Możemy pytanie „dla czego żyjemy?” rozumieć w kontekście normatywnym i zapytywać, dla czego powinniśmy żyć, nawiązując do klasycznego kształtu źródłowego pytania etyki – jak żyć? Możemy wreszcie pytać o ostateczny cel ludzkiego bytowania, ku któremu, chcąc nie chcąc, żyjemy, ku któremu jesteśmy ze swej natury, wewnętrznej istoty ukierunkowani, niezależnie nawet od świadomości tego ostatecznego celu.
Poziom normatywny
Dla czego powinienem żyć? Czy odpowiedź na to pytanie jest uzależniona wyłącznie od mojego arbitralnego postanowienia, czy też istnieje jakiś kod egzystencji, jakieś zobowiązanie wynikające z bycia człowiekiem? Co jest właściwym etosem, rozumianym jako domostwo człowieka? Co stanowi przestrzeń jego wzrastania, ewangelicznego „owocowania”? Jak żyć? – pytamy za etyką, która stawia to pytanie w kulturze europejskiej począwszy od Sokratesa, czyli od dwóch i pół tysiąca lat. Czy istnieje jakaś fundamentalna prawda o ludzkim życiu? Jean-Paul Sartre, opisując egzystencję człowieka skazaną na wolność, na wybór w świecie bez obiektywnych dóbr i wartości, przekonywająco ukazał absurd takiego bytowania. W świecie, w którym wszystko jest równie ważne i istotne, nic nie jest ważne i istotne, a wolność staje się przekleństwem (jesteśmy „skazani na wolność”, powie Sartre). Całkowita dowolność, brak obiektywnych zobowiązań, zakazów, powinności skazuje człowieka na poczucie pustki i jałowości życia, czyniąc w zasadzie każdy wybór równie dobrym (i, konsekwentnie, równie złym). To sfera tego, co Paul Ricoeur nazywał „dziką wolnością”. Wolność może stać się odpowiedzialnością, nabrać właściwego sobie sensu tylko w świecie obiektywnego dobra, obiektywnej „prawdy o dobru” (Karol Wojtyła). Obiektywne „co” naszego życia jest przez nas poszukiwane. Wierzymy, że jest to rzeczywistość zastana, a nie tylko kreowana przez nasze dowolne, migotliwe decyzje i zmienne postanowienia. Doświadczamy wszak często „wołania” powinności, nierzadko zresztą idącej na przekór naszym własnym potrzebom, dążeniom, zamierzeniom. Kant mówił o obowiązku moralnym, który należy wypełniać, nie pytając nawet o powody i racje. Tu otwiera się przestrzeń stricte moralna, której doniosłości dla bycia człowiekiem przecenić się nie da. Akcentował to Artur Schopenhauer, pisząc: „doskonałość moralna stoi wyżej od wszelkiej mądrości teoretycznej (…). Człowiek szlachetny, jakiekolwiek byłyby jego braki pod względem intelektualnym, dowodzi swymi czynami największej wiedzy i najwyższej mądrości i zawstydza człowieka genialnego i uczonego, który by swym postępowaniem zdradzał, że owa wielka prawda pozostała obcą jego sercu” (O podstawie moralności, tłum. Z. Bossakówna, Warszawa 1994, s. 169-170). To dzięki moralności, choćby potencjalnemu otwarciu na nią, człowiek jest celem samym w sobie, posiada godność jako niezbywalną wartość ontologiczną. Niemiecki fenomenolog Dietrich von Hildebrand zauważał: „Wartości moralne są najwyższe spośród wszystkich wartości naturalnych. Dobroć, czystość, poszanowanie prawdy i pokora stoją ponad geniuszem, mądrością, kwitnącym zdrowiem, stoją wyżej niż piękno natury i sztuki, niż ład i siła państwa (…). Wartości moralne są węzłowym problemem świata; brak moralnych wartości jest największym złem, gorszym niż cierpienie, choroba, śmierć, gorszym niż upadek kwitnących kultur” (Fundamentalne postawy moralne, w: tenże, J.A. Kłoczowski, J. Paściak, J. Tischner, Wobec wartości, Poznań 1982, s. 10). Ale żyjemy nie tylko dla wartości moralnych. Spośród pozamoralnych wartości duchowych szczególną rolę w życiu człowieka odgrywa prawda. Tę doniosłość prawdy człowiek odczuwa, potrafiąc dla niej często poświęcać wiele dóbr z własnym zdrowiem i – in extremis – życiem na czele. Życie prawdą, życie dla prawdy zdaje się stanowić jeden z najbardziej fundamentalnych imperatywów egzystencjalnych człowieka. Walka o prawdę, cierpienie za prawdę – przykładów heroicznego trwania w prawdzie, bycia wobec prawdy, historia, choćby tylko najnowsza, dostarcza w nadobfitości. Swą doniosłość dla życia duchowego człowieka ujawnia też piękno – jego realizacja i kontemplacja – zaliczone przez Platona, wraz z dobrem i prawdą, do triady najwyższych dóbr. Starożytni myśliciele greccy wiązali dobro i piękno w jedną wartość perfekcyjną, wskazując na ich organiczną jedność (kalokagatia), co często powraca we współczesnej myśli etycznej i estetycznej. Dobro/piękno to wartości rozwijające w człowieku jego człowieczeństwo, czyniące go bardziej nim samym.
Życie człowieka to także przyjemności, namiętności, realizacja celów utylitarnych, przestrzeń witalna. To przestrzeń domagająca się zaprowadzenia w niej jakiegoś ładu, porządku, harmonijnego wkomponowania tej sfery w całokształt egzystencji człowieka. To przestrzeń będąca dla człowieka darem i zadaniem – mądrego korzystania z dóbr, które oferuje, roztropnego partycypowania w niej.
Płaszczyzna metafizyczna
Tytułowe pytanie nabiera tu radykalności, sięga granic poznawczych człowieka, granic rozumienia. Jednocześnie mamy poczucie, że nie wolno go nie stawiać. Człowiek ma – co przyznawał nawet Immanuel Kant – niezbywalną inklinację metafizyczną. „Dla czego” – pytamy tu koniec końców o to, co myśl klasyczna nazywała celem ostatecznym człowieka, dostrzegając go w szeroko pojętym szczęściu. Dla Arystotelesa było nim rozwijanie spotencjalizowanej natury człowieka, dla św. Augustyna i św. Tomasza – przede wszystkim wspólnota z Bogiem jako wypełnienie dążeń człowieka do pełni szczęścia. Bo niespokojne jest serce człowieka – jak powiadał biskup Hippony – dopóki nie spocznie w Bogu. Bóg jest nadsensem, który na zasadzie partycypacji udziela się człowiekowi. Dziś samo pojęcie celu ostatecznego znika, rozbite na serię celów szczegółowych, często tworzących zupełnie niezborne mozaiki i składanki. Destrukcja natury człowieka, jego wewnętrznej teleologii uniemożliwia wypracowanie jakichkolwiek współczesnych propozycji dotyczących metafizycznego rozumienia powołania osoby ludzkiej. A jednak problem pozostaje i zdaje się być coraz bardziej palący. Przede wszystkim egzystencjalnie, praktycznie.
*******************
Konkretna odpowiedź na pytanie „dla czego żyjemy?” mówi nam o określonej strategii „poczynania samego siebie”, jak pisał Søren Kierkegaard. Charakter tej odpowiedzi ma znaczenie przede wszystkim praktyczne. Stwarza ona szansę na zmianę, na nawrócenie, czyli zwrócenie się ku drodze rozwoju w sobie człowieczeństwa, stawania się sobą, bycia autentycznym. Pytanie to w naszych czasach nabiera doniosłości głównie ze względu na kłopoty i silne zaburzenia w międzypokoleniowym przekazie wartości oraz rozchwianie osobowej tożsamości. Człowiek ponowoczesny nerwowo porusza się po współczesnym rynku idei, wartości, religii, recept na życie i po kramie z rozmaitymi kostiumami, w które do woli może się przystrajać człowiecze ja. Od człowieka zależy, po który kostium sięgnie, jakie wartości i idee uzna za swoje – kram próbuje tworzyć poczucie, że wszystkie są równoprawne i równie prawdziwe. Tym bardziej pytanie „dla czego żyjemy?” warto stawiać tak w przestrzeniach teoretycznego namysłu, jak i na życiowych szlakach współczesnego człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.