Boże DNA

Któż jak Bóg 2/2025 Któż jak Bóg 2/2025

Kilka lat temu przy okazji studiów z zakresu psychologii przywództwa na jednych z zajęć omawialiśmy temat zaangażowania w pracę zawodową. Rozpoczynając dyskusję, prowadzący przedstawił nam listę rankingową przygotowaną w oparciu o dane naukowe, która wskazywała na zawody szczególnie wymagające stałego podnoszenia kwalifikacji. Na szczycie tej listy jednym z zawodów był zawód… bibliotekarza.

Uśmiechnęłam się i pomyślałam: „No fakt, nie mam umiejętności, której nie wykorzystałabym w mojej pracy”. Nie pamiętam też, abym miała okres jakiegoś względnego spokoju, w którym mogłabym popracować dłużej według ustalonego schematu. Właściwie w każdym roku okoliczności zewnętrzne „wymuszają” na mnie poszerzanie wiedzy, w każdym roku mojego zawodowego życia znajduję się w innej sytuacji, z dużym wyzwaniem przed sobą. Na to jeszcze nakłada się odpowiedzialność za zespół i realizację celów mojej firmy.
Trudno mi powiedzieć, jak jest w innych zawodach: piekarza, stolarza, ślusarza, mechanika, nauczyciela historii, wychowania fizycznego, języka polskiego czy innych. Wiele słyszy się o wypaleniu zawodowym, przemęczeniu pracą, zbyt dużym tempie życia zawodowego. Trendy psychologiczne, ale też związane z zarządzaniem organizacją, zwracają się obecnie w kierunku podejścia work-life balance.
Mówi się, że pokolenie „płatków śniegu” jest dosyć asertywne w kwestii pracy zawodowej i ceni sobie rozdzielanie życia zawodowego i rodzinnego, chroniąc przede wszystkim aspekty życia osobistego i wypoczynek. Na tym tle pokolenie X-ów jawi się jako tania i naiwna siła robocza, przynosząca „robotę do domu”. Oczywiście trzeba tu zaznaczyć, że mówimy o generalnych poglądach na rozważaną sprawę.
Czy jest wobec tego jakiś wyznacznik, który określałby, ile i w jakim kierunku mamy rozwijać się zawodowo i prywatnie? Czy istnieją jakieś granice lub limity?
Przychodzi mi w tej chwili na myśl pewna historia opisana przez o. W. Kluza OCD w książce „Mąż modlitwy i czynu”, gdy ks. Bronisław Markiewicz został skierowany na parafię do Gaci: „Dobry pasterz dbał o dusze swoich wiernych, ale nie zapominał też o ich potrzebach intelektualnych. I oto ks. Markiewicz zaczął sprowadzać lekturę rolniczą, czasopisma fachowe i wraz z rolnikami zapoznawał się z nowoczesną gospodarką rolną. Pojawiły się nowe sady, rozwinęło się pszczelarstwo, warzywnictwo, hodowla drobiu i bydła. Niemal w oczach podnosiła się stopa życiowa wiernych – ku radości duszpasterza. Wkrótce też otworzono w Gaci spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”” (s. 30). Warto dodać, że tuż przed przyjściem do Gaci przyszły błogosławiony prosił biskupa o skierowanie go na studia w zakresie filozofii, historii i literatury polskiej (w wieku 30 lat), aby mógł lepiej porozumiewać się z wykształconymi osobami spotykanymi w pracy duszpasterskiej (s. 25-27).
Osobiście przykład błogosławionego odczytuję w następujący sposób: człowiek powinien wkładać tyle energii w rozwój swojej osoby, aby było to z widocznym pożytkiem dla niego samego i dla innych. Widzę to nie tylko jako powołanie, ale też jako odpowiedź na pytanie o to, po co jestem tu, na ziemi. Przecież nie chodzi tylko o przebrnięcie przez padół łez. Może chodzi właśnie o to, aby dojść do takiego poziomu szlachetności, abyśmy byli osobami „jak złoto”, czyli najwyższej próby.
Ks. Bronisław Markiewicz powiedział kiedyś: „Gdy odnowię dusze parafian, oni odnowią Kościół i sprawią to, co potrzeba w Kościele” (s. 60). Parafrazując, można powiedzieć, że jeśli będziemy odnawiać, reformować i rozwijać każdą sferę naszego życia, będziemy w stanie odnawiać, reformować i rozwijać świat wokół nas. Tak sobie wyobrażam, że żeby wejść do domu Ojca, który jest przede wszystkim miłosierny (a miłosierdzie widzę jako szlachetność i sprawiedliwość w biblijnym ujęciu), trzeba nam dojrzeć do Bożego DNA, aby móc stać się Jego dzieckiem i dziedzicem.
 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| PRACA, ZAWÓD

aktualna ocena | - |
głosujących | 0 |
Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super

Reklama

Pobieranie... Pobieranie...

Reklama