Mimo iż wspomnienia więźniów obozowych w przeważającej części bywają próbą opisu logiki, według której działał obóz, tj. porządku zła, to stanowią one również zapis pięknych i heroicznych czynów. Tym, co szczególnie cenne w książce Viktora Frankla, to świadectwo solidarności i braterstwa, które, na przekór nienawiści, rodziły się pośród niektórych więźniów.
Człowiek przeznaczenia
Mimo iż wspomnienia więźniów obozowych w przeważającej części bywają próbą opisu logiki, według której działał obóz, tj. porządku zła, to stanowią one również zapis pięknych i heroicznych czynów. Tym co szczególnie cenne w książce Viktora Frankla, to świadectwo solidarności i braterstwa, które, na przekór nienawiści, rodziły się pośród niektórych więźniów. Ich fundamentem było przekonanie, iż nie istnieje „mój” bądź „twój’ los i nie jest tak, iż każdy „sobie” tylko istnieje, dbając o własne przeżycie, lecz istnieje „nasz” los i „nasza” historia, którą budować będziemy razem, w której – co więcej – „ja” będę dla ciebie, a „ty” będziesz dla mnie – będziemy wzajemnie dla siebie. W ten sposób jeden więzień był gotów nieść „ciężary” drugiego, wybiegając, na przykład, przed szereg i podnosząc upadającego w oddali kolegę, narażając siebie na karę chłosty, lecz ratując, być może, życie kolegi. Innym razem, jeden drugiemu oddał kawałek własnego sznurowadła, by tamten mógł wyjść do pracy, dotrzeć do niej i powrócić. Wielokrotnie więźniowie ratowali siebie wzajemnie przed popełnieniem samobójstwa, podtrzymując, ledwie tlącą się w nich nadzieję. Sam Frankl, gdy zobaczył, iż jego młody przyjaciel, powoli traci nadzieję, opowiadał mu każdego ranka w pracy zabawne historie dotyczącego tego, jak będzie ich życie wyglądało po wyjściu z obozu, zmuszając go do planowania tego nowego życia krok po kroku. Innym razem, w ramach solidarności z jednym z więźniów, którego ucieczka z obozu się nie powiodła, cały obóz głodował przez dwadzieścia cztery godziny, byleby ten nie został stracony.
Solidarność i braterstwo, które panowały między więźniami, można byłoby nazwać solidarnością i braterstwem w „byciu”, bo właśnie o „bycie”, o obecność, przede wszystkim chodziło. Doskonałą ilustracją tego fenomenu jest dobrowolne pozostanie Viktora Frankla w obozie koncentracyjnym, mimo możliwości ucieczki. W czasie, gdy Frankl opiekował się chorymi na tyfus w obozowym szpitalu – sam będąc ledwo wyleczonym, o niepewnym jeszcze stanie zdrowia – otrzymał od przełożonego szpitala propozycję wyjazdu z obozu samochodem, dostarczającym leki. Ucieczka ta była zaplanowana z detalami i wystarczyło, by Frankl po prostu wsiadł do samochodu. Tymczasem on – ku zaskoczeniu wszystkich wtajemniczonych w plan jego ucieczki – stanowczo odmówił, twierdząc, iż jego miejsce jest właśnie w obozie, przy drugim człowieku – towarzyszu, który potrzebuje jego obecności i wsparcia.
Wydaje się, że przyczyna tych i wielu innych wielkich czynów więźniów obozowych, które nie zostały tutaj wspomniane, leży w tym, iż ludzie ci, nie tylko zaakceptowali swój pobyt w obozie, lecz przyjęli oni całe tego brzemię . Człowiek opisanego przypadku pojął jedynie fakt bycia w obozie, czyli powierzchowność całego wydarzenia. Wskutek tego uznawał on, iż to, co widzi i czego doświadcza, nic mu nie mówi i nie odsłania, a pobyt w obozie jest beztreściowy. Tymczasem ci ludzie, chociaż początkowo również pojmowali powierzchownie wydarzenia, gdyż dokuczał im strach, przerażenie, tęsknota za bliskimi, a potem zobojętnienie i duchowe znurzenie (apatia), potrafili je przezwyciężyć. Uniezależniając się i uodparniając na czynniki zewnętrzne, wycofywali się do swego wnętrza i z niego próbowali wypatrzyć to, co się przed nimi wydarzało. ??????Tym, co wówczas im się „udawało” był sens – sens ich bycia w obozie. Każdy z nich był tam w jakimś celu oraz po coś i chociaż zazwyczaj tego sensu nie potrafili nazwać i określić, to wiedzieli, że on jest. Coś zostało mu tutaj zadane i prze-znaczone, co więcej – „coś” co wkomponowało się w to, co przyszłe i co dopiero nadejdzie. Człowiek, odkrywając to, co w danej chwili jemu przeznaczone, odkrywał jednocześnie horyzonty, które rozpościerały się daleko przed jego oczyma, a które, chociaż niejasno zarysowane, po porostu były. Doświadczając sensowności tej właśnie chwili, tego właśnie momentu, doświadczał on jednoczenie pewnej „nadwyżki”, tego, iż to jeszcze nie wszystko, to jeszcze nie cała esencja jego egzystencji.
Tendencja pójścia w głąb i nie zatrzymywania się na powierzchni bytu sprawiała, iż człowiek przeznaczenia nie mijał się z nim, ale podchwytywał je w sposób źródłowy. W świetle prawdy rozpoznawał on wówczas siebie, swoje „bycie” oraz to, co mu zostało przeznaczone. Przeznaczone jednak nie przez jakiś los, czy fatum, ale przez jego naturę, gdyż to, co odkrywał on wówczas, to fakt, iż bez względu na wszystko musi pozostać człowiekiem, a przede wszystkim sobą samym.
Siła miłości
Myślenie według przypadku, bądź przeznaczenia, stanowi bezpośredni skutek sposobu przeżywania świata wartości, tego czy człowiek dostrzega ich istnienie, czy rozpościera się przed nim jedynie pusta i wyjałowiona przestrzeń. Widzenie to jednak nie zależy od samego człowieka, lecz od jakiegoś wyższego czynnika, które go odpowiednio ukierunkowuje, wskazując te wartości, w których może on spełnić własne istnienie i te, które spełnienia tego z góry mu odmawiają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.