zwrócę tylko uwagę, że demonstracje robotnicze w XIX w. odbywały się pod hasłami „Chleba, pracy”. Na dobrą sprawę im też można by zarzucić bezideowość.

Czy obecnie mamy do czynienia z „generacją Nic”? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Moim zdaniem prędzej możemy tych młodych nazwać „pokoleniem relacji” – intymnych, przyjacielskich. Albo możemy też ich określić „pokoleniem mikrokosmosu”, czyli ludzi nastawionych na realizację siebie w intymnych relacjach społecznych, najczęściej właśnie przyjacielskich.

Karabin: A może manifestacje „oburzonych” to wyraz społecznego przebudzenia młodych?

Sińczuch: Dla mnie przykładem takiego przebudzenia była akcja młodzieżowa pod hasłem „Giertych musi odejść”. Wtedy dało się zauważyć mobilizację młodzieży, zawiązał się jakiś ruch społeczny, który bojkotował ideę mundurków w szkołach. Co prawda po odejściu ministra Giertycha sprawa rozeszła się po kościach, ale samo zjawisko uznaję za świetną inicjatywę.

Xeroboy    

Karabin: W ostatnim czasie w dużych miastach pojawili się młodzi ludzie, których nazywa się hipsterami. W USA ruch pod taką właśnie nazwą pojawił się na początku nowego tysiąclecia, skupiał młodych przedstawicieli klasy średniej zainteresowanym niezależną muzyką  i filmem, kontestujących aktualne trendy i mody w kulturze i ubiorze. Gdy patrzymy na współczesnych hipsterów, możemy odnieść wrażenie, że oni nie kontestują mainstreamu, tylko właśnie wyznaczają mu trendy. Antymoda stała się modą?

Sińczuch: W każdej subkulturze jest element snobizmu, szukania idealnego wzorca, dyskusji, kto jest prawdziwy, kto jest fałszywy, kto się podszywa, kto kopiuje. W języku hip-hopu istnieje określenie xeroboy, czyli ktoś, kto ubiera się jak hip-hopowiec, ale nim nie jest. W języku punkowców jest to „sezon”, czyli człowiek, który stawia sobie irokeza po zakończeniu roku szkolnego i przez dwa miesiące jest wielkim punkowcem, a gdy się kończą wakacje, grzecznie go zaczesuje. W każdej subkulturze zawsze są trendsetterzy i naśladowcy, prekursorzy i epigoni. Nasi rodzimi hipsterzy dla wielu ludzi stanowią punkt odniesienia, bo przeciwstawiają się obsesji posiadania, bojkotują pogoń za najnowszymi modelami komórek, najdroższymi autami i znajdują frajdę w tym, na co ich stać.

Taka filozofia przekłada się chociażby na sposób ustalania hierarchii w grupie. Zazwyczaj o miejscu w hierarchii decydują rzeczy, które się posiada – jak śpiewał Kazik – „bo te droższe są lepsze, a te tańsze są gorsze”. To jest gadżeciarstwo, które było widoczne nawet u punkowców, tylko tam konkurencja szła o to, kto bierze mocniejsze dragi, kto będzie większym wojownikiem itd. Hipsterzy nie licytują się w zachowaniach autodestrukcyjnych, natomiast mogą konkurować o to, kto będzie miał bardziej odjechaną pracę, kto będzie na  bardziej zadziwiającym wolontariacie. To, że młodzi ludzie pracujący w korporacjach zaczynają mówić w języku jakości życia, dowodzi, że propozycja hipsterska jest żywa i potrzebna. Hipsterzy są jedną z manifestacji pokolenia relacji.

Na drugim biegunie jest emo. Socjolog Małgorzata Jacyno opisywała subkulturę emo jako fenomen kulturalizacji depresji. To subkultura, która opiera się na emocjach wypartych z dyskursu – płaczu, rozpaczy, smutku, tych emocjach, o których się nie mówi, bo przecież wcale tacy nie jesteśmy, a jak jesteśmy, to głęboko to ukrywamy!

Rzeczy wyparte z porządku kultury dominującej stawały się często kamieniem węgielnym subkultur. U hipisów to wolna miłość, brak agresji, maksymalna tolerancja, postulowana przecież w mocno zhierarchizowanym społeczeństwie amerykańskim zaangażowanym w wojnę w Wietnamie. U punkowców – nicnierobienie, bezrobocie, lekceważenie zasad. U rastamanów – sacrum, ale też narkotyki. U emo – depresja, smutek, poczucie braku sensu w życiu, użalanie się nad własnymi emocjami. Młodzi buntują się przeciwko wypieraniu tego z obiegu kulturowego, podnoszą to, co wyrzucone, ale jednocześnie ważne i obecne w ich świecie i to właśnie zamieniają w oś subkultury.

Rozmawiała: Ewa Karabin

Marcin Sińczuch – socjolog, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się socjologią młodzieżową, antropologią kulturową, zagadnieniem przebiegu biografii i cyklów życiowych. Ekspert Ministerstwa Edukacji i Nauki, członek europejskich forów badaczy młodzieży (Youth Knowledge Experts Board – Council of Europe, EUNYK – European Network of Youth Knowledge). Autor publikacji i książek, m.in. Wchodzenie w dorosłość w warunkach zmiany społecznej, Dwie prawdy o młodzieży polskiej. Raport z badań (współautor).
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...